Register

Recent Posts

Pages: [1] 2 3 ... 10
1
Metody perswazji i manipulacji / Ambasador Chin: Test globalnego systemu
« Last post by BladyMamut on (Sun) 22.03.2020, 23:45:18 »
Ambasador Chin: Test globalnego systemu

W Rzeczpospolitej pojawił się manifest żółto[czerwonych] braci z Chin:

Coraz bardziej dociera do nas, że świat nie jest samotną wyspą i żaden kraj nie może przetrwać sam. Konieczne jest zacieśnienie międzynarodowej współpracy - pisze ambasador Chin w Polsce.

Pod koniec roku, w samym środku zimy Chiny doświadczyły „mroźnego podmuchu” epidemii zapalenia płuc wywołanego przez nowy typ koronawirusa. Dla leżącego w centrum wybuchu choroby bohaterskiego Wuhanu oznaczało to trudne chwile. W obliczu tak poważnych zdarzeń chińskie władze pod kierownictwem przewodniczącego Xi Jinpinga podjęły szybkie i zdecydowane działania, a cały naród postępował zgodnie z rozporządzeniami – rozpoczęła się zawzięta wojna z epidemią, wojna narodowa, wojna totalna. Podjęte kroki odzwierciedlają wysoki poziom odpowiedzialności władz chińskich za życie i zdrowie obywateli oraz za globalne bezpieczeństwo zdrowia publicznego. Działania te zyskały szerokie uznanie społeczności międzynarodowej.

Dziś wiosna powraca. Po prawie dwóch miesiącach ciężkiej pracy działania zapobiegawcze i kontrolne zaczęły przynosić pozytywne rezultaty: wszystkie szpitale modułowe w Wuhanie zostały zamknięte, liczba potwierdzanych nowych przypadków w wielu prowincjach zmniejszyła się do zera, większość wyleczonych została wypisana ze szpitala, życie gospodarcze coraz szybciej wraca do normy. W Chinach już widać zwycięskie promienie świtu w walce z epidemią. Błyskawiczne działanie chińskiego narodu udowodniło, że nowego koronawirusa można więc pokonać, można mu zapobiec, można go również wyleczyć.

Przywództwo i system

Podczas ogólnonarodowej wojny z epidemią zmierzyliśmy się z bezprecedensowym wyzwaniem, był to dla nas ogromny test, podczas którego nieustannie mieliśmy wiarę w zwycięstwo, z odwagą parliśmy naprzód, nie cofnęliśmy się choćby o krok i stopniowo uzyskiwaliśmy pozytywne rezultaty. Zawdzięczamy to kilku czynnikom. Po pierwsze oparciu na silnym przywództwie.

Nie zapominamy o naszej pierwotnej misji i wzniosłych ideach ochrony kraju. Przewodniczący Xi Jinping osobiście dowodził działaniami podczas tej wolnej od wystrzałów wojny, osobiście również udał się na linię frontu. Wielokrotnie odbywał spotkania na najwyższym szczeblu i na bieżąco udzielał ważnych instrukcji, aby umożliwić szeroką i powszechną mobilizację w ogólnonarodowej wojnie z epidemią.

Przewodniczący Xi zawsze podkreślał, że na pierwszym miejscu znajduje się życie i zdrowie ludzi, a także potrzeba zatrzymania wirusa na „pierwszej linii frontu” oraz zbudowania „wielkiego muru” chroniącego przed epidemią Chiny i społeczność międzynarodową. W kluczowym momencie walki udał się do Wuhanu. Tam przeprowadził bardzo wzruszającą rozmowę z przedstawicielami personelu szpitala Huoshenshan, podczas której powiedział: „Wszyscy nosicie kombinezony i maski ochronne, nie mogę zobaczyć waszych twarzy, ale w moich oczach jesteście najpiękniejszymi ludźmi!”.

Zwycięstwo zawdzięczamy również zaletom płynącym ze sprawnego i skoordynowanego systemu. Zjednoczenie i wspólna praca mogą wznieść twierdzę, która nie ustąpi przed przeciwnościami. Podczas stawianiu czoła epidemii wyraźnie uwidoczniły się zalety płynące z socjalizmu o chińskiej specyfice. W „zamkniętym mieście” Wuhan miliony obywateli świadomie poddało się domowej kwarantannie. Pokazali nam swą prawość i poświęcenie. Ponad 40 tys. lekarzy i pielęgniarek z całego kraju ruszyło na pomoc Hubei, pokonując tysiące kilometrów, by w dzień i w nocy ratować tamtejszych pacjentów. Szpitale Huoshenshan i Leishenshan zbudowano w ciągu dziesięciu dni.

Pokazano nam szybkość i wydajność, z jaką działają chińska armia i firmy budowlane. Gdy jeden ma kłopoty, zewsząd przychodzi pomoc. 19 prowincji w całym kraju wspierało Hubei, a dzięki ogromowi przekazywanych materiałów medycznych i ich odpowiedniej dystrybucji możliwe było utrzymanie pierwszej linii walki z epidemią. Pokazano nam jedność i siłę chińskiego społeczeństwa. Młodzi wolontariusze urodzeni w latach 90. i po 2000 r. wspaniale walczyli, by odwrócić bieg wydarzeń, służyli szpitalom i osiedlom. Pokazali nam poświęcenie i emocje panujące wśród młodego pokolenia w Chinach.

W erze internetu z pomocą w walce z epidemią przyszły również technologie big data. Wprowadzenie telemedycyny, dronów i bezdotykowych supermarketów pokazało innowacyjność i siłę chińskich technologii. Za tym wszystkim kryją się pozytywne cechy socjalizmu o chińskiej specyfice pozwalające na koncentrowanie naszych sił na czynieniu rzeczy wielkich. Jak słusznie powiedział dyrektor generalny Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) Tedros Adhanom Ghebreyesus: „Nigdy w życiu nie widziałem takiej mobilizacji”.

Wspólna obrona

O zwycięstwie decydowało również utrzymywanie naszej wyjściowej idei rządów zorientowanych na ludzi. Odwaga i nadzieja determinują rozwój lub upadek światów. Rząd chiński zawsze był odpowiedzialny za swych obywateli, dbał o ich bezpieczeństwo, a chorzy byli na pierwszym miejscu. Rząd gwarantował, że każdy, kto zachorował, był przyjmowany i leczony natychmiast. Wiadome jest, że potwierdzony lub podejrzany przypadek to nie kolejna liczba w statystyce, ale prawdziwy człowiek, za którym stoi rodzina. Dlatego zaangażowano ogromne zasoby – stale zwiększając liczbę łóżek w szpitalach, znacznie skrócono czas diagnozy i przyspieszono badania naukowe.

Łączna liczba ozdrowieńców przekroczyła 70 tys., wskaźnik wyleczeń wzrósł do 84 proc., co więcej, przez 22 kolejne dni liczba osób powracających do zdrowia przekraczała liczbę nowo potwierdzonych przypadków zachorowania. Jednocześnie jesteśmy zaniepokojeni sytuacją Chińczyków za granicą, pomagamy rodakom pozostającym poza Chinami w powrocie do ojczyzny oraz organizujemy możliwość przeprowadzania przez lekarzy zdalnej diagnozy i leczenia. W krytycznym momencie nasz kraj dokłada wszelkich starań, by chronić swych obywateli.

Powodzenie zawdzięczamy ustanowieniu mechanizmu wspólnej profilaktyki i kontroli. Obrona przed wirusem nie była samotnie toczoną wojną, a synowie i córki Chin zmobilizowali się do wspólnej walki. W obliczu szybko rozprzestrzeniającego się i bardzo niebezpiecznego wirusa rząd centralny niezwłocznie ustanowił skuteczny mechanizm wspólnego zapobiegania i kontroli epidemii, efektywnie koordynował działania prewencyjne i kontrolne wszystkich stron. Dzięki jego wysiłkom cały kraj był niczym plansza w grze w szachy, wszystkie urzędy w jednakowym standardzie stosowały się do nakazów i zakazów. 31 prowincji, regionów autonomicznych i miast wprowadziło I stopień zagrożenia zdrowia publicznego i zgodnie z bieżącymi potrzebami ściśle sprawowano nadzór nad przemieszczaniem się ludności oraz wprowadzono zarządzanie oparte na specyfice danej społeczności, jak również hierarchiczne systemy zapobiegania i kontroli.

Stworzono „siatkę”, według której prowadzono „dywanowe” działania profilaktyczne. Podstawą naukowego podejścia w walce z epidemią były internet i tzw. technologie big data, które pozwoliły na opracowanie precyzyjnej polityki, skutecznej kontroli źródła infekcji i przerwania łańcucha zakażeń. 1,4 mld synów i córek Chin zjednoczyło się i wspólnie odpowiedziało na narodowe wezwanie do budowy linii obrony przed epidemią.

Na tej samej łodzi

Zwycięstwo przyniosło nam także utrzymywanie szczerej woli współpracy międzynarodowej. Krajobrazy się różnią, ale słońce i księżyc wszędzie są takie same, stójmy na straży i nieśmy sobie pomoc, by znowu poczuć powiew wiosny. Zapalenie płuc wywołane przez nowy typ koronawirusa nie jest chorobą jednego państwa – jest wyzwaniem całej ludzkości. Prezydent Xi Jinping prowadził intensywne rozmowy z przywódcami wielu krajów świata, namawiając ich do aktywnej współpracy międzynarodowej w walce z chorobami epidemicznymi oraz by wspólnie chronić regionalne i międzynarodowe bezpieczeństwo zdrowia publicznego.

Chiny otwarcie, przejrzyście i odpowiedzialnie przekazały społeczności międzynarodowej informację o sekwencji genomu wirusa natychmiast po jej odkryciu, na bieżąco informowały o sytuacji epidemiologicznej, przeprowadziły badania terenowe z ekspertami WHO, wspierały wspólne prace naukowe i skutecznie chroniły cudzoziemców w Chinach zarówno pod względem życia codziennego, jak i leczenia, w razie potrzeby zapewniając niezbędne udogodnienia i pomoc. Wprowadzając odpowiednie zarządzanie i kontrolę przepływu osób, zyskaliśmy więcej cennego czasu dla innych krajów na przygotowanie się do walki z epidemią.

Ta wojna jeszcze się nie zakończyła, Chiny znajdują się w decydującym o zwycięstwie momencie walki z epidemią. Jednocześnie epidemia ta wybuchła i rozprzestrzeniła się w wielu miejscach na całym świecie. Potwierdzono przypadki zachorowań w 135 krajach i regionach poza Chinami. WHO określiła ją mianem globalnej pandemii. Doskonale rozumiemy tę sytuację. Przewodniczący Xi Jinping wysłał list do przywódców krajów dotkniętych epidemią, wyrażając szczere współczucie i gotowość do udzielenia pomocy i rozpoczęcia współpracy. Chiński rząd wysłał zespoły ekspertów ds. walki z epidemią do Iranu, Iraku i Włoch, udzielił również pomocy Japonii, Korei Południowej i innym krajom, przekazał WHO 20 mld dol., ponadto dzieli się z krajami na całym świecie doświadczeniami zdobytymi w walce z epidemią i aktywnie wspiera społeczność międzynarodową w przeciwstawianiu się chorobie.

W obliczu tej poważnej sytuacji coraz bardziej dociera do nas, że świat nie jest samotną wyspą i żaden kraj nie może przetrwać sam. Konieczne jest zacieśnienie międzynarodowej współpracy w zakresie zdrowia i zapobiegania epidemiom, utrzymanie multilateralizmu i ducha wzajemnej pomocy. Wszyscy płyniemy na tej samej łodzi. Zbudujmy wspólną przyszłość ludzkości, w której wspólnie, ramię w ramię będziemy walczyć z epidemiami, według następujących założeń:

? Po pierwsze – jedność, a nie podział. W obliczu epidemii, która ogarnęła świat, wśród społeczności międzynarodowej wciąż pojawiają się sprzeczne głosy i irracjonalne praktyki. Niektórzy negatywnie i z lekceważeniem odnoszą się do sytuacji epidemicznej w innych krajach, inni przerzucają się winą, a nawet stygmatyzują epidemię oraz preparują wszelkiego rodzaju fałszywe informacje i pogłoski w służbie ukrytych celów politycznych. Nie tylko nie pomaga to w umacnianiu współpracy związanej z globalną walką z epidemią, ale także sprawia, że wszystkie kraje, narody, a nawet społeczeństwa popadają w wyobcowanie i konflikty, a ostateczną ofiarą są one same. Reakcją na te nieodpowiedzialne i krótkowzroczne opinie może być jedynie dostrzeganie zadających kłam plotkom i oszczerstwom faktów naukowych oraz wzywanie do racjonalnej solidarności. Tylko w ten sposób możemy zmniejszyć różnice i powstrzymać chaos oraz prawdziwie zjednoczyć rządy różnych krajów i narody. Podejmijmy więc kroki w celu wspólnej ochrony bezpieczeństwa zdrowia publicznego na świecie.

? Po drugie – działanie, a nie oczekiwanie. Wirus jest groźny, a światowe porozumienie w sprawie zacieśnienia współpracy w zakresie walki z epidemią jest stopniowo wzmacniane. Rządy różnych krajów przyjmują odmienne postawy – niektóre podejmują zdecydowane działania w celu wykrywania, izolacji, leczenia, zamykania miast i poszukiwania możliwości współpracy międzynarodowej. Inne są niezdecydowane i bierne, czekają na to, co nastąpi, opóźniając możliwości ograniczenia rozprzestrzeniania się epidemii. Mimo iż poszczególne kraje posiadają różne instytucjonalne mechanizmy i metody walki z epidemią, nie powinno to stanowić przeszkody dla światowej współpracy w zakresie jej zwalczania. Stojąc w obliczu nieznanych dotąd wirusów, których mechanizmy powstawania i rozprzestrzeniania się nie są znane ludzkości, pilnym zadaniem wszystkich państw na świecie jest szybkie działanie, pozbycie się zabobonów, dzielenie się informacjami i doświadczeniami, wzmacnianie współpracy w zakresie badań naukowych i przyspieszenie budowy zjednoczonego frontu globalnej walki z epidemią.

? Po trzecie – współpraca bez konfrontacji. W ciągu ostatnich kilku miesięcy Chiny z ogromnym poświęceniem walczyły z epidemią, dzięki czemu dały światu więcej czasu na przygotowanie się do wybuchu choroby. Chiny od początku znajdowały się na pierwszej linii frontu i robiły wszystko co możliwe, by zapewnić bezpieczeństwo zdrowia publicznego na świecie. Pamiętamy o każdej wyciągniętej z pomocą parze rąk, a wspomnienie to nigdy nie zatrze się w naszych sercach. Chiny zawsze były krajem, który umiał się odwdzięczyć, jak w wierszu: „dajesz mi dojrzałą brzoskwinię, a ja oddaję swój jadeit”. Społeczność międzynarodowa ma nad sobą to samo niebo. W obliczu globalnej epidemii nie może zabraknąć współczucia i empatii. Idea o pozostawaniu ze sobą na dobre i złe musi trwać. Chiny będą nadal odgrywać konstruktywną rolę na różnych płaszczyznach i gdy cały świat walczy z epidemią, będą cały czas realizować obietnicę budowy wspólnej przyszłości dla ludzkości.

Rok 2020 będzie wyjątkowy. Będzie to rok, w którym ludzkość stoczy walkę na śmierć i życie z nowym wirusem. Będzie to także rok ważnego w historii testu globalnego systemu zdrowia publicznego. Jesteśmy jednak głęboko przekonani, że jeśli tylko wszystkie kraje będą ze sobą współpracować, to będą w stanie pokonać trudności i odnieść ostateczne zwycięstwo w tej bitwie! Pracujmy razem, ramię w ramię, wspólnie śpiewajmy: „Papierową łodzią odpłynie bóg zarazy, a pieśń całego świata poniesie wiatr”. Podążając ścieżką ustanawiania wspólnej przyszłości dla ludzkości, zostawimy właśnie tu znaczący ślad!

Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji

Źródło: https://www.rp.pl/Koronawirus-2019-nCoV/200319216-Ambasador-Chin-Test-globalnego-systemu.html


Chińska cena życia
https://banneddata.me/videos/watch/f9294bf3-8277-4eb7-9333-f224298254a8
2
Prof. Lew-Starowicz o słynnym Raporcie Kinseya

Po ogłoszeniu raportu o ?Seksualności mężczyzn? Kinsey grzał się w promieniach sławy. Stał się gwiazdą mediów, dostał fundusze na dalsze badania. Raport o kobietach go pogrążył, bo naruszył mit o niewinnej żonie, matce, siostrze. Tego amerykańskie społeczeństwo nie mogło ścierpieć.

Podobał się Panu film "Kinsey"?

Podobał. Ja się na Kinseyu wychowałem. Kiedy zacząłem zajmować się seksuologią, wczytywałem się w jego dzieła. Jego nazwisko jest wryte w świadomość seksuologów. W publikacjach odnosimy się do jego badań. Ostatnio myślałem o nim rzadko, a dzięki filmowi to ożyło.

Czego udało się dokonać Kinseyowi?

Kinsey to jeden z najwybitniejszych pionierów seksuologii. Przed nim był Freud, który stworzył koncepcję teoretyczną o życiu seksualnym człowieka, a także podstawy postępowania z pacjentem - metodę diagnostyczną i terapeutyczną. Kinsey był jednak pierwszym, który przeprowadził wielkie empiryczne badania na temat seksu i uzyskał konkretne, dość szokujące wyniki. Jego prace wywołały przełom w mentalności i przyczyniły się do późniejszej rewolucji seksualnej.

Wielką zasługą Kinseya było stworzenie metodyki badań. Opracował drobiazgową ankietę składającą się z ok. 500 szczegółowych pytań. Dzisiaj, prowadząc badania, zadajemy około stu, a Kinsey poszedł na całość. Udało mu się nakłonić 10 tys. Amerykanów (mężczyzn i kobiet), by wzięli udział w badaniach, a polegały one na spotkaniu twarzą w twarz z ankieterem i wyjawieniu tajników z własnego życia seksualnego. To, że w latach 40. i 50., gdy o seksie w Ameryce nikt głośno nie mówił, Kinsey ośmielił tylu ludzi do zwierzeń, było niezwykłe.

Materiał zebrany podczas tych rozmów został zawarty w dwóch księgach - wydanej w 1948 r. "Seksualności mężczyzn" i opublikowanej pięć lat później "Seksualności kobiet", które często nazywa się raportem Kinseya. Nikt później nie przeprowadził tak szeroko zakrojonych badań.

Kolejnym dokonaniem Kinseya było stworzenie instytutu badań nad seksem na Uniwersytecie Indiana w Bloomington. Do dziś jednej z najważniejszych takich placówek na świecie.

Dlaczego pierwszy wielki raport o seksie powstał w purytańskiej Ameryce, a nie w bardziej otwartej na te sprawy Europie?

Europa była już oswojona z tą tematyką, głównie za sprawą Freuda i psychoanalityków. Wydano pierwsze raporty na temat seksu (w Polsce za czasów rozbiorów, tj. pod koniec XIX w., powstał raport o obyczajowości studentów Jaksa), pierwsze tego typu encyklopedie (w Polsce encyklopedia seksu ukazała się w 1927 r.).

Ameryka na początku lat 40. była pod tym względem terenem dziewiczym, Kinsey miał pole do popisu. Zresztą w purytańskiej Ameryce narodził się nie tylko pierwszy wielki raport, ale także pigułka antykoncepcyjna. Stany do dziś są krajem, w którym wszelkie wstrząsy związane z seksem - fale rewolucji i kontrrewolucji seksualnej, krucjaty antyseksualnej i seksu wyzwolonego - mają większą siłę niż w Europie. W Stanach w epoce makkartyzmu szalała komisja obyczajowa, w ramach walki z pornografią policja sprawdzała korespondencję, wyciągano ludziom z domów materiały pornograficzne, zamykano ich w więzieniach. W Europie nigdy się do tego nie posunięto.

Co szokowało w wynikach raportu?

Wykazał, że zachowania seksualne postrzegane negatywnie - masturbacja, zachowania homoseksualne, kontakty przedmałżeńskie, pozamałżeńskie, a nawet zoofilia - są powszechniejsze, niż sądzono. To był szok. Niby wszyscy wiedzieli, że chłopcy się czasem masturbują, że niektórzy młodzi ludzie żyją ze sobą przed ślubem, że małżonkowie się zdradzają, ale nikt nie przypuszczał, że dzieje się to na taką skalę. Z badań Kinseya wynikało, że masturbuje się aż 90 proc. mężczyzn, prawie jedna trzecia miała doświadczenia homoseksualne, a blisko połowa mężów zdradza żony.

I jak to przyjęto?

Wyniki badań mężczyzn - mimo wstępnego szoku - nieźle. Bo Kinsey de facto rozgrzeszył mężczyzn. Przed ogłoszeniem raportu mężczyźni masturbowali się i żyli przed ślubem, ale mieli poczucie winy. Byli przekonani, że masturbacja prowadzi do chorób, ukrywali ten fakt, wydawało się im, że zasługują na potępienie. Tymczasem Kinsey powiedział im: "Nie jesteście sami, tak postępuje większość". A skoro większość, to nie jest to ani niemoralne, ani takie złe. I mężczyźni odetchnęli z ulgą.

Po ogłoszeniu "Seksualności mężczyzn" Kinsey grzał się w promieniach sławy. Stał się gwiazdą mediów, dostał fundusze na badania. Wszystko załamało się, gdy opublikował raport o kobietach.

Dlaczego?

Bo naruszył mit czystej, niewinnej kobiety i tego amerykańskie społeczeństwo nie mogło ścierpieć. W owych czasach istniał następujący stereotyp: kobiety dzielą się na tzw. porządne, czyli madonny, i ladacznice, czyli te lekkie, łatwe i przyjemne. Wszystkie żony, matki, siostry to madonny, a ladacznice to wyłącznie margines. Kinsey obalił ten mit. Z badań wynikało, że sporo kobiet się masturbuje, sporo zdradza mężów, stara się czerpać radość z seksu, a nie tylko potulnie oddawać się mężowi. To się Amerykanom nie mieściło w głowie. Zbrukanie świętości - wizerunku madonny - nie mogło ujść na sucho Kinseyowi.

O co go zaatakowano?

O to, że jego badania są niewiarygodne, bo pytał głównie dewiantów. Że zwrócił się m.in. do gejów i pedofilów i stąd w wynikach pojawiły się te nienormalne zachowania. Zarzucano, że nie zna się na seksie, bo nie jest lekarzem, tylko zoologiem, i że powinien dalej zajmować się osami galasówkami, a nie ludźmi. Wytaczano też argumenty, że sam jest dewiantem i mającym homoseksualne ciągoty erotomanem. Zaatakowali go też naukowcy. Twierdzili, że próba Kinseya jest niereprezentatywna, bo nie uwzględnia właściwych proporcji pomiędzy wiekiem, wykształceniem i miejscem zamieszkania ankietowanych. Odebrano mu fundusze na badania.

Czy w tych zarzutach była jakaś część prawdy?

Nie sądzę. Łatwo - zwłaszcza dziś - powiedzieć, że próba powinna być reprezentatywna, ale wtedy było to niewykonalne, zwłaszcza przy tak masowych badaniach. Kinsey opierał się na wolontariuszach poszukujących chętnych, którzy chcieli udzielić odpowiedzi na pytania. Prawdopodobnie wśród tysięcy przebadanych mężczyzn rzeczywiście trafiło się kilku pedofilów, ale to nie podważa wiarygodności danych. A późniejsze badania potwierdziły uzyskane przez niego wskaźniki.



Również jeśli chodzi o homoseksualne zachowania mężczyzn? Czytałem, że w tej akurat kwestii Kinsey przesadził. Może zawyżając wyniki, chciał uzyskać potwierdzenie powszechności własnych zamiłowań?

Nie sądzę, żeby musiał w ten sposób poprawiać sobie samopoczucie. Był na to za dobrym naukowcem. Rzeczywiście współczesne badania nie potwierdzają, by prawie co trzeci mężczyzna miał kontakty homoseksualne. Skąd więc się wziął tak wysoki procent tych zachowań u Kinseya? Myślę, że to może wynikać ze sformułowania pytania. Jeśli bowiem zapytamy: "Czy miałeś kontakt seksualny z innym mężczyzną?", to chłopcy, którzy się masturbowali, jeden pobudzając drugiego, tego nie zakreślą. Jeżeli natomiast pytanie brzmi: "Czy kiedykolwiek w życiu pobudzałeś seksualnie innego mężczyznę, rówieśnika, kolegę?", to wynik będzie inny.

Wszędzie tam, gdzie panuje purytanizm, zachowań homoseksualnych jest więcej. Chociażby w krajach arabskich, gdzie noc poślubna jest prawdziwa. I jak mężczyzna załatwia tam swoje potrzeby seksualne? Uprawia masturbację, masturbację wzajemną, decyduje się na zastępcze kontakty homoseksualne. Być może w badaniach Kinseya uwzględniono wysoki odsetek takich homoseksualnych zachowań zastępczych i stąd rozbieżności.

Czy raporty Kinseya przyczyniły się do zwiększenia tolerancji w stosunku do gejów i lesbijek? Jest w filmie scena: kobieta zwierza się, że odnalazła się dopiero w związku z kobietą i że Kinsey uratował jej życie.

Kinsey rzeczywiście mógł uratować życie osobom żyjącym w patologicznym poczuciu winy i inności. On je dowartościował, ale jego prace wcale nie zwiększyły tolerancji w stosunku do gejów.

Za czasów Kinseya homoseksualizm uważano za chorobę (zmieniło się to dopiero w roku 1973). Ponadto przez lata twierdzono, że podział między homo- i heteroseksualistami jest bardzo wyraźny. Albo ktoś jest hetero-, albo homoseksualistą i w tym drugim przypadku jest to patologia. Tak myśleli psychoanalitycy. Freud mówił o dwóch biegunach seksualizmu, a Jung o biegunie męskości i kobiecości. Kinsey udowodnił, że nie ma ostrej granicy między hetero- i homoseksualistami, że to przejście jest płynne i że istnieją także biseksualiści, którzy czują pociąg do przedstawicieli obu płci. W ten sposób powstała słynna sześciopunktowa skala Kinseya, na którą powołujemy się do dziś.

Jak po latach reagowano na dzieło Kinseya?

Po okresie odrzucenia wrócił do łask. Po słynnej publikacji Master & Johnson, a także po wybuchu rewolucji seksualnej Kinsey stał się klasykiem. Wszyscy zaczęli się powoływać na niego. Do czasu. W ostatnich latach pojawiła się w Stanach kontrofensywa antyseksualna. Powrócono do starej śpiewki, że badania Kinseya są niewiarygodne. Do Polski też dotarła ta fala, wydano broszury zatytułowane np. "Prawda o Kinseyu". Pojawili się u nas podejrzanej maści "spikerzy" ze Stanów, którzy tłumaczyli, że Kinsey to robiący pseudobadania pseudobadacz.

Myślę więc, że film o Kinseyu przychodzi w porę, także dla naszej młodzieży, której w szkole serwuje się raczej wiedzę antykinseyowską. Ponieważ film ukazuje jego dzieło i postać uczciwie, jest okazja, by szkolną wiedzę skonfrontować.

Czy od czasów Kinseya zmieniły się nasze zachowania seksualne?

Mężczyzn - nie bardzo. Raport, który powstał wiele lat po śmierci badacza, tzw. Kinsey 3, pokazał, że nadal większość mężczyzn się masturbuje, nadal około połowy z nich zdradza żony. Sporo zmieniło się w zachowaniach kobiet. Systematycznie zwiększa się ich swoboda seksualna. Rośnie odsetek kobiet, które mają więcej niż jednego partnera, które osiągają satysfakcję seksualną, które są aktywne przedmałżeńsko i które zdradzają mężów.

Czy Kinsey zasłużył na Nobla?

Gdyby przyznawano Noble z seksuologii, z pewnością tak. Dziś niemal nikt już się nim nie interesuje. Zawsze jak zaczynam wykłady z seksuologii z nowymi studentami, to pierwszy wykład poświęcam pionierom tej dziedziny. Chcę im uzmysłowić, że oni - w tym Kinsey - nie mieli lekkiego życia. Ale studenci nie chcą tego słuchać. "Po co nas pan zamęcza historią? Czy nie lepiej od razu przejść do ciekawszych rzeczy?"

Źródło: https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96950,2580757.html?disableRedirects=true
3
Historia - inne / Dekret o uspołecznieniu panienek i pań
« Last post by BladyMamut on (Tue) 28.01.2020, 12:23:28 »
Dekret o uspołecznieniu panienek i pań

W grudniu 1917 r. przywódca bolszewików Włodzimierz Ilicz Lenin podpisał serię dekretów likwidujących w praktyce instytucję małżeństwa oraz znoszących dotychczasowe kary za  utrzymywanie stosunków homoseksualnych i usuwanie ciąży. Tak zaczęła się w Rosji bolszewicka rewolucja seksualna, zmierzająca do rozbicia rodziny i zniszczenia starej, tzw. burżuazyjnej moralności.

Rewolucja miała w sposób fundamentalny zmienić położenie kobiet i stosunki między płciami. Wiele lat wcześniej pisali o tym twórcy marksizmu. Fryderyk Engels w dziele „Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa”, twierdził, że rodzina monogamiczna nie była instytucją naturalną. Według niego stanowiła ona jedynie wytwór konkretnych warunków historycznych towarzyszących triumfowi własności prywatnej nad pierwotną własnością wspólnotową. Pierwszym „uciskiem klasowym” był zatem ucisk mężczyzny nad kobietą. Aby wyzwolić seksualnie kobietę należało uwolnić ją od domowych obowiązków i wysłać do pracy zarobkowej. Opiekę nad dziećmi i ich wychowanie miało przejąć całe społeczeństwo.

Pierwszym obiektem ataku bolszewików musiało być zatem małżeństwo. Sowiecki dekret z 16 grudnia 1917 r. zezwalał obu małżonkom na rozwiązanie związku jedynie ze względu na tzw. niezgodność charakterów. Był to pierwszy tego typu akt prawny na świecie. Aby uzyskać rozwód wystarczyło, że jeden z małżonków wniósł do sądu odpowiednie podanie. Według kodeksu rodzinnego z 1926 r. wystarczyło natomiast posłać kartkę pocztową do urzędu stanu cywilnego.

Apostołką „wolnej miłości” była Aleksandra Kołłontaj, bolszewicka komisarz do spraw opieki społecznej. W 1919 r. opublikowała książkę „Nowa moralność a klasa robotnicza”, w której lansowała tezę, że kobiety należy wyzwolić nie tylko pod względem ekonomicznym, ale także psychologicznym. Seks bez zobowiązań miał wpoić kobietom nawyk chronienia swojej osobowości w społeczeństwie opanowanym przez mężczyzn. Wszelkie formy związków seksualnych były  więc  dopuszczalne. Przewidywała, że z biegiem czasu rodzina zaniknie, a kobiety nauczą się traktować wszystkie dzieci jak własne.

Kołłontaj mówiąc o równouprawnieniu płci posługiwała się bardzo prostym porównaniem: dzięki bolszewikom zaspokojenie popędu płciowego miało być tak łatwe, jak wypicie szklanki wody. Jej celem było „wyrwanie kobiety z seksualnej pańszczyzny”, ale skutki wprowadzania w życie teorii wolnej miłości okazywały się często odwrotne od zamierzonych. Rosyjscy rewolucjoniści rozumieli ją bowiem w uproszczony sposób. Latem 1918 r. w Moskwie został rozpowszechniony „dekret o uspołecznieniu panienek i pań”. We Włodzimierzu miejscowy komitet rewolucyjny wprowadził obowiązek rejestracji kobiet między 18. a 30. rokiem życia, a mężczyźni otrzymywali specjalne talony na ich „użytkowanie”.

Na pierwszym zjeździe młodzieżowego Komsomołu przyjęto statutowy zapis nakładający na każdego komsomolca i komsomołkę obowiązek zaspokajania popędu płciowego współtowarzyszy. Wprowadzenie przez bolszewików edukacji seksualnej spowodowało wielką falę gwałtów na dziewczynach pochodzących ze starych elit, dokonywanych przez proletariackich kolegów z klasy. Wprowadzali oni w życie rewolucyjne pomysły, za jednym zamachem zwalczając „wrogów ludu” i wyzwalając ich od reakcyjnych przesądów. Większość rosyjskich studentów twierdziła w latach 20., że miłość i małżeństwo to „burżuazyjne przeżytki”, a komuniści powinni prowadzić niczym nieskrępowane życie seksualne – im mniej w związkach damsko-męskich uczucia, tym bardziej mają one komunistyczny charakter. Małżeństwo miało ograniczać wolność i poniżać kobiety.

Jeden ze zwolenników walki klas i płci w maju 1925 r. pisał otwarcie na łamach moskiewskiej „Prawdy”: Jakiego rodzaju ład społeczny mamy? Jest on oparty na systematycznej destrukcji własności prywatnej. To daje naszemu porządkowi jego szczególne oblicze. Jeśli chodzi o rodzinę, to odznacza się on systematyczną destrukcją podstaw rodziny. Współczesne stosunki seksualne są niczym innym niż głębokim odbiciem procesów ekonomicznych naszego kraju. Życie dzisiejszej młodzieży jest rewolucyjnym zerwaniem ze stosunkami seksualnymi opartymi o ideę własności prywatnej. W oczach młodzieży dziewczyna, która wstrzymuje się od seksu jest nie tylko burżujką, ale również taką, która niszczy swą młodość w imię przesądów przeszłości, która oszczędza się dla męża, posiadacza prywatnej własności.

„Wolna miłość” była jednak w praktyce ograniczona, bowiem dobór partnera powinien się odbywać ściśle według kryteriów klasowych. Surowo potępiano proletariuszy, którzy wiązali się na dłużej z „burżujkami”. Paszportyzacja na początku lat 30. przywiązała chłopów do ziemi, likwidując możliwość związków małżeńskich między mieszkańcami miast i wsi. Zhierarchizowany system sowiecki doprowadził do powstania prawdziwych kast. Nowa sowiecka arystokracja nie utrzymywała stosunków z plebsem.

Odgórnie zaprojektowana „wolna miłość” zamiast świadomego seksu zaowocowała plagą prostytucji, zbiorowych gwałtów, niechcianych dzieci oraz chorób wenerycznych (zwłaszcza syfilisu). W 1926 r. w jednej z moskiewskich fabryk ponad 50 proc. robotnic miało tego typu schorzenia.

Bolszewicka Rosja przodowała jeszcze w jednej dziedzinie. Na mocy dekretu z 18 listopada 1920 r. każda kobieta miała prawo do bezpłatnej aborcji na własną prośbę pod warunkiem, że przeprowadzi ją lekarz w szpitalu. To pierwsze tego typu prawo na świecie (w komunistycznej Polsce doszło do tego w 1956 r., natomiast w Wielkiej Brytanii w 1967 r.). Efektem był szybki spadek współczynnika urodzeń w ZSRR. W 1928 r. szacowano, iż 41 proc. ciąż zakończyło się aborcją, zaś w 1934 r. już 72 proc. To była prawdziwa rzeź nienarodzonych dzieci. Jeden z badaczy stwierdził: w latach 20-tych XX wieku w Rosji została stworzona swoista kultura aborcyjna – dostosowanie i przyzwyczajenie społeczeństwa do szerokiego stosowania aborcji jako głównego albo nawet jedynego sposobu regulacji liczby dzieci w rodzinie.

Niejaki dr Berkowicz propagował seks w połączeniu z eugeniką, aby stworzyć socjalistycznego „supermana”, zaś autorem tej koncepcji był sam Lew Trocki. W końcu eugenika miała być logicznym krokiem na drodze „wzniesienia dobra społeczeństwa ponad indywidualne żądania”. Berkowicz chciał „całkowitej racjonalizacji seksu”. Wykluczał ze swego bolszewickiego raju „epileptyków, chorych psychicznie, typy zdegenerowane oraz innych”.

Bolszewicy chcieli także przejąć pieczę nad wszystkimi dziećmi w chwili ich narodzin, odbierając je rodzicom i umieszczając w żłobkach. Oficjalnie chodziło im o uwolnienie kobiet od zajmowania się dziećmi, aby mogły całkowicie poświęcić się pracy zawodowej. Faktycznie zaś o indoktrynację i stworzenie tzw. nowego człowieka. Urzędniczka Ludowego Komisariatu do Spraw Narodowościowych Złata Lilina w 1921 r. stwierdziła, że umieszczając dzieci poza domem, działa się dla ich dobra: „Rodzina ma charakter indywidualistyczny i egoistyczny i jeśli dziecko wychowuje się w niej, to staje się w dużej mierze aspołeczne i nabiera egoistycznych skłonności... Wychowanie dzieci nie jest prywatną sprawą rodziców, lecz zadaniem społeczeństwa”.

Sowiecki kodeks rodzinny z 1926 r. w intencji jego twórców był właśnie ostatnim krokiem na drodze do zaniku rodziny jako komórki społecznej. W „Małej Encyklopedii Sowieckiej” stwierdzono, że „rodzina była pierwotną formą niewolnictwa„ i zapowiadano rychłe jej obumarcie wraz z własnością prywatną i państwem. Obowiązujące w latach 20. hasło brzmiało: ”Rozbijając ognisko rodzinne, wymierzamy ostateczny cios ustrojowi burżuazyjnemu”. Na szczęście plany odebrania wszystkich dzieci rodzicom pozostały na papierze, bowiem na założenie aż tylu żłobków brakowało funduszy i personelu.

W końcu lat 20. władze bolszewickie zaczęły stopniowo ograniczać wolność seksualną, która wymknęła się spod ich kontroli. Totalitarne państwo nie mogło na to pozwolić. Przede wszystkim potrzebowano jednak milionów robotników i zdrowych żołnierzy, którzy mieli rozszerzyć komunizm na cały świat. Stalin doszedł do słusznego wniosku, że efektywnym wychowaniem nowych bojowników i „budowniczych socjalizmu” może zająć się tylko tradycyjna rodzina. W 1936 r. wprowadzono zakaz aborcji, utrudniając także procedurę rozwodową. Jednocześnie cała sfera seksualności człowieka podlegała ingerencji państwa.

Nowe prawo przyniosło krótkotrwały efekt w postaci dwukrotnego wzrostu wskaźnika urodzeń. Liczba oficjalnie zarejestrowanych aborcji w 1940 r. wyniosła ok. 500 tys., ale nielegalnych było zapewne kilka razy więcej. W 1956 r. ponownie zniesiono kary za dokonywanie aborcji. Ich liczba gwałtownie rosła do 1964 r. osiągając wówczas apogeum – 5,6 miliona takich zabiegów w ciągu roku. W sumie, jak wyliczono, w latach 1960-1980 straty ludnościowe spowodowane aborcją były 2,5 raza większe niż straty z okresu pierwszej wojny światowej, wojny domowej i tzw. wielkiej wojny ojczyźnianej razem wzięte.

prowadzona przez bolszewików depenalizacja homoseksualizmu utrzymała się natomiast tylko do 1934 r. Od tego momentu stosunek homoseksualny był karany pozbawieniem wolności na okres od 3 do 5 lat. Sugerowano, że bolszewicka wolna miłość nie powinna dotyczyć homoseksualizmu, który nie był proletariacki, ponieważ szerzył się wśród „aktorów, artystów, muzyków oraz pisarzy”.

Równouprawnienie kobiet doprowadziło do jednego z największych paradoksów systemu sowieckiego. Na ich barkach spoczywał główny ciężar życia, a zarazem nie miały one praktycznie  żadnego prawa głosu w kwestiach ich dotyczących. Kobiety wykonywały najcięższe prace fizyczne w fabrykach, a jednocześnie spełniały wszystkie obowiązki domowe. „Nasze kobiety cierpią wskutek równouprawnienia” – wyznała anonimowa moskwiczanka szwedzkim dziennikarzom w 1983 r. Jednocześnie kobiety nie miały praktycznie żadnego dostępu do stanowisk kierowniczych.

Bolszewicka polityka radykalnej przebudowy społeczeństwa i stopniowego zaniku rodziny nie zakończyła się pełnym sukcesem, ponieważ w ówczesnych warunkach nie mogła być zrealizowana.  Po kilkunastu latach eksperymentowania stwierdzono, że państwo nie jest w stanie zastąpić rodziny w jej podstawowych funkcjach, a spadek wskaźnika urodzeń jest szkodliwy dla sprawy „zwycięstwa komunizmu„. Dalekosiężne skutki tej polityki są widoczne we współczesnej Rosji w postaci masowych aborcji i demoralizacji młodzieży. Bolszewicka ”wolna miłość” inspirowała także zachodnioeuopejską i amerykańską Nową Lewicę, czego efektem była rewolucja seksualna lat 60.

Literatura:
Michał Heller, Maszyna i śrubki. Jak hartował się człowiek sowiecki, Warszawa 1989.
Richard Pipes, Rosja bolszewików, Warszawa 2005, s. 353–358.
Volga Yerafeyenka, Seks kontra ZSRR, Gdynia 2013.
Robert Cheda, Sowiecka rewolucja seksualna, „Historia Uważam Rze” 2014, nr 11.

Źródło: https://historia.org.pl/2015/07/08/bolszewicka-rewolucja-seksualna/
4
Artykuły / Komunizm dla dzieci, miłość i rewolucja [ROZMOWA]
« Last post by BladyMamut on (Thu) 26.12.2019, 08:50:43 »
Komunizm dla dzieci, miłość i rewolucja [ROZMOWA]

Paweł Matusz rozmawia z Bini Adamczak, niemiecką autorką oraz badaczką komunizmu i nieheteronormatywnych seksualności

W swojej pracy bardzo często skupiasz się na Rewolucji Rosyjskiej. Dlaczego rewolucyjna tradycja bolszewików jest tak ważna dla osób LGBT+?

Po pierwsze, Rewolucja Rosyjska była niesamowitym wydarzeniem w historii ludzkości. Była to pierwsza zwycięska próba stworzenia świata bez eksploatacji i dominacji. Świata, w którym wszyscy są naprawdę równi. Próba zwycięska także w tym sensie, że nie została pokonana przez kontrrewolucję, w przeciwieństwie do takich wydarzeń jak Komuna Paryska czy Rewolucja San Domingo na Haiti. Niestety później poniosła porażkę. Nie sprostała własnym emancypacyjnym oczekiwaniom. Pomysł, który porwał tak wielu ludzi, obudził ich pragnienia i marzenia, nie polegał na pozbyciu się jednego rządu i wymianie go na inny. Nie chodziło o uwolnienie jednej części społeczeństwa, powiedzmy burżuazji czy heteroseksualnych mężczyzn. Chodziło o zniesienie wszelkiej dominacji, także dyskryminacji ze względu na płeć, rasę, religię i różnego rodzaju uprzedzeń lub form dominacji. Kto zatem cierpi z powodu obecnych warunków i dąży do lepszego świata, powinien być zainteresowany Rewolucją Rosyjską. Obejmuje to także tych, którzy walczą z homofobią, seksizmem, transfobią.

Drugi powód jest bardziej konkretny: przyznanie kobietom prawa do udziału w wyborach i zniesienie kryminalizacji sodomii. Nowe prawo dotyczące małżeństwa było najbardziej postępowe na świecie. Ale dla rewolucjonistów problem polegał na tym, że wciąż istniała instytucja małżeństwa. Chcieli więc znieść małżeństwo jako takie. Nowe prawo pozwalało na ślub lub rozwód za pomocą zaledwie jednej kartki papieru. To samo dotyczy praw reprodukcyjnych. Nawet dziś w Niemczech aborcja jest nielegalna. Kobieta może ją wykonać, nie zostanie ukarana, ale aborcja jest nielegalna. Nie była natomiast nielegalna w pierwszej dekadzie istnienia Związku Radzieckiego. Ta rewolucja była bardzo postępowa, zwłaszcza na początku, także w kwestiach takich jak płeć i seksualność. A plany, które bolszewicy mieli na przyszłość, były jeszcze bardziej postępowe. Nie chcieli uczynić mężczyzn i kobiet równymi i dać im pełne uznanie. Chcieli całkowicie znieść system podziału na płeć.

Twoja odpowiedź przypomina mi o postulatach głównego nurtu polityki LGBT+, które tak bardzo skupiają się na rodzinie jako ważnej, uzasadnionej i naturalnej formie życia społecznego. Również w jej rzekomo alternatywnych wersjach queer. Wydaje się to całkowicie sprzeczne z emancypacyjnymi ideami bolszewików.

Tak, oczywiście. Jednym z najważniejszych pomysłów w ruchu gejowskim w ostatnich latach lub dekadach było małżeństwo homoseksualne. Fakt, że małżeństwa gejowskie stały się tak ważne w walce LGBT+, jest wynikiem klęski seksualnego ruchu rewolucyjnego z 1968 roku. Sam rok 1968 był ruchem rewolucyjnym, a rewolucja seksualna i płciowa stanowiły jego integralną część. Ruch gejowski lub ruch queer, który rozpoczął się od słynnych zamieszek w Stonewall, chciał czegoś innego niż małżeństwo gejowskie. Czegoś więcej. Nie chodziło o integrację z porządkiem heteronormatywnym, lecz o zmianę całego społeczeństwa. Kiedy mówiono: „Nie homoseksualista jest perwersyjny, lecz społeczeństwo, w którym żyje” (It is not the homosexual who is perverse, but the society in which he lives), skupiano się właśnie na tym. To nie była idea asymilacji do danego porządku społecznego. Celem było zrozumienie warunków homofobii i ucisku seksualnego oraz ich zmiana nie tylko dla siebie, ale dla wszystkich. W tym momencie widzimy, jak rok 1968, krytyka rodziny, zamieszki w Stonewall i rewolucyjny ruch lat 70. są związane z ideami rewolucjonistów z 1917 roku. Ruch ten był do pewnego stopnia udany, lecz potem został zintegrowany i znormalizowany. Małżeństwo gejowskie jest formą heteroseksualizacji życia queer. To idea zakładająca, że część osób czy ruchu może zostać zintegrowana poprzez odrzucenie tych, którzy nie są postrzegani jako normalni. Możemy sprzedać homofobicznej publiczności męskiego mężczyznę i geja ze szczęśliwą rodziną i dziećmi, ale nie queer, trans, punk i poliamoryczny styl życia. Ta idea asymilacji i integracji nigdy nie była i nie będzie udana.

Moje następne pytanie dotyczy problemu, który analizowaliśmy w „Bez Dogmatu” w jednym z naszych ostatnich numerów. Antykomunizm jest dominującą ideologią w polskim krajobrazie politycznym. Dlaczego jest również niebezpieczny dla osób nieheteronormatywnych?

Kluczową kwestią jest tu znowu rodzina. John D’Emilio napisał esej zatytułowany Kapitalizm i tożsamość gejowska (Capitalism and Gay Identity). Myślę, że to świetna analiza i wciąż pozostaje prawdziwa. Nawet dziś, kiedy widzimy wzrost faszyzmu. Nie wolno nam zapominać, że ten wzrost nastąpił po kryzysie finansowym w latach 2007–2008. Oczywiście, faszystowskie idee nie są bezpośrednio związane z tym kryzysem, ale to główny powód, dla którego znów stają się tak silne.

D’Emilio pyta, skąd się bierze homofobia. Czego możemy się nauczyć z jego materialistycznej perspektywy, to tego, że homofobia, antyfeminizm, queerfobia nie dotyczą oświecenia. Nie chodzi o wiedzę ani reprezentację. Możemy mieć o 20 proc. więcej osób LGBT+ na ekranie, nowy system szkoleniowy, możemy oświecić wszystkich, że uprzedzenia są złe, ale nie rozwiąże to problemu, ponieważ problem – pragnienie homofobii – pochodzi z naszych podstawowych warunków i stosunków, sposobów, za pomocą których organizujemy nasze życie w kapitalizmie. Co to znaczy? Znaczy to, że rodzina znajduje się w centrum owych stosunków społecznych, ale w kapitalizmie rodzina jest w ciągłym kryzysie. Stała się mniej wydajna i ważna, ponieważ w kapitalizmie sama nie jest w stanie wyżywić swoich członków. Niektórzy członkowie rodziny muszą wykonywać pracę najemną. Praca reprodukcyjna jest nadal organizowana w rodzinie w sposób sprywatyzowany, ponieważ żadna instytucja społeczna nie chce wykonywać pracy reprodukcyjnej za pieniądze. Musi ona jednak zostać wykonana, więc pozostaje sprywatyzowana. Nie jest to płatna praca, lecz cena za jej wykonywanie nazywana jest miłością. Miłość jest jak pieniądze, które dostajesz za tego rodzaju pracę. W ideologii kapitalistycznej rodzina jest postrzegana jako miejsce, w którym szukasz pocieszenia, gdzie czujesz się jak w domu, gdzie otrzymujesz lojalność, gdzie wszystko jest bezpieczne. Gdzie jesteś akceptowany. Jednak rodzina ta jest w ciągłym kryzysie, ponieważ nigdy nie może spełnić tych nadziei. Powoduje to ciągłe napięcie i sprzeczności. Ludzie tęsknią za rodziną, za miłością do prywatnej własności. Tęsknią za romansem, ale widzą, że to nie działa. Widzimy to każdego Bożego Narodzenia w czasie rodzinnych kłótni i awantur. Rodzina nie przynosi szczęścia, które obiecuje. Nie może dać ci wszystkiego, czego potrzebujesz, z powodu podstawowej sprzeczności, w jakiej znajduje się rodzina w kapitalizmie. Chodzi o wysokie oczekiwania wobec rodziny, przy zdecydowanie zbyt małej mocy, by je spełnić. D’Emilio mówi, że z powodu tej sprzeczności ludzie potrzebują kozłów ofiarnych: feministek, homoseksualistów, osób queer. Widzi się ich jako tych, którzy niszczą rodzinę. Dopóki nie stworzymy nowych rodzajów solidarności reprodukcyjnej, społeczności opiekuńczych, ta sprzeczność pozostanie żywa, a wraz z nią pragnienie znalezienia kozłów ofiarnych. W ten sposób praca reprodukcyjna, produktywna praca, rodzina i fabryka są ze sobą powiązane. Dlatego właśnie heteroseksistowski kapitalizm jest podstawą dla homofobii, transfobii, antyfeminizmu.

To prowadzi mnie do pytania o miłość. Według plotek Aleksandra Kołłątaj, członkini partii bolszewików, wierzyła w miłość. Czy możemy uratować miłość? Jak wyglądałaby miłość w komunizmie?

To, co zrobiła Aleksandra Kołłontaj (później także liberalny socjolog Niklas Luhmann), było genealogią miłości. Historią miłości. Zapytała: czy miłość naprawdę jest koncepcją antropologiczną? Czy istnieje w całej historii lub ma datę urodzenia? Albo datę ważności? Skąd pochodzi? Zadziwiające jest to, że pojęcie miłości pojawia się w tym samym czasie, co społeczeństwo burżuazyjne i kapitalizm. Pomysł, że możesz znaleźć kogoś, kto jest twoją bratnią duszą i pozostajecie razem do końca życia. Albo bierzecie ślub z tego głębokiego wewnętrznego poczucia jedności. To całkiem nowe. Nie ma tego w społeczeństwie feudalnym. W społeczeństwie feudalnym małżeństwo było pojęciem ekonomicznym. Wspólnie tworzy się jednostkę ekonomiczną. Jeśli więc miłość rodzi się w kapitalizmie, pytanie brzmi: dlaczego? Jaki jest związek między tymi zestawami emocji a pieniędzmi, kredytem, kapitałem, towarem? Myślę, że to połączenie wewnętrzne. Miłość oferuje coś, czego brakuje w kapitalizmie. Musimy zadać sobie w tym momencie pytanie: jak to jest żyć w kapitalizmie? Jest to szczególnie trudne, jeśli nie żyjemy lub nigdy nie żyliśmy poza kapitalizmem. Musimy więc zapytać, w jaki sposób jesteśmy ze sobą powiązani w kapitalizmie? Jesteśmy połączeni ze sobą poprzez towar i utowarowienie. Nasza przynależność do społeczeństwa zależy od sprzedaży siły roboczej. Dostajemy za to pieniądze, co pozwala nam uczestniczyć w społeczeństwie. Nie należymy do siebie, lecz wszyscy produkujemy prywatnie, wszyscy walczymy o siebie, o rodzinę, o karierę na własną rękę. Jesteśmy sobie obojętni. Musimy pokazać wysiłek. Konkurujemy. Mój sąsiad może chcieć tej samej pracy co ja, ale tylko jedno z nas ją dostanie. Nie jesteśmy w tym razem. Jesteśmy przeciwko sobie. Boimy się, że możemy stracić naszą pracę, czyli naszą przynależność do społeczeństwa. Są to uczucia strachu, obojętności, konkurencji, niedostatku. Tutaj miłość daje nam odpowiedź: znaczysz coś jako osoba, którą po prostu jesteś. Nie jesteś kochany za to, co robisz, ale za to, kim jesteś. Nie musisz się starać. I nie stracisz tego. Mówimy to, nawet jeśli wiemy, że to nieprawda: to na całe życie, na wieczność. To romantyczna obietnica. Ta ideologia pozostaje nienaruszona, nawet jeśli liczba rozwodów rośnie, a ludzie żyją w seryjnej monogamii. Ideologia romantyczna daje nam coś, czego ciągle brakuje w kapitalizmie. To właśnie mówi Kołłontaj: jeśli zmienimy nasze stosunki gospodarcze, wpłynie to na nasze inne relacje. Kiedy zmieniamy stosunki gospodarcze, miłość również się zmieni. Jeśli zmienimy nasze warunki ekonomiczne, które tworzą obojętność, konkurencję i ciągły strach przed utratą więzi społecznej, wówczas presja na życie prywatne i romantyczne, aby zaspokoić te potrzeby, rozluźni się. W komunizmie to, co nazywamy miłością, nie wydarza się w sferze prywatnej między dwojgiem ludzi, ale będzie to coś, czego będziemy doświadczać wychodząc na ulicę, spotykając się w domu i chodząc do sklepu. Stosunki gospodarcze będą oparte na solidarności. Myślę, że to pomysł Aleksandry Kołłontaj. Problem z miłością (dlatego nazywamy to miłością własności prywatnej) jest taki, że jest ona przeznaczona tylko dla kilku osób. My razem przeciwko reszcie świata – sfera publiczna jest naszym wrogiem. Jeśli przestaniemy postrzegać resztę świata jako wroga, nie będziemy potrzebować tego typu miłości.

Miłość załatwiona. Porozmawiajmy o Twojej książce Komunizm dla dzieci (Kommunismus: Kleine Geschichte, wie endlich alles anders wird, przetłumaczonej m.in. na angielski jako Communism for Kids oraz na czeski jako Komunismus (nejen) pro děti: aneb jak vše bude jednou jinak – P.M.). Tak naprawdę nie jest dla dzieci, ale częściowo napisana jest w bardzo przystępny sposób.

Tak, jest napisana za pomocą nieco dziecięcego języka. Dlaczego? Początkowo był to tekst na konferencję „Nieokreśloność! Komunizm” („Indeterminate! Communism”) zorganizowaną w 2003 roku we Frankfurcie. Idea tej konferencji brzmiała: teraz, gdy Związek Radziecki upadł, a tradycyjny socjalizm został pokonany, termin komunizm jest ponownie otwarty. Już nie jest związany na przykład ze stalinizmem. Możemy go użyć, aby połączyć tak wiele grup politycznych: antyrasistów, antyseksistów, ekologów. Wszystkich, którzy dążą do poprawy świata na różnych polach. Możemy połączyć te pola dzięki komunistycznej idei wspólnego świata. Chciałam więc napisać książkę o tym, jak Karol Marks wyobrażał sobie społeczeństwo komunistyczne. W tamtym czasie wszyscy mówili, że wcale o tym nie pisał – dokonał jedynie analizy oraz krytyki kapitalizmu i zabronił pisać o utopiach. Zdałam sobie sprawę, że nie mogę napisać książki naukowej o komunizmie. Dlaczego? Bo język naukowy jest wyzbyty emocji, pożądania, miłości, marzeń. A komunizm jest pragnieniem. Chcesz żyć w lepszym świecie, ponieważ nie jesteś szczęśliwy w tym. Aby więc mówić o komunizmie, potrzebujesz języka pożądania. Idea języka dziecięcego spodobała mi się, ponieważ jest to język prostoty. To czyni go dostępnym i ważnym, ponieważ komunizm jest nie tylko dla naukowców i intelektualistów. Jest dla wszystkich. Język wyzbywa się pozorów dorosłej koncepcji: „Świat jest taki, jaki jest i nie możemy nic zrobić” i przywraca zapytanie: „Naprawdę? Jak to działa? Czy jesteśmy z tego zadowoleni, czy możemy zrobić coś zupełnie innego?”.

Rozmawialiśmy wcześniej o marzeniu o zniesieniu systemu płci. Kilka lat temu w Polsce doświadczyliśmy strasznej porażki. Nowa ustawa, która miała uczynić proces uzgodnienia płci prostszym i mniej upokarzającym dla osób trans, nie przeszła procesu legislacyjnego i została odrzucona przez prezydenta Andrzeja Dudę. Z kolei w Niemczech wprowadzono niedawno nową ustawę o „trzeciej płci”. Mówiłaś o tym podczas jednego z wykładów w Lipsku. Co o tym myślisz?

To zależy od punktu widzenia. Z historycznego punktu widzenia jest to duży postęp, ponieważ Sąd Najwyższy i niemiecki rząd (czyli supermocarstwo Europy) przyznały, że idea binarnego systemu płci była sądową i prawną fikcją. Fikcją, która nigdy nie była prawdziwa. Uznali również, że zmuszanie ludzi do zapisu płci w paszportach jest dyskryminujące, jeśli ma się ograniczone możliwości wyboru płci. Sąd Najwyższy stwierdził, że istnieją dwie możliwości: albo pozbyć się przydziału płci dla wszystkich, albo dodać więcej możliwości płci. Pierwsza opcja to opcja preferowana przez ruch wyzwolenia seksualnego z 1917 roku. Po prostu się tego pozbądźmy. Dlaczego państwo powinno wiedzieć o płci obywateli? Niestety zrobili tak, aby zachować binarny system płci i dodać troszkę więcej. Jak powiedziałby Marks: poruszają się w granicach umożliwionych przez policję, ale logicznie niemożliwych („die bewegen sie sich innerhalb der Grenzen des polizeilich Erlaubten aber logisch Unerlaubten”). Stworzyli prawo, które nie jest logiczne. Teraz masz trzy płcie: męska, żeńską i różnorodną. Oczywiście, skoro trzecia jest „zróżnicowana”, to nie potrzebujemy dwóch pierwszych. W tym prawie działa niechciana logika subwersji. Zatem jeśli przyjrzeć mu się uważniej, to rzeczywiście jest ono okropne. Utracono szansę na zniesienie wszystkich płci, a tradycja patologizacji jest wciąż nienaruszona. Inaczej jest na Malcie, Urugwaju, Chile, Argentynie lub Danii, gdzie można po prostu powiedzieć: „Słuchaj, ta płeć jest przypisana źle, potrzebuję innej” – szybko i wygodnie. Tymczasem w Niemczech to nadal lekarze określają płeć. Wciąż rządzi tu medykalizacja i patologizacja, mimo że psychiatrzy i lekarze, którzy zajmują się tym od dziesięcioleci, napisali oświadczenie, że to jest złe. Kto powinien wiedzieć lepiej niż same osoby zainteresowane? Nowa ustawa chciała także podzielić grupy: osoby trans przeciwko osobom interseksualnym i myślę, że powinniśmy walczyć z tą polityką dzielenia.

W swojej książce Komunizm dla dzieci tworzysz kilka możliwych abstrakcyjnych utopii komunistycznych. Piszesz o potrzebie utopii, pragnieniu utopii. Z drugiej strony mam wrażenie, że lewica jest nieco zaślepiona przez antykomunizm i niepotrzebnie dystansuje się od rzeczywistych projektów NRD, PRL lub ogólnie powojennego socjalistycznego projektu Związku Radzieckiego. Oczywiście było w nich wiele skrzywień, ale dostępna była bezpłatna opieka medyczna, bezpłatna edukacja, publiczny system mieszkaniowy…

To temat mojej drugiej książki Wczoraj rano („Gestern morgen”). To, co próbuję w niej zrobić, to polityka żałoby po historii tradycyjnego socjalizmu i prób emancypacji w Związku Radzieckim. Ten proces zaczął się wcześniej niż wspomniany okres. Zaczął się w 1939 lub 1941 roku wraz ze szczytem stalinizmu, a następnie cofnął się. Pytanie brzmi: co było emancypacyjne w tej sytuacji politycznej, a co było kontrrewolucyjne? To dziwna mieszanka rewolucji i kontrrewolucji. Musimy tu dokonać także silnych rozróżnień między różnymi krajami. Bułgaria bardzo różniła się od Polski i Czechosłowacji. Pytanie brzmi, czy istniał silny lokalny rewolucyjny ruch ludzi, którzy chcieli spróbować komunizmu, czy też zostali do niego zmuszeni przez siły zewnętrzne. Właściwie tego rodzaju państwowy socjalizm zawsze był wymuszany odgórnie. To sprawia, że wszystko, co jest dobre, ostatecznie staje się gorzkie. Nie możesz wymusić szczęśliwego życia, nie możesz narzucać komuś socjalizmu. Komunizm musi być libertariański lub nie jest komunizmem. Socjalizm musi być demokratyczny lub nie jest socjalizmem. To samo dotyczy demokracji: musi być socjalistyczna lub nie jest demokratyczna.

W Niemczech w ostatnich latach nastąpiła zmiana. Dyskusja na temat NRD stała się bardziej złożona. Niektórzy bronią NRD, twierdzą, że był to socjalizm, w pewien sposób bronią także stalinizmu. Inni twierdzą, że była to tylko dyktatura i podążają za antykomunistyczną propagandą. Jednak gdy spojrzymy głębiej, przestajemy skupiać się na reprezentacji i zauważamy więcej. Widzimy rewolucyjny moment 1989/90. Nie tylko wołanie o kapitalizm czy wolę zjednoczenia i liberalnej demokracji. Nawet wtedy na ulicach było wielu ludzi, którzy chcieli humanitarnego socjalizmu. Innego socjalizmu, demokratycznego socjalizmu. Ich wizja różniła się od tego, co nastąpiło w latach 90. W świetle tych oddolnych ruchów otrzymujemy różne narzędzia do spojrzenia na rzeczywistość socjalizmu. Ludzie, z którymi rozmawiałam, to dysydenci tacy jak Bernd Gehrke, Renate Hürtgen, Judith Braband, Thomas Klein, Anne Seeck. Ważne jest, aby szukać takich ludzi. Byli uciskani w NRD, często więzieni. Nie dlatego, że formułowali prawicową krytykę, ale lewicową. Mówili: „Jestem socjalistą, jestem marksistą i to, co tutaj robicie, nie jest marksistowskie ani socjalistyczne”. Być może wielu z nich było anarchistami, ale głównie byli to marksiści i socjaliści. Po 1989 roku pozostają dysydentami. Pozostają wierni swojej demokratycznej i socjalistycznej krytyce. Nie zostali zintegrowani z RFN. To są głosy, których powinniśmy słuchać.

Wróćmy jeszcze do jednego z pierwszych pytań. Niedawno w USA ukazała się książka Kristen Ghodsee Why Women Have Better Sex Under Socialism and Other Arguments for Economic Independence. Jej lektura pokazuje, że niektóre pomysły wywodzące się z Rewolucji Rosyjskiej były przepełnione duchem egalitaryzmu i tak oddziaływały na codzienność ludzi, że ich życie seksualne było znacznie bardziej satysfakcjonujące niż w Niemczech zachodnich. To bardzo proste statystyki. Na pytanie, jak kobietom z Niemiec wschodnich i zachodnich podoba się ich życie seksualne i jak często osiągają orgazm, 80 proc. pierwszych odpowiedziało, że zawsze doświadczały orgazmu, w porównaniu z 63 proc. drugich. W jednym z badań 82 proc. kobiet ze wschodnich Niemiec stwierdziło, iż czuły się „szczęśliwe” po seksie, w porównaniu z nieco ponad połową tej liczby w zachodnich Niemczech. Pytanie brzmi: dlaczego? Jedna odpowiedź to autonomia ekonomiczna. To straszne widzieć, jak drastycznie postępuje utowarowienie kobiecości w Europie Wschodniej po 1990 roku. Kobiety muszą często szukać bogatego męża z powodów egzystencjalnych. Ze względu na przetrwanie. Tego nie było w NRD. Innym powodem jest właśnie utowarowienie kobiecości: jeśli od niektórych oczekuje się, że będą dobrze wyglądać dla kogoś innego, trudniej będzie im skupić się na tym, co w rzeczywistości im odpowiada, czego chcą.

Inny powód odsyła nas z powrotem do pytania o miłość. Kiedy więzi społeczne są stabilne, może nudne, niekoniecznie całkiem wolne, ale stabilne, nie trzeba szukać ucieczki w romantyczną miłość, małżeństwo i rodzinę. Jeśli te intymne lub seksualne relacje zostaną uwolnione od ciężaru wniesienia bezpieczeństwa do przepełnionego niepewnością życia, to być może staną się bardziej otwarte i seksualne niż w kapitalizmie.

Nazywasz moment historyczny z lat 1989/90 rewolucyjnym, podczas gdy wielu nazwałby go kontrrewolucyjnym? Dlaczego?

W historii państwowego socjalizmu istnieje wewnętrzna logika. Jako filozofka historyczna powiedziałbym, że w historii zawsze istnieje potencjał przypadkowości. Nigdy nie wiemy, jak będzie przebiegać historia i zawsze istnieje wiele możliwości historii. Mimo to, patrząc wstecz, można zauważyć pewną logikę. W tym przypadku logika jest taka, że państwowa partia socjalistyczna, partia komunistyczna, ustanowiła spiralę, w której coraz bardziej ograniczały się możliwości polityczne. Na początku komuniści walczyli przeciwko monarchistom i burżuazyjnym kontrrewolucjonistom. Potem przeciwko prawicowym socjaldemokratom, a następnie prawicowym rewolucjonistom społecznym, przeciwko anarchistom oraz przeciwko różnym frakcjom w ich własnej partii. W końcu zabroniono frakcji i zawsze należało podążać za linią partii. Stworzyło to jakąś formę paranoi. Nieufności i paranoi wobec wszystkiego, co powstaje oddolnie, pochodzi z dołu społeczeństwa. Jeśli ktokolwiek tworzy inicjatywę, tworzy różnicę, to nie może być ona słuszna, ponieważ nie pochodzi od przywódców, powiedzmy, Stalina czy Lenina. Nie pochodzi z góry. Ilekroć ktoś chciał stworzyć antyautorytarną perspektywę komunistyczną, był niszczony. Wydarzyło się to już w 1919 i 1920 roku z anarchistami. Następnie w 1953 roku w Berlinie, w 1956 roku na Węgrzech, w 1968 roku w Pradze i tak dalej. W pewnym sensie jest to samospełniająca się przepowiednia. Jeśli zawsze myślisz, że wszystko, co pochodzi z dołu, jest kontrrewolucyjne i trzeba to zabić, to każdy kolejny ruch będzie trochę bardziej kontrrewolucyjny, ponieważ oddolne socjalistyczne antyautorytarne tradycje są niszczone i brakuje ich następnym razem. Ruchy w 1953 i 1956 roku wciąż pragnęły demokratycznego i humanitarnego socjalizmu, ale zostały zmiażdżone. W takiej sytuacji za każdym razem trudniej było wrócić do obietnic z 1917 roku i odtworzyć prawdziwy libertariański komunizm. To samospełniająca się przepowiednia, ponieważ w końcu stała się ona prawdziwa i w latach 1989/90 była prawdziwsza niż kiedykolwiek. W 1989 roku we wschodnich Niemczech aktywiści i rewolucjoniści chcieli nowego NRD. Chcieli innego socjalizmu. Socjalizmu libertariańskiego. Widać to w haśle: „Jesteśmy ludźmi” (Wir sind das Volk). „Ludzie” nie są tu koncepcją narodową. To my przeciwko ludziom, którzy nami rządzą, dominują nad nami. Następnie slogan ten zmienił się w „jesteśmy jednym ludem” (Wir sind ein Volk). Stał się hasłem narodowym. To nie my tutaj jesteśmy przeciwko wam, którzy panujecie i macie władzę. To my, ludzie, naród przeciwko innym narodom. Tu zaczyna się okropny rasizm, który rozwija się w latach 90. we wschodnich Niemczech oraz we wschodniej Europie. To narodowa ideologia, która zawsze jest najgorszą formą społeczności, jaką można sobie wyobrazić. Naród jest zawsze wrogiem emancypacji.

I znowu chcę podkreślić, że nie od początku było jasne, że rewolucja 1989 roku pójdzie w tym kierunku. Obrała ten kierunek dzięki bardzo silnym mocom na Zachodzie. Mam na myśli wiele instytucji, bardzo dobrze finansowanych i promujących zjednoczenie i tak dalej. Przykładem jest Partia Chrześcijańsko-Demokratyczna z dużym kapitałem. Mimo to na początku lat 90. wciąż widać było to, o czym mówię. Widać to było, kiedy zostały opublikowane pierwsze sondaże (prawdziwe sondaże i prawdziwe statystyki, a nie jak w NRD, gdzie zawsze były fałszywe). Zachodni naukowcy przyjechali do NRD i zapytali ludzi, czy chcą zjednoczenia lub innego socjalizmu. 70 proc. stwierdziło, że chce tej drugiej opcji. Nie stało się tak, ale właśnie tego chcieli ludzie. Jeśli postrzegamy to jako demokratyczną rewolucję społeczną, to rewolucja ta nie powiodła się. Jednak nadal widać coś rewolucyjnego, co w niej tkwiło. Ta rewolucja była także radykalnym momentem demokratyzacji. Nie jest tożsama z jej wynikami: autorytarnymi, nacjonalistycznymi i kapitalistycznymi. Lecz wciąż można usłyszeć, jak wielu ludzi mówi, że rzeczywistość, w której żyją, nie jest rzeczywistością, o którą walczyli.

Moje ostatnie pytanie dotyczy nadziei. Co przynosi Ci nadzieję, gdy oglądasz wiadomości. Gdzie jest nadzieja?

Jest wiele nadziei. Napisałam Komunizm dla dzieci pod wpływem atmosfery „końca historii”. Liberalny filozof Francis Fukuyama stwierdził, że po śmierci Związku Radzieckiego historia dobiegła końca. To takie uczucie, że nic nie możesz zrobić. Jest jak jest. Nie możemy zmienić świata. Wolność to tylko coś, co możesz odnaleźć w życiu prywatnym. Nie możemy zmienić sposobu, w jaki razem żyjemy. To zostało zadecydowane. Ten „koniec historii” zakończył się w 2011 roku wraz z Arabską Wiosną. To rewolucja, która pojawiła się w czasie, gdy nikt nie wierzył już w rewolucję. Reporterzy z CNN, którzy nadawali na żywo z placu Tahrir, byli całkowicie zaskoczeni. Próbowali powiedzieć, że ta rewolucja wydarza się w ramach tego, co mówił Fukuyama: chcą wolności, którą mamy na Zachodzie. Jednak to nieprawda, ponieważ te rewolty zdarzają się również na Zachodzie. Występują w sercu imperialnej bestii, w Europie i USA. Staje się oczywiste, że neoliberalna ideologia jest także w kryzysie. Historia jest znowu otwarta. Potem nadszedł faszystowski zwrot i faszyzm staje się silniejszy, ale sprzeciw wobec faszyzmu i nacjonalizmu jest również silny w wielu obszarach, takich jak feminizm, queer-feminizm czy ekologia. Ekologia to dziedzina, w której widać wiele nadziei. Coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę, że na kwestię ekologii nie można odpowiedzieć w ramach kapitalizmu. Drugą rzeczą jest walka z gentryfikacją. Neoliberalny kapitalizm zawsze dąży do nowych miejsc, na których da się zarobić. Walka przeciwko temu nasila się w Berlinie, który ma również tradycję antykomunistyczną. W 2019 roku omawiamy wywłaszczenie. 60 proc. berlińczyków opowiada się za wywłaszczeniem. Czy to jest demokratyczne, gdy niektórzy ludzie, którzy posiadają wiele domów i mieszkań, decydują co z nimi zrobić, nawet jeśli tam nie mieszkają? Mogą po prostu zmusić każdego, kto tam mieszka, do wyprowadzenia się lub eksmisji. To nie jest demokratyczne.

Istnieje zatem wiele ruchów, które przeciwstawiają się rasizmowi, seksizmowi i nacjonalizmowi skrajnej prawicy i jednocześnie starym neoliberalnym indywidualistycznym koncepcjom kapitalizmu. Żadna z tych opcji nie może zaspokoić naszych potrzeb.


Źródło: http://codziennikfeministyczny.pl/komunizm-dla-dzieci-milosc-rewolucja-rozmowa/
5
Nasza ekipa / Re: Żyjecie?
« Last post by BladyMamut on (Wed) 18.12.2019, 12:37:31 »
Hej :) Ja żyje :)
Moja główna aktywnośc teraz jest na tej stronie https://pubmedinfo.org/ostatnie-dodane/
6
II wojna światowa / Los Żydów w Europie: LICZBY NIE KŁAMIĄ
« Last post by BladyMamut on (Wed) 18.12.2019, 12:35:42 »
Los Żydów w Europie: LICZBY NIE KŁAMIĄ

I po stronie polskiej i po żydowskiej są ludzie podsycający wzajemne animozje. Istnieje grupa Żydów i Polaków, którzy robią wiele, aby siać nienawiść. Jednym z elementów tej akcji jest przedstawianie Polski, jako miejsca dla Żydów przeklętego. A Polaków winnych – historycznie, jako naród – prześladowań Żydów.

A fakty są niepodważalne i temu przeczą.

Były konflikty, były prześladowania, były pogromy, była dyskryminacja. To prawda. Jednak to wszystko trzeba koniecznie widzieć w historycznych kontekstach.
Bo gdy np. w Krakowie w XV wieku były sporadycznie tzw. „tumulty” antyżydowskie na podłożu religijnym lub ekonomicznym, to w tym czasie w Hiszpanii tzw. „Edykt z Alhambry” nakazywał wygnanie wszystkich (pomiędzy 40 a 200 tysięcy) Żydów z królestwa, w praktyce pozbawiał ich lwiej części majątków, a niewykonanie edyktu karał śmiercią. A to tylko jeden przykład z setek i tysięcy.

Dlatego spójrzmy na poniższą mapę pokazującą rozmiary populacji Żydów w Europie przed Holokaustem.



Po tysiącleciu obecności Żydów w Europie, po wszystkich wydarzeniach historycznych – procesach gospodarczych i społecznych, po krucjatach i pomorach, po wojnach religijnych i wojnach pomiędzy księstwami, królestwami oraz państwami, po rewolucjach, po wygnaniach i prześladowaniach, nastąpił moment przed Zagładą, który pokazuje ostateczne efekty.

Liczby udowadniają wszystko, co najistotniejsze.

W Polsce mieszkało więcej Żydów niż w całej Europie Zachodniej, Północnej i Południowej RAZEM.


W Polsce żyło więcej Żydów niż w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii, Norwegii, Finlandii, Włoszech, Jugosławii, Szwajcarii, Bułgarii, Grecji, Albanii, Turcji, Luksemburgu, Portugalii, Hiszpanii, Belgii, Holandii, Danii, Czechosłowacji, Austrii, Węgrzech i Wolnym Mieście Gdańsku – RAZEM.

I przecież nie dlatego w Polsce żyły w 1933 roku ponad 3 miliony Żydów, że to był najbogatszy kraj, ale wyłącznie dlatego, że – w ostatecznym rozrachunku, uwzględniając stosunek (przez stulecia) do Żydów w Europie Zachodniej, Południowej i Północnej – właśnie tu, w Polsce były najlepsze warunki do życia, mimo wszystkich utrudnień. Prześladowani, wypędzani, dyskryminowani, gnębieni przez wieki w innych krajach, tu mogli egzystować najpełniej. Tu mogli kultywować religię, tradycję, rozwijać kulturę i naukę. Tu znaleźli odpowiednie, korzystne miejsce w strukturze gospodarczej kraju. Jako naród przez dwa tysiące lat bez ziemi, bez państwa, wybierali do życia to miejsce, gdzie było im znośnie i gdzie ich traktowano lepiej, niż gdzie indziej.

I właśnie tu, do Polski, musieli przyjść do nich w 1939 roku mordercy – nie miejscowi, nie polscy sąsiedzi, z którymi przeżyli setki lat, ale z „cywilizowanego, kulturalnego” Zachodu – aby ich, po wiekach obecności w Polsce, przemysłowymi metodami unicestwić.

To są fakty. Liczby nie kłamią.

Paweł Jędrzejewski

Źródło: https://forumzydowpolskichonline.org/2019/12/16/los-zydow-w-europie-liczby-nie-klamia/
7
Nasza ekipa / Żyjecie?
« Last post by Arexel on (Sun) 28.07.2019, 19:43:29 »
Koledzy, koledzy! Żyjecie? Co tam u Was słychać? Pamiętam Was. Pamiętam jeszcze czasy OU i teksty ketraB na stronie głównej. To były okolice 2012 albo wcześniej, prawda? Mamy 2019 rok. W 2018 chyba ostatni post na forum dodano. 5 miesięcy temu, czyli jeszcze w tym roku kalendarzowym zanotowano ostatni raz aktywność na kanale "bladymamut". Pan Blady bodajże walczył z nadwagą, fistraist, hm... Adrian? Morfeusz? Kto tam jeszcze był? Jakieś spotkanie, cokolwiek? Na OU było sporo dyskusji, tutaj raczej informacyjnie. Czy Nasza społeczność jeszcze istnieje? Tyle lat minęło.


Zdrówka.
8
Zakazane informacje / Re: Prawdziwe nazwiska “elity polskiej”
« Last post by BladyMamut on (Sun) 03.06.2018, 02:21:52 »
XVI. Żydowska zmiana nazwisk po II wojnie światowej - Radosław Patlewicz
https://youtu.be/wn3WunPJ8As
9
Ludzka natura / Re: Gender Studies - co to jest?
« Last post by BladyMamut on (Sun) 03.06.2018, 01:20:48 »
Genderowa edukacja seksualna chce przekazywać dzieciom i młodzieży tylko techniczne informacje dotyczące seksu. Nie ma w niej miejsca na takie tematy, jak: miłość, rodzina, ojciec, matka, dzieci. Nie ma w niej miejsca na przygotowanie do zbudowania silnej, trwałej, szczęśliwej rodziny.
Genderowa edukacja seksualna to nauka od wczesnego dzieciństwa masturbacji, antykoncepcji, praw seksualnych. To przekonywanie dzieci, że rodzina złożona z taty, mamy i dzieci to tylko jedna z możliwych form, bo równie dobre dla dzieci są związki np. dwu osób homoseksualnych.
Sztandarowym dokumentem genderowej edukacji seksualnej są „Standardy edukacji seksualnej w Europie" firmowane przez WHO (Światową Organizację Zdrowia) i BZgA (Federalne Biuro Edukacji Zdrowotnej w Niemczech)1. Tak jak w ideologii gender, tak i w Standardach WHO jest bowiem mowa o:
- różnych (alternatywnych) koncepcjach rodziny,
- różnych (alternatywnych) normach w obszarze seksu,
- promocji homoseksualnego stylu życia,
- tożsamości płciowej (wiele możliwości do wyboru) różnej od płci biologicznej (mężczyzna i kobieta),
- krytycyzmie wobec tradycyjnych norm kulturowych.

Genderowe idee są obecne w różnych programach edukacyjnych realizowanych obecnie w polskich szkołach i przedszkolach. Jednym z nich jest program „Równościoweprzedszkole".

Genderowa edukacja seksualna może już niedługo stać się w Polsce edukacją obowiązkową....

http://dlarodziny.net/projekt04/res/genderowa_edukacja_publikacja.pdf
10
Metody perswazji i manipulacji / Re: Ostateczna Rewolucja - Aldous Huxley
« Last post by BladyMamut on (Sun) 27.05.2018, 16:53:31 »
Nie wiem czy to jest całość czy nie.

Transkrypt wykładu Aldousa Huxleya pt Ostateczna Rewolucja:

Osoba prowadząca: Pan Aldous Huxley, znany eseista i pisarz, który w trakcie tego semestru wiosennego będzie zajmował stanowisko profesora na uniwersytecie. Pan Aldous Huxley wrócił ostatnio z konferencji w Centrum Badań Instytucji Demokratycznych w Santa Barbara (Kalifornia), gdzie dyskusja skupiła się wokół rozwoju nowych technik umożliwiających kontrolę i sterowanie ludzkim zachowaniem. Klasycznie było możliwe stłumienie wolności jednostki dzięki zastosowaniu przymusu fizycznego, poprzez odwoływanie się do różnych ideologii, poprzez manipulację otoczeniem fizycznym i społecznym jednostki, oraz ostatnio poprzez techniki warunkowania psychologicznego. The Ultimate Revolution (Ostateczna Rewolucja), o której Pan Huxley będzie dzisiaj mówić, zajmuje się rozwojem nowych metod kontroli behawioralnych (zachowań), które operują dokładnie na płaszczyźnie psychofizjologicznej człowieka. Charakter tych metod umożliwia zamianę przymusu zewnętrznego na wewnętrzny, przymusowe działanie (kompulsywne). Wszyscy, którzy są zaznajomieni z pracami Pana Huxleya, będą wiedzieć, że jest to temat poruszany przez Pana Huxleya od pewnego już czasu. Pan Huxley przeprowadzi teraz prezentację, trwającą około pół godziny, po której nastąpi krótka dyskusja z pytaniami od dwóch panelistów siedzących po mojej lewej, Pani Lilian oraz Pana Johna Posta. A teraz Pan Aldous Huxley.

A. Huxley: Dziękuję. Przede wszystkim, chciałbym powiedzieć, że konferencja w Santa Barbara nie była stricte o kontroli umysłów. To była konferencja; były już dwie takie na uniwersytecie kalifornijskim w centrum medycznym w San Francisco. Jedna w tym roku, na której nie byłem. Druga dwa lata temu, gdzie wtedy miała miejsce poważna dyskusja na ten temat (kontroli umysłów). W Santa Barbara dyskutowaliśmy ogólnie o technologii oraz o jej prawdopodobnych skutkach jakie może wywrzeć na społeczeństwo. Oraz o problemach technicznych związanych z przekazywaniem technologii do krajów słabo rozwiniętych. Teraz w nawiązaniu do tego problemu w The Ultimate Revolution (ostateczna rewolucja), zostało to bardzo dobrze przedstawione przez gospodarza. W przeszłości możemy powiedzieć, że wszystkie rewolucje kierowały się zmianą otoczenia człowieka, by móc ostatecznie zmienić jednostkę. Mam na myśli, iż mieliśmy rewolucję polityczną, była rewolucja ekonomiczna, w czasach reformacji mieliśmy do czynienia z religijną rewolucją. Wszystkie te rewolucje celowały nie bezpośrednio w człowieka, ale w jego otoczenie. Tak więc manipulując otoczeniem człowieka, osiągano pewny efekt na człowieku. Dzisiaj musimy się zmierzyć ze zbliżającą się moim zdaniem tzw. Rewolucją Ostateczną lub rewolucją finałową, gdzie człowiek może oddziaływać bezpośrednio na ciało i umysł innych ludzi. Nie trzeba dodawać, że pewnego rodzaju bezpośrednie oddziaływania na ludzkie ciało i umysł, miały miejsce od początku istnienia człowieka. Ale to generalnie miało gwałtowny charakter. Techniki terroru są znane od niepamiętnych czasów i ludzie stosowali je mniej lub bardziej pomysłowo, czasem z elementami najwyższego okrucieństwa, czasem umiejętnie dzięki nabytym zdolnościom. Na zasadzie prób i błędów odnajdywali jakie są najlepsze sposoby przeprowadzania tortur, więzienia czy innych różnego rodzaju represji. Ale, jak mi się zdaje, to chyba Metternich powiedział dawno temu: "Możesz zrobić z bagnetem wszystko, oprócz tego by na nim usiąść". Jeżeli ktoś ma zamiar kontrolować jakąś populację przez dłuższy czas, musi osiągnąć pewien stopień zgody tych ludzi. Jest nadzwyczaj trudne do wyobrażenia sobie, jak system zbudowany z samego terroru mógłby trwać wiecznie. Taki system może funkcjonować przez dosyć długi czas, ale myślę, że prędzej czy później musi zostać wprowadzony element perswazji, tak by ludzie mogli zaakceptować to w jakiej sytuacji się znajdują.
Myślę, że natura Ostatecznej Rewolucji, z którą mamy do czynienia, jest następująca: Jesteśmy w trakcie opracowywania szeregu technik, które pozwolą rządzącej oligarchii (oligarchii, która zawsze istniała i która przypuszczalnie zawsze będzie istnieć) by ludzie pokochali swoją służebną/niewolniczą rolę. Jest to, zdaje mi się, najwyższa, zła rewolucja, można byłoby powiedzieć. I jest to problem, którym zajmuję się już wiele lat i o którym napisałem 30 lat temu powieść "Nowy Wspaniały Świat", która...jest obrazem społeczeństwa, które robi użytek ze wszystkich dostępnych na ten czas narzędzi [chodzi o czas kiedy została napisana ta książka] oraz kilka z nich, które wyobraziłem sobie, że mogą być prawdopodobne. I zrobienie użytku z tych narzędzi, przede wszystkim by ujednolicić populację, zniwelować niewygodne ludzkie różnice. Tak by stworzyć, powiedzmy, masową produkcję modeli ludzkich, które byłyby podporządkowane pewnemu, naukowemu systemowi klasowemu. Od tamtego czasu zacząłem być bardzo zainteresowany tym problemem. Zauważyłem, z coraz większym przerażeniem, że szereg moich prognoz będącymi czystą fantastyką 30 lat temu, kiedy je tworzyłem, że teraz te prognozy się spełniły lub są na drodze do spełnienia. Szereg technik, o których mówiłem, jest już obecnych. I wydaje się, że mamy do czynienia z ogólnym ruchem w stronę Ostatecznej Rewolucji. W stronę tej metody kontroli, gdzie człowiek może cieszyć się z sytuacji, której nigdy, przy żadnych normalnych standardach by nie zaakceptował. Jest to czerpanie radości z poddaństwa/niewoli. Ten ruch, jak już mówiłem, poszedł naprzód przez lata. A ja stałem się coraz bardziej zainteresowany tym co się dzieje.

I tu chciałbym krótko porównać powieść "Nowy Wspaniały Świat" do innej powieści, która jest młodsza, z książką George'a Orwella "Rok 1984". Orwell napisał swoją książkę, wydaje mi się pomiędzy rokiem 1945 a 1948, kiedy stalinowski reżim był ciągle w pełnym rozmachu. I krótko po upadku reżimu terroru Hitlera. I jego książka, którą bardzo podziwiam. Jest to książka utalentowanego autora i napisana z niesamowitą pomysłowością. I ta książka pokazuje wizję przyszłości na podstawie teraźniejszości oraz niedalekiej przeszłości, czy to co dla niego [Orwella] było najbliższą przeszłością. To była projekcja w przyszłość społeczeństwa, gdzie kontrola była sprawowana jedynie przez terror oraz poprzez brutalne bezpośrednie ataki na ciało i umysł jednostki. Natomiast moja książka, która została napisana w 1932 roku - w czasie gdy istniała tylko łagodna dyktatura Mussolini'ego, nie została przesłonięta pomysłem terroru. I w związku z tym, byłem wolny od tego od czego Orwell nie był wolny. Mogłem myśleć o innych metodach kontroli, o metodach nie wymagających użycia brutalnej siły. Jestem skłonny stwierdzić, że naukowe dyktatury przyszłości, a myślę że takie będą miały miejsce w wielu częściach świata, będą bliższe wizji "Nowego Wspaniałego Świata", niż do wizji "Roku 1984". Będą bliższe wizji "Nowego Wspaniałego Świata" nie ze względu na humanitarne skrupuły naukowych dyktatorów, ale po prostu dlatego, że ten wzorzec jest bardziej efektywny. Jeżeli jesteś w stanie skłonić ludzi do zaakceptowania sytuacji w jakiej żyj ą, żeby zaakceptowali to, że żyj ą w państwie poddanych, w państwie gdzie wymazano różnice, w państwie w którym ludzie zaakceptowali metody masowej produkcji na poziomie społecznym. Jeżeli potrafisz to zrobić, to zapewne twoje państwo będzie znacznie bardziej stabilne, będzie trwało znacznie dłużej oraz dużo łatwiej będzie się nim sterowało, niż jakbyś miał tylko polegać na maczugach, plutonach egzekucyjnych czy obozach koncentracyjnych. Tak więc, w moim odczuciu wizja z "Roku 1984" była absolutnie zabarwiona przeszłością oraz najbliższą teraźniejszością, w których Orwell żył. Jednakże przeszłość oraz teraźniejszość tamtych lat nie odzwierciedlają, w moim przekonaniu, prawdopodobnego kierunku rozwoju sytuacji. Nie trzeba dodawać tego, że nigdy nie pozbędziemy się terroru, który zawsze znajdzie drogę ku powierzchni.

Myślę, że kiedy dyktatorzy staną się coraz bardziej naukowi, staną się coraz bardziej zainteresowani technologiczną perfekcj ą prowadzenia społeczeństwa, wtedy będą coraz bardziej zainteresowani rodzajami technik, które wyobraziłem sobie i opisałem z istniejących realiów w "Nowym Wspaniałym Świecie". Tak więc wydaje mi się, że Ostateczna Rewolucja nie jest tak bardzo odległa. Już teraz mamy pewną liczbę technik umożliwiaj ących wprowadzenie tego rodzaju
kontroli. Pozostaje tylko patrzeć kiedy, gdzie i przez kogo będą pierwszy raz zastosowane na większą skalę.
Ale najpierw proszę pozwolić mi opowiedzieć troszkę o udoskonaleniu technik stosowania terroru. Myślę, że nastąpił postęp w tej dziedzinie. Pawłow dokonał kilku bardzo znaczących obserwacji na zwierzętach jak i na ludziach. I odkrył między innymi, że techniki warunkowania zastosowane na zwierzętach czy ludziach w stanie psychologicznego lub fizycznego stresu, zapadają bardzo głęboko w ciało i umysł istoty tak, że jest ekstremalnie trudne by się ich pozbyć. Były znacznie głębiej osadzone niż inne formy warunkowania. I oczywiście ten fakt został empirycznie odkryty już w przeszłości. Ludzie stosowali w przeszłości wiele tych technik. Różnice jednak pomiędzy starymi, empirycznymi, intuicyjnymi metodami, a naszymi nowymi metodami to trochę tak jakby porównywać metodę "na chybił trafił" jakiegoś rzemieślnika z metodą prawdziwie opartą na nauce. Myślę, że jest ogromna różnica między nami, a inkwizytorami z XVI wieku. My w porównaniu z nimi wiemy dokładnie co robimy i możemy rozwijać się na tej płaszczyźnie dzięki naszej wiedzy teoretycznej. Możemy rozwijać to co robimy na znacznie większy obszar, mając jednocześnie pewność tworzenia czegoś, co na prawdę zadziała.

W tym kontekście chciałbym poruszyć szalenie interesujące rozdziały dr Williama Sarganta z książki "Battle for the Mind", gdzie pokazuje jak wielu liderów/nauczycieli religijnych intuicyjnie używało metod Pawłowa. Mówi zwłaszcza o metodzie Wesley'a [John Wesley] na tworzenie nawróceń religijnych, która była oparta na technice podnoszenia do granic możliwości psychologicznego stresu poprzez mówienie o ogniu piekielnym, dzięki czemu ludzie byli bardzo podatni na sugestie. A następnie uwalnianie tego stresu poprzez obietnice nadziei zbawienia/nieba. I jest to bardzo interesujący rozdział pokazujący jak na intuicyjnej i empirycznej płaszczyźnie, wprawny, wrodzony psycholog jakim był Wesley, mógł odkryć metody Pawłowa. I jak już mówiłem, znamy teraz powody dlaczego te techniki działały. Nie ma wątpliwości, że gdybyśmy chcieli, moglibyśmy użyć ich w znacznie większym stopniu, niż było to możliwe w przeszłości. I oczywiście są przykłady w niedawnej historii, gdzie wykorzystywano metody prania mózgu. Widzimy, że to zostało zastosowane zarówno u jeńców wojennych jak i w stosunku do niskiego szczeblem personelu partii komunistycznej Chin. Widzimy, że metody Pawłowa stosowane były systematycznie i z nadzwyczajną skutecznością. Myślę, że nie ma wątpliwości, iż dzięki zastosowaniu tych metod powstała wielka armia skrajnie oddanych ludzi. Warunkowanie zostało wprowadzone, można powiedzieć, jako swego rodzaju psychologiczna jontoforeza w najgłębsze zakamarki ludzkiego jestestwa. I zostało wprowadzone tak głęboko, że będzie bardzo trudne by je kiedykolwiek wykorzenić. Uważam, że te metody są prawdziwym udoskonaleniem starszych metod terroru, gdyż łączą one w sobie metody terroru i akceptacji, gdzie osoba jest pod wpływem stworzonego przez terror stresu. To wszystko jest po to, by wywołać u tej osoby pewnego rodzaju dobrowolną akceptację stanu psychicznego w jaki została wprowadzona i ogólnej sytuacji w jakiej się znalazła. Tak więc nastąpił konkretny postęp, nawet w technikach terroru. I tu dochodzimy do rozważań na temat innych technik, które nie wykorzystuj ą terroru. Technik wywołujących przyzwolenie i sprawiających, że ludzie zaczynają uwielbiać swoją rolę sługi. Nie jestem w stanie omówić ich wszystkich, ponieważ ich nie znam, ale mogę omówić te bardziej oczywiste metody, które mogą zostać współcześnie użyte i które opierają się na niedawnych naukowych odkryciach.

Przede wszystkim mamy metody połączone z sugestią bezpośrednią oraz hipnozą. Myślę, że wiemy znacznie więcej na ten temat, niż w przeszłości. Ludzie oczywiście zawsze byli świadomi sugestii i mimo, że nie znali słowa hipnoza, to z pewnością używali jej w rozmaity sposób. Ale wydaje mi się, że mamy znacznie większą wiedzę na ten temat niż w przeszłości. Możemy użyć tej wiedzy na różne sposoby, które były niedostępne dla ludzi z przeszłości. Przykładowo, jedną z rzeczy, którą teraz wiemy na pewno, to znaczy to było już znane wcześniej, to fakt że jest ogromna różnica podatności na sugestie u różnych jednostek. Ale teraz konkretnie znamy statystyczną strukturę populacji pod względem podatności na sugestie. Jest bardzo interesujące jak się spojrzy na odkrycia z wielu różnych stron. Mam na myśli dziedzinę hipnozy, dziedzinę podawania placebo, dziedzinę podatności na ogólną sugestię w stanach senności czy lekkiego snu; wtedy zauważysz wyłaniające się podobne znaczące podobieństwa w tych różnych dziedzinach. Zauważysz na przykład, że doświadczony hipnozer stwierdzi, że jest w stanie z najwyższą łatwością (za pstryknięciem palców) zahipnotyzować 20% ludzi i że mniej więcej odpowiadająca liczba po drugiej stronie skali jest bardzo trudna lub wręcz niemożliwa do zahipnotyzowania. Pośrodku zaś mamy do czynienia z dużą liczbą osób, które mogą być z mniejszym lub z większym trudem zahipnotyzowane. Jeżeli wystarczająco się nad nimi popracuje, to stopniowo można ich wprowadzić w stan hipnozy. I w taki sam sposób, z taką samą wartością, w takich samych proporcjach wyłania się na przykład podatność na przyjmowanie placebo. Trzy, cztery lata temu w szpitalu w Bostonie został przeprowadzony duży eksperyment na kilkuset pacjentach z dolegliwościami bólowymi po poważnych operacjach. I pacjentom tym, na ich prośbę, gdy tylko ich ból robił się nieznośny, dawano zastrzyki. 50% zastrzyków było z morfiny, a 50% z destylowanej wody. I około 20% osób przechodzących przez eksperyment, doznawało takiego samego zmniejszenia bólu zarówno od czystej wody jak i od morfiny. Około 20% osób nie odczuło zmniejszenia bólu od zaaplikowanej wody i pośrodku byli ci, którzy poczuli częściowe zmniejszenie bólu lub na których woda czasem działała, a czasem nie. Tak więc znowu widzimy ten sam proporcjonalny rozkład.

Podobnie jest z hipnopedią, terminem jaki zastosowałem w "Nowym Wspaniałym Świecie", który znaczy uczenie przez sen. Rozmawiałem niedawno z człowiekiem tworzącym nagrania, których ludzie mogli słuchać w trakcie snu. Mówię tu o nagraniach, mających sprawić by ludzie stali się bogatymi, dla satysfakcji seksualnej, dla poprawy pewności siebie/wiary podczas handlowania i tego typu. I ten człowiek powiedział, co było bardzo interesujące, że te nagrania sprzedawał na zasadzie możliwości zwrotu pieniędzy [gdyby klient nie był usatysfakcjonowany]. Powiedział, że regularnie pomiędzy 15 a 20% osób pisze z oburzeniem, że nagrania zupełnie nie działaj ą i wtedy wysyła im pieniądze z powrotem. Z drugiej strony jest ponad 20% osób, którzy odpisują entuzjastycznie mówiąc, że stali się bogatsi, że ich życie seksualne uległo znacznej poprawie etc. etc. I to są oczywiście wymarzeni klienci, którzy kupują później coraz więcej tych nagrań. I pomiędzy są ci, którzy narzekali na słabe rezultaty. Takim trzeba było pisać listy zachęcające typu: "No dalej mój drogi, trzymaj się tego i będzie dobrze". I oni generalnie osiągali lepsze wyniki w dłuższej perspektywie czasowej. I na podstawie tego o czym mówiłem widzimy bardzo jasno, że ludzką populację możemy śmiało skategoryzować wg podatności na sugestie. Podejrzewam mocno, że te 20% istnieje we wszystkich tych przypadkach. I podejrzewam również, że nie byłoby trudne by ocenić jednostkę, już w okresie wczesnego dzieciństwa, kto jest mocno podatny na sugestie, kto jest skrajnie odporny, a kto zajmuje tę przestrzeń pośrodku. Jest całkiem jasne, że gdyby każdy był mocno odporny na sugestie to zorganizowanie społeczeństwa byłoby praktycznie niemożliwe. I z kolei gdyby wszyscy byli bardzo łatwo podatni na sugestie wtedy dyktatura byłaby absolutnie nieunikniona. Jest bardzo korzystne to, że mamy w większości ludzi umiarkowanie podatnych na sugestie, którzy tym samym chronią nas przed dyktaturą, ale jednocześnie pozwalają na powstanie zorganizowanych społeczeństw. Zważywszy na fakt, że mamy te 20% ludzi bardzo łatwo podatnych na sugestie, można powiedzieć, że jest to sprawa niewątpliwej wagi politycznej. Dla przykładu, każdy demagog co jest w stanie uzyskać dużą część tych 20% ludzi podatnych na sugestie oraz który potrafi zorganizować tych ludzi, będzie w stanie obalić każdy rząd w kraju. I myślę w końcu mieliśmy niesamowity przykład Hitlera z ostatnich lat, co można osiągnąć dzięki efektywnym metodom sugestii i perswazji. Każdy kto przeczytał przykładowo biografię o Hitlerze autorstwa Bullock'a ["A Study in Tyranny"- "Studium o Hitlerze"] dochodzi do przerażającego podziwu dla tego diabelskiego geniuszu, który jak nikt inny rozumiał ludzkie słabości i który potrafił wykorzystać je wszystkimi dostępnymi sposobami. On wiedział wszystko, intuicyjnie wyczuwał np. zasadę Pawłowa, że warunkowanie zastosowane w stanie stresu lub zmęczenia zapada znacznie głębiej niż warunkowanie zastosowane w innych sytuacjach. To jest powód dlaczego, wszystkie jego duże przemówienia były organizowane nocą. Całkiem szczerze pisał o tym w "Mein Kampf", że jest to w ten sposób organizowane wyłącznie ze względu na to, iż ludzie w nocy są zmęczeni i tym samym ich opór przed perswazją jest znacznie słabszy, niż gdyby działo się to w dzień. I przy wszystkich technikach, które on stosował, odkrył intuicyjnie lub za pomocą prób i błędów bardzo wiele [ludzkich] słabości, o których my wiemy na płaszczyźnie naukowej, myślę znacznie więcej niż on wiedział. Faktem pozostaje to, że ta różna podatność na sugestie, podatność na hipnozę, jest czymś na co powinno się zwracać szczególną uwagę przy jakimikolwiek rozważaniu demokratycznych rządów. Jeżeli istnieje te 20% ludzi, którzy faktycznie są podatni na sugestie, tak że mogą uwierzyć w niemal wszystko, wtedy musimy podjąć się bardzo delikatnych kroków w celu zapobiegnięcia wyrastaniu demagogów, którzy mogliby organizować tych ludzi w ekstremistyczny sposób. Mogliby oni np. tworzyć małe, prywatne armie zdolne do obalania rządów. Na tym polu czystej perswazji/manipulowania wiemy znacznie więcej niż w przeszłości i dodatkowo oczywiście mamy teraz narzędzia do potęgowania głosu i wizerunku demagoga w sposób niemal wywołujący halucynacje. Mam na myśli TV i radio. Hitler korzystał w pełni z radia, mógł dzięki niemu przemawiać do milionów ludzi jednocześnie. Tylko to tworzy wielką przepaść pomiędzy współczesnymi demagogami, a tymi z czasów starożytnych. Starożytni demagodzy mogli przemawiać jedynie do ilości osób, do których dochodziłby głos wrzeszczącego z całych sił przemawiającego. Podczas gdy współczesny demagog może dotrzeć do milionów w tym samym czasie, oraz oczywiście, dzięki wielokrotnemu pokazywaniu jego wizerunku, może wywoływać pewien efekt halucynacji, który ma ogromne znaczenie przy hipnozie oraz przy stosowaniu sugestii.

Dalej jednak mamy rozmaite inne metody, o których można by powiedzieć "dzięki Bogu nie były stosowane", ale które oczywiście mogą zostać zastosowane. Istnieje np. metoda farmakologiczna. Jest to jedna ze spraw, które rozważałem w "Nowym Wspaniałym Świecie". Stworzyłem hipotetyczny narkotyk nazwany Soma, który oczywiście nie mógł by istnieć naprawdę, ze względu na to, że był jednocześnie środkiem pobudzającym, narkotycznym i halucynogennym. Wydaje się mało prawdopodobne by połączyć to wszystko w jednej substancji. Jednak chodzi o to, że gdyby zastosować kilka różnych substancji, to można byłoby uzyskać te efekty. I bardzo interesujące w kontekście nowych substancji chemicznych, znaczy w kontekście substancji chemicznych zmieniających umysł; jest to, że jak spojrzysz w przeszłość to jasno widać, że od zawsze człowiek miał pragnienie posiadania substancji zmieniających umysł. Zawsze marzył by móc "odpocząć od siebie". Jednak najbardziej niezwykłym faktem jest to, że każda naturalnie występująca substancja nasenna, pobudzaj ąca, uspokajaj ąca czy halucynogenna została wynaleziona już na początku istnienia ludzkości. Nie wydaje mi się, by istniała jakakolwiek tego typu naturalnie występująca substancja, która byłaby wynaleziona przez współczesną naukę. Współczesna nauka stworzyła oczywiście lepsze metody pozyskiwania aktywnych składników tych leków/narkotyków oraz odkryła wiele sposobów syntetyzowania nowych substancji o niezwykłej mocy. Ale faktyczne odkrycie tych naturalnie występujących substancji zostało dokonane przez prymitywnych ludzi, Bóg jeden wie, ile wieków temu. Dla przykładu istnieją odkryte w Szwajcarii osady jeziorne z wczesnego neolitu, w których znajdujemy makowe główki. Więc wygląda na to, że już wtedy ludzie używali tego antycznego, najbardziej silnego i niebezpiecznego z narkotyków, a było to jeszcze sprzed powstaniem rolnictwa. [przed rewolucją neolityczną] Tak więc wygląda na to, że człowiek był już uzależnionym od heroiny ćpunem, przed tym jeszcze zanim został rolnikiem. Co jest bardzo ciekawym komentarzem na temat ludzkiej natury. Jednakże różnicą pomiędzy tymi starożytnymi "zmieniaczami umysłu", tradycyjnymi, a tymi współczesnymi jest to, że te stare i tradycyjne były straszliwie szkodliwe, z kolei te nowe takie nie są. Znaczy się nawet te dozwolone "zmieniacze umysłu" np. alkohol nie jest całkowicie nieszkodliwy, jak zapewne ludzie zdążyli już
zauważyć. Te pozostałe, niedozwolone środki, jak opium czy kokaina, opium i jego pochodne są już oczywiście bardzo szkodliwe. Gwałtownie uzależniają i w niektórych przypadkach prowadzą z niezwykłą szybkością do fizycznej degeneracji i śmierci. Z kolei te nowe substancje...jest to naprawdę niezwykłe. Wiele tych nowych substancji "zmieniających umysł" może tworzyć wielkie, rewolucyjne zmiany na poziomie umysłu i jednocześnie prawie w ogóle nie wpływać na nasze ciało. Możesz uzyskać ogromną, rewolucyjną zmianę dzięki np. LSD-25 albo z nowo syntetyzowanym narkotykiem psylocybiną, która jest aktywnym składnikiem świętych grzybów meksykańskich [grzyby halucynogenne]. Można osiągnąć tą wielką zmianę w umyśle, ze zmianami w sferze fizyczności nie większymi niż jakby wypić dwa koktajle. I to jest ten najbardziej niezwykły aspekt tego wszystkiego. I oczywiście prawdą jest, że farmakolodzy tworzą masę nowych "cudownych" leków, których działanie jest prawie gorsze od samej choroby. Każdego roku, nowe wydania podręczników od medycyny, zawierają coraz dłuższy i dłuższy rozdział na temat jatrogennych chorób, to znaczy chorób powodowanych przez lekarzy. I jest to prawda. Wiele tych "cudownych" leków jest bardzo niebezpiecznych. Znaczy leki takie mogą czynić rewelacyjne wyniki i w krytycznych stanach powinny być używane, ale powinny być używane z najwyższą ostrożnością. Ale mamy ewidentnie dużą grupę leków oddziałuj ących na centralny układ nerwowy, które są w stanie wytwarzać ogromne zmiany w sedacji, euforii, w angażowanu całego procesu umysłowego, nie wyrządzaj ąc jakichkolwiek zauważalnych krzywd dla ludzkiego ciała. I w tym sensie wg mnie, jest to najbardziej znacząca zmiana. W rękach dyktatora te czy inne substancje mogłyby zostać użyte w sposób bezpieczny, a rezultaty, można sobie wyobrazić euforię, która czyniłaby ludzi całkowicie szczęśliwymi, nawet w najbardziej paskudnych okolicznościach. To wszystko jest możliwe.

Jest to niesamowite. To nawet sprawdza się co do tych zwykłych, starych specyfików. Housman wiele lat temu stwierdził po przeczytaniu "Raju Utraconego" J. Miltona, że "piwo może więcej od Miltona, by zrozumieć zależność naszą od samego Boga". [powinnien być słód zamiast piwa- mała pomyłka pana Huxley'a]. Piwo jest oczywiście znacznie prostszym specyfikiem niż te substancje. I można z pewnością powiedzieć, że niektóre te nowe, psychoaktywne i halucynogenne substancje mogą bez porównania dokonać więcej niż Milton i wszyscy teolodzy razem wzięci, by uczynić przerażającą tajemnicę naszego jestestwa bardziej znośną. I tu wydaje mi się, jest ogromne pole dla zaistnienia Rewolucji Ostatecznej. Pole, w którym większa część kontroli nie będzie sprawowana po przez stosowanie terroru, ale po przez sprawianie, że życie będzie wydawało się bardziej radosne niż jest w rzeczywistości. Radosne do tego stopnia, że człowiek zacznie uwielbiać dany stan rzeczy, który wg porządnych, ludzkich standardów nie powinien w ogóle akceptować. I myślę, że jest to totalnie możliwe.
Teraz z kolei proszę pozwolić mi krótko opowiedzieć o postępie w dziedzinie neurologii, mianowicie o wszczepianiu elektrod do mózgu. To oczywiście było na dużą skalę praktykowane na zwierzętach oraz zastosowane zostało kilka razy na ludziach, na beznadziejnych przypadkach, gdzie pacjenci byli w totalnym obłędzie. Każdy kto widział zachowanie szczurów po wszczepieniu elektrod w różne ośrodki, musi dojść do wniosków by z największą obawą zapytać, co u diabła będzie nam przyszykowane, jeżeli to trafi do rąk jakiegoś dyktatora.
Widziałem nie tak dawno temu szczury w laboratorium [Magoun'a?] w UCLA. Były dwie grupy tych szczurów. Jedna grupa miała elektrody wszczepione w ośrodek przyjemności. Eksperyment polegał na tym, że te szczury naciskając belkę, powodowały uwalnianie na krótki czas bardzo małego prądu, który przewodem dostarczany był do elektrod umiejscowionych w ośrodku przyjemności. Absolutnie zachwycające było to, że szczury naciskały tę belkę 18 000 razy na dzień. Gdyby im nie ograniczać możliwości naciskania belki w ciągu dnia, to naciskali by ją 36 000 razy na dzień do momentu aż by opadły z totalnego wycieńczenia. I by nie jadły, nie byłyby zainteresowane seksem, tylko ciągle naciskałyby tę belkę. Najbardziej niezwykłymi szczurami były jednak te, którym wszczepiono elektrody w połowie pomiędzy ośrodkiem przyjemności a ośrodkiem bólu. Wynik był tak jakby zmieszać w tym samym czasie najwspanialszą ekstazę z przygodą na kole tortur. I można było zauważyć jak szczur zastanawia się myśląc sobie coś w stylu, "być albo nie być - oto jest pytanie". I w końcu zbliżał się...i robił to <naciskał>. I wycofywał się z tą okropną... Trochę nadaję mu ludzkich cech. Znaczy odczuwał coś strasznie pomieszanego. I odczekiwał całkiem spory czas, po czym znów naciskał przycisk. Jednak zawsze wracał i naciskał ten przycisk. To właśnie było niezwykłe. Zauważyłem najnowsze zagadnienie z Scientific American, gdzie jest bardzo interesujący artykuł o elektrodach wszczepianych w mózgi kurczaków. Technika ta jest bardzo pomysłowa, polega na zanurzeniu w mózgu malutkiego gniazdka z gwintem tak, że elektroda może być wkręcana mniej lub bardziej w mózg. I można przetestować przy każdej głębokości w ułamkach milimetrów, to co stymulujesz. I te zwierzęta nie były stymulowane jedynie za pomocą przewodów. Wyposażono je w miniaturowe radio odbiorniki, które ważyły mniej niż uncja [31g] i umiejscowione były na zwierzętach. Tak więc był kontakt z nimi na odległość. Mam na myśli, że mogły ganiać po podwórzu. Naciskając przycisk powodowano stymulacj ę konkretnego regionu mózgu, do którego elektroda została wkręcona. Można było zobaczyć ciekawe zjawiska, gdzie np. śpiący kurczak nagle podskakiwał i zaczynał biec, lub gdzie ruchliwy kurczak nieoczekiwanie siadał i zasypiał. Gdzie kura siadała i zaczynała zachowywać się jakby miała zacząć znosić jajo lub gdzie waleczny kogut zapadał w głęboką depresję. Całościowy obraz absolutnej kontroli nad popędami jest przerażający. W kilku przypadkach, gdzie zostało to zastosowane na bardzo ciężko chorych ludziach, efekty zaobserwowane były także niezwykłe. Rozmawiałem zeszłego lata w Anglii z Grey Walter'em, który jest najbardziej wybitnym przedstawicielem techniki elektroencefalografii w Anglii. Opowiadał mi, że widział beznadziejne przypadki pacjentów na oddziale z tymi rzeczami w głowie. I ci ludzie cierpieli na niekontrolowaną depresję. Mieli te elektrody wszczepione w coś wyraźnie odpowiadającemu ośrodkowi przyjemności u szczura. Tak czy owak, kiedy czuli się bardzo źle, po prostu wciskali guzik układu, który mieli w kieszeni. I mówił mi, że rezultaty były fantastyczne. Smutna mina robiła się nagle uśmiechnięta i ewidentnie, nie wiem na jak długo, robili się weseli i szczęśliwi.
Tak więc znowu, można zobaczyć te niezwykłe, rewolucyjne techniki, które są dla nas obecnie dostępne. Wydaje mi się, że jest totalnie jasne to, że te techniki nie są obecnie praktycznie stosowane poza sferą eksperymentów. Wydaje mi się, że jest bardzo ważne by być obeznanym w tym co się dzieje, co zostało już dokonane, by potem móc, przy użyciu pewnej ilości wyobraźni, ekstrapolować w przyszłość pewne rzeczy, które mogą kiedyś się wydarzyć. Mam na myśli, co może się wydarzyć gdyby te fantastyczne, potężne techniki zostały użyte przez pozbawionych skrupułów rządzących ludzi. Co do licha mogłoby się wtedy wydarzyć? Jakiego rodzaju społeczeństwo byśmy otrzymali? I wydaje mi się, że jest to szalenie ważne, bo jak się spojrzy w historię, pozwalaliśmy w przeszłości tym wszystkim zaawansowanym technologiom, które diametralnie zmieniały nasze społeczne i osobiste życie, pozwalaliśmy by nas dopadały przez zaskoczenie. Wydaje mi się, że to pod koniec XVIII wieku, na początku XIX wieku nowe maszyny pozwalały na powstawanie fabryk. To nie było poza zasięgiem ludzkiego rozumu, by zobaczyć co się dzieje i by móc użyć projekcji tego co się dzieje w czasy przyszłe. Być może to zapobiegłoby straszliwym konsekwencjom, które dręczyły Anglię, większość zachodnich państw i większą część tego kraju przez jakieś 50 czy 60 lat. Chodzi o straszne nadużycia systemu produkcji fabrycznej. Gdyby w tamtym czasie istniała pewna ilość osób myślących z wyprzedzeniem i oddanych tamtej sprawie. Oraz przede wszystkim, gdyby ludzie odkryli co się dzieje i następnie użyli swojej wyobraźni by przewidzieć co może się stać. I następnie przeszli do opracowywania środków, dzięki którym najgorsze zastosowania tych technik nie miałyby miejsca. Wtedy Zachodowi byłoby oszczędzone mniej więcej trzy pokoleniowe skrajne cierpienie, które zostało nałożone w tamtym okresie na biednych. I podobnie jest z różnymi współczesnymi, zaawansowanymi technologiami. Musimy zacząć myśleć o problemach związanych z automatyzacją. Ale znowu, musimy więcej myśleć o problemach, które mogą się pojawić w powiązaniu z nowymi technologiami. Gdyż te technologie mogą wnieść swój wkład w Ostateczną Rewolucję. W naszym interesie jest by patrzeć na to co się dzieje. Następnie spojrzeć oczyma wyobraźni co może się z tym stać w przyszłości; jak to może przekształcić się w nadużycie. I w końcu by dostrzec jak ta ogromna władza, którą teraz posiadamy dzięki naukowemu i technologicznemu postępowi, powinna zostać wykorzystana dla korzyści istot ludzkich, a nie w celu ich degradacji. Dziękuję.

Osoba prowadząca: Mamy kilka chwil...

Huxley: Mam wrażenie, że mówiłem znacznie za długo.

Osoba prowadząca: Nie, w sam raz... zapraszamy na krótką dyskusję wszystkich tych, którzy chcą zostać i posłuchać, mogę zapewnić, że będzie warto. John, panie Post, może pan zadać pytanie.

Pan Post: Obawiam się, że moje pytanie wykazuje pewien optymizm, który może zostać niezrozumiały. W pewien sposób twój cytat z Housman'a "słód może więcej od Miltona, by zrozumieć zależność naszą od samego Boga", wskazuje, że moje uwagi mogą pokazywać, iż patrzę w przepowiednie o świecie, który nie jest naszym światem. W każdym bądź razie, trochę się martwię przedstawionemu przez pana obrazowi. Obrazowi, który pokazuje, że przyszłość może nam przynieść wiele jednolitych dyktatur naukowych, że może być pewne parcie w tym kierunku. Parciem spowodowanym ludzką tendencją, by szukać przyjemności, gdziekolwiek ona się znajduje. Jednak dotknął mnie fakt, że tego typu tendencje są zazwyczaj znacznie bardziej skomplikowane, niż próby ich tłumaczenia. I myślę, że być może dzięki tej złożoności mamy promyk nadziei, że przyszłość nie będzie zawierała tych jednolitych, naukowych dyktatur oraz, że rozwój jakiego możemy się spodziewać na tle licznych, technologicznych osiągnięć, o których pan wspomniał, nie poprowadzi nas w kierunku dyktatur naukowych, tak jak pan to przedstawia. Być może jest to zależne w dużej mierze od zakresu rodzaju czy charakterystyki narodów, gdzie te wyniki mogłyby jako pierwsze zostać wprowadzone. Inaczej rzecz ujmując, moje pytanie brzmi: Kiedy pan patrzy w przyszłość, twierdzi pan, że są bardzo duże szanse na zaistnienie takiego rodzaju dyktatury. Czy mógłby pan sprecyzować, jakie są na to szanse?
Huxley: Szanse nie są wielkie, twierdzę tylko, że one tam są. Wydaje mi się, że jednym z powodów dlaczego, być może, będziemy świadkami powstania większej ilości dyktatur niż byśmy sobie tego życzyli, leży w całkiem innej przyczynie. Mam na myśli; większość świata ma wskaźniki wzrostu populacji na poziomie 3% rocznie. Bóg jeden wie, do czego może to doprowadzić. Byłem ostatniej jesieni w Indiach. To ogromne ubóstwo było bardzo martwiące. I moje zmartwienie znacznie wzrosło z komunikatem wydanym wtedy, gdy byliśmy tam na miejscu. Komunikatem wydanym przez ONZ mówiącym o tym, że wcześniejszy szacunkowy wzrost populacji w Indiach jest znacznie zaniżony. Szacowano wzrost w okolicach 1.7% rocznie, czyli podobnie do wzrostu w USA, który musiał zostać skorygowany do 2.2% - 2.3% rocznie. Taki wzrost, wydaje mi się, podwaja populację w 32 lata. I oczywiście w wielu regionach świata mamy pełny 3 % wzrost, a w niektórych nawet 4% wzrost. 3% wzrost podwaja populację w 24 lata. 4% wzrost podwaja populację, zapomniałem, bodajże w 16 lat. [ilość lat do podwojenia=70/x, gdzie przy 4% wzrostu rocznego, x=4] Wydaje mi się, że zagrożenie w kontekście dyktatur, wzrasta gdy populacja zaczyna coraz mocniej naciskać na zasoby naturalne. I ze wzrostem oczekiwań, który z pewnością będzie miał miejsce w krajach zacofanych oraz w związku z tym, wzrostem frustracji, który na pewno nastąpi, ponieważ jest to praktycznie niemożliwe by dokonać takiego rozwoju, który mógłby nadążać za wzrostem populacji. Tak więc, jest duża szansa na zamieszki społeczne. A zamieszki społeczne prowadzą wpierw do chaosu, a później do dyktatury. Mam na myśli perspektywy jakichś dyktatur wojskowych lub komunistycznych. W większości wypadkach, bardziej prawdopodobna wydaje mi się dyktatura wojskowa, co jest bardzo możliwe, że będzie miało miejsce w najbliższych 15-20 latach. A czy niektóre z tych dyktatur wykorzystają te współczesne metody, to pozostaje już tylko czekać i patrzeć. Wydaje mi się, na nieszczęście, że perspektywy na zaistnienie dyktatur w wielu regionach świata są bardzo duże. Prawdopodobieństwo wydaje się znaczne.
Wnioski wydają się takie, że powinniśmy być czujni, czy te techniki nie wpadają w ręce dyktatorów, demagogów etc. Ale jestem w stanie z łatwością wyobrazić sobie sytuacje, gdzie zachodnie demokracje mogłyby użyć metod takich jak wszczepiania elektrod w mózgi osób z SAC [Strategic Air Command - Dowództwa Lotnictwa Strategicznego] w celu uniknięcia np. wojny wywołanej przez przypadkowy błąd. To mogłoby być wprowadzone w celach jak najbardziej moralnych. Można byłoby dać somę [środek z Nowego Wspaniałego Świata] rozgoryczonej mniejszości populacji, ludziom cierpiącym np. na anomię [ludzi odizolowanych od społeczności...] etc.

Pytająca: Czy mógłby pan skomentować tego typu możliwe zastosowania tych technik przez demokracj ę, przez demokratyczne państwa.

Huxley: Pani jest znacznie większą pesymistką ode mnie. Może jednak pani pesymizm jest uzasadniony. Mam na myśli... fatalnym faktem jest to, że jak tylko jakieś techniki zostają wynalezione, one prędzej czy później mają tendencje by zostać zastosowane. Przy tych technikach, gdzie obiektem zastosowania jest człowiek, narażeni jesteśmy na największe niebezpieczeństwo. Jaka byłaby pokusa dla tych u władzy. Nawet modlimy się regularnie "nie wódź nas na pokuszenie" i jest to bardzo głęboka i ważna modlitwa. Doświadczenie niestety pokazuje, że jeżeli jesteśmy wystawieni na pokusę wystarczająco długo i że ta pokusa jest wystarczająco silna, to praktycznie nieuchronnie w końcu jej ulegamy. A cały proces tworzenia porządnego państwa jest w praktyce sprowadzony do tworzenia państwa, w którym do minimum ograniczone są możliwe pokusy nadużywania władzy. Te nowe technologie, wydaje mi się, tworzą cały szereg bardzo potężnych pokus, które dla tych u władzy, mogłyby okazać się nie do przezwyciężenia. Mam nadzieję, że nie. Ale to co pani mówi, jest czymś nad czym trzeba się zastanawiać. To może zostać wprowadzone z uzasadnieniem, tak jak pani mówi, w celach patriotycznych czy moralnych nawet w demokratycznych społeczeństwach. Nie miałbym do tego zaufania. Mogłoby zostać również, kto wie, wprowadzone w sytuacji ekstremalnego stresu militarnego.

Pytający: Wydaje się, że typ dyktatury, który pan przedstawił nam dzisiaj oraz bardziej szczegółowo w "Nowym Wspaniałym Świecie", miałby tendencję do samo utrwalania się, chyba że powstałby jakiś ostry kryzys społeczny, który zakłóciłby model władzy. Kryzys, który by przerwał przekazywanie władzy z jednego pokolenia na drugie. Wydaje mi się, rodzaj kryzysu społecznego, powiązanego z działaniami wojennymi na szeroką skalę. Czy byłaby to nuklearna wojna lub jakaś inna; czy też typ kryzysu z powszechnym głodem, etc.
I to zakłóciłoby ten model dyktatury. Zatem czy stwierdziłby pan, że jest konieczny wysoki poziom stabilności społecznej w kwestii stabilności ekonomicznej, światowego pokoju, zanim dyktatura typu jaką pan opisuje, mogłaby w pełni zakorzenić się w populacji?

Huxley: To jest, wydaje mi się, bardzo istotne. Jest oczywiste, że taka dyktatura, jeżeli miałaby przetrwać, musiałaby zapewnić wystarczające zaopatrzenie w pożywienie. I zastanawiam się, czy faktycznie byłaby w stanie to zrobić podczas pewnych napięć międzynarodowych. Czy możemy spodziewać się długo trwającej dyktatury w ramach kontekstu narodowego. Nie wiem. Nie wydaje mi się. Myślę, że możemy spodziewać się powstania dyktatur, ale nie długowiecznych. Wydaje mi się, że nawet najlepiej zorganizowana dyktatura narodowa jest bardzo mocno narażona... na rozpad, ponieważ jedna strona szaleńczego spostrzegania, szaleńczego państwa doprowadzi do konfliktu.
Co w końcu oczywiście zniszczy tę dyktaturę. To jest bardzo istotna myśl. Inna ciekawa tematyka została poruszona przez Karola Darwina w jego książce "Następne Milion Lat" ["The Next Milion Years"], gdzie podobnie ja poruszam ten temat w "Nowym Wspaniałym Świecie", tyle że nieco w innych okolicznościach. Stwierdza, że ludzki gatunek jest nadal gatunkiem dzikim, który nigdy nie był tresowany, oswajany. Oswojony gatunek to taki, który był okiełznany przez inny gatunek. I zanim nie nastąpi inwazja z Marsa, nie zostaniemy oswojeni przez inny gatunek, to jedyne co możemy próbować to tresować siebie nawzajem; oligarchia próbuje tresować. Ale oligarchia ciągle pozostanie dzika. Nieważne jakie osiągnie sukcesy w tresowaniu, oswajaniu reszty ludzkiej rasy, to ona ciągle musi pozostać dzika. I to było częścią fabuły, dramatycznej części fabuły z "Nowego Wspaniałego Świata". To że ludzie z wyższej części hierarchii, którzy nie byli poddani bezwzględnemu warunkowaniu, mogą się zbuntować. I to Karol Darwin podkreśla, że ludzie są dzicy, nigdy nie będą mogli zostać oswojeni przez siebie samych, ponieważ ludzie z samego szczytu zawsze będą nieoswojeni i prędzej czy później pokażą swoją dzikość. Myślę, że jest to bardzo istotne w odniesieniu do trwałości każdej formy dyktatury.

Pytający: Tak, ja mam pytanie. Martwię się relacją, która wydaje się istnieć, pomiędzy ceną, zgodą a kontrolą. Jeżeli rząd chciałby kontrolować swoich obywateli, oczywiście byłoby to łatwiejsze gdyby doszli do porozumienia z obywatelami. Z kolei byłoby to proporcjonalnie droższe, gdyby do takiego porozumienia nie doszło. Czy mógłby pan podzielić się z nami swoimi uwagami na temat ekonomicznej możliwości wprowadzenia biologicznej kontroli o jakiej pan mówił?

Huxley: Nie wiem. Wydaje mi się, że pod wieloma względami byłoby to tańsze niż utrzymywanie dużych sił bezpieczeństwa w obozach koncentracyjnych itd. Mam na myśli nawet w oddziałach psychiatrycznych, lekowa, chemiczna kontrola jest w dużym stopniu znacznie prostsza i tańsza niż kontrola fizyczna. Stare, mroczne czasy kaftanów bezpieczeństwa i kajdanów itd. wymagały znacznej ilości osób by móc sobie poradzić z osobami szalonymi. Gdzie z kolei leki uspokajające wymagają dużo mniejszych nakładów. Można osiągnąć podobne cele z prostszymi i przyjemniejszymi środkami. Nie mam pojęcia na temat kosztów, ale wygląda na to, że raczej powinno to być tańsze. Nie wiem.

Osoba prowadząca: Widzę, że część z was opuszcza salę na zajęcia o 16:00. Dam wam teraz możliwość opuszczenia sali. Gdyby pan Huxley zechciał, możemy odpowiedzieć na kilka pytań z sali przez jakiś czas. Co pan na to?

Huxley: Jak najbardziej.
Osoba prowadząca: Proszę teraz tych, którzy muszą wyjść, o opuszczenie sali w tym momencie. Przepraszam, że to tak długo trwa.

Huxley: Nie ma problemu. Jestem przekonany, że większość z nich będzie dyskutowała na temat tych pytań (...) 5 dni...

Osoba prowadząca: Mam nadzieję, że nie odczuwa pan tak jak ja dyskomfortu z powodu gorąca jakie tu panuje.

Huxley: Robi się faktycznie powoli trochę gorąco. Wydaje się, że ta sala jest kompletnie pozbawiona okien? Jestem pewien, że jest to element procesu warunkowania.

Osoba prowadząca: Czy jest jakakolwiek możliwość stworzenia przeciągu w tej sali? Widzę jedne drzwi są tam...

Pytający: ...dyskusji w Santa Barbara(...).

Huxley: Nie, głównie dyskutowano na temat... było bardzo dużo na temat problemów przy wprowadzaniu technologii do krajów nierozwiniętych. Było tam bardzo dużo osób z ONZ. Bardzo zdolny człowiek, był Wietnamczykiem, nazywał się Vu Van Tai. Bardzo czarujący człowiek, mówił po angielsku z silnym akcentem francuskim. Nauczył się ekonomii w Paryżu; był bardzo interesujący. Powiedział: "Przemawiam do was jak szczur z wszczepionymi w mózg elektrodami, ponieważ przemawiam ze środka. Nie jestem jednym z eksperymentatorów z zewnątrz". I bardzo ciekawie się wypowiadał na temat... trudności na jakie się napotyka, gdy wprowadzi się w jeden region takiego zacofanego kraju zaawansowane technologie. Tworzy się wtedy ogromna przepaść pomiędzy rządzącymi ludźmi, którzy dodatkowo odnoszą korzyści i zyski z powodu wprowadzenia tych technologii, a pozostałą częścią populacji. Przepaść, która jest tak duża jak pomiędzy standardem życia ludzi z krajów nierozwiniętych, a standardem życia ludzi z krajów wysoko rozwiniętych. On twierdził, że powinno się wprowadzić techniki adaptacyjne, które powinny być dostosowane do tych ludzi. By nie próbować wprowadzać technologii, które są dopiero co dostępne, ponieważ bardzo niewiele zostało zrobione tam na miejscu na tym polu. I była pewna ilość bardzo interesujących osób, np. Richard Cole z Uniwersytetu z Edynburga oraz dyrektor Special Services w ONZ. Mieliśmy kilka naprawdę świetnych dyskusji.

Pytający: Mam jedno pytanie, które zasadniczo było już postawione przez pana Huxleya w ostatniej części dyskusji. Jak kontrola nad tymi technikami, przekazywana byłaby z jednej grupy do drugiej? Inaczej, jak kontrola tych technik przekazywana byłaby od jednych elit do następnego pokolenia elit? Czy mógłby pan rozwinąć ten temat? Wiem, że już coś pan o tym wspominał.

Huxley: Nie wydaje mi się, znaczy myślę, że na pewno zaistniałby problem. Znaczy, od zawsze istniał problem przy przekazywaniu władzy. W związku z tym konstytucje, stworzone konstytucje, takie jak np. Konstytucja Stanów Zjednoczonych czy też dziedziczne monarchie, gdzie przekazywanie władzy jest de facto przygotowane i zaplanowane wcześniej, dzięki czemu cały proces oddawania władzy odbywa się bez większych problemów. Może być tak, że przy gruntownie, dobrze zarządzanej dyktaturze, problem przy przekazywaniu władzy, walka o władzę, nie zaistnieje. Oligarchia sama w sobie nie jest poddawana skrajności warunkowania, ze względu na to, że musi zachować pewną wolność, by móc podejmować właściwe decyzje. Być może problem walki o władzę zawsze będzie istnieć, tak jak to było w przeszłości; z wyjątkiem państw, gdzie stworzono konstytucje lub przy akceptowanych monarchiach.

Pytający: Doktorze Huxley, stwierdził pan w swojej wizji, że amerykańskie społeczeństwo oraz zachodnie demokracje są szczególnie podatne na dyktaturę rodem z "Nowego Wspaniałego Świata" z następującego powodu: Społeczeństwo jest uwarunkowane by przestrzegać, w dużej mierze, zasad społecznego konformizmu [uleganie wpływom społecznym]. I przy kreatywnym stresie, przy rozwoju konformizmu społecznego, następuje konsekwentnie znaczne ułatwienie rozwoju i wprowadzenie tych technik. Wydaje się to pod względem politycznym; że jest to skrajny, ostateczny środek. Jest narastające uczucie, że powinniśmy pozbyć się tych ostatecznych, skrajnych środków i że powinniśmy dalej podążać odrębną drogą. I wydaje mi się, że bardzo ułatwiłoby takiej dyktaturze, o czym pan mówił, stopniowe korzystanie z mass-mediów w kierunku urabiania społeczeństwa oraz dodatkowy czynnik, że przy innych typach społeczeństw mogą istnieć mniejsze zahamowania do brutalnej walki na szczycie o władzę. Podczas gdy tutaj, mielibyśmy pewnego rodzaju powstrzymywanie się w związku z procedurami prawnymi, które powstrzymywałyby ludzi do atakowania liderów.

Huxley: Ten temat o konformizmie [uleganiu przez ludzi wpływom społecznym]. Po prostu nie wiem. Wydaje się to ekstremalnie trudne, na pewno dla mnie, by ocenić, czy istnieje większy stopień konformizmu, zgodności tutaj i obecnie, niż w innych miejscach w przeszłości. Bym
zakładał, że tendencje w kierunku konformizmu zostały w pewnej mierze zrównoważone przez wielkie zróżnicowanie funkcji we współczesnym społeczeństwie. Nic nie może być mniej jednorodne w funkcjonowaniu, niż złożone, nowoczesne społeczeństwo. Mam na myśli: ludzie wykonują niesamowicie różne rzeczy i pomimo, że może istnieć presja do konformizmu (by ulegać wpływom społecznym) w pewnych miejscach (np. w przedmieściach), istnieje poważna presja w kierunku braku zgodności czy w kierunku różnicowania w życiu ludzi. Nie mam pojęcia w jakim stopniu jedno wypiera drugie. I czy pociąg w kierunku konformizmu jest silniejszy niż pociąg w kierunku różnorodność [różnorodnych opinii społecznych]. Po prostu nie wiem, jaka jest na to odpowiedź. Gdy się przeczyta o wysokim stopniu konformizmu społecznego to faktycznie widać, że w porównaniu z XIX wiekiem, nasze społeczeństwo wydaje się znacznie bardziej konformistyczne [ulegające wpływom społecznym]. Gdy się przeczyta historię o utopijnych koloniach założonych w XIX wieku, jest to bardzo zadziwiające i zdaje się niewyobrażalne by móc wyobrazić sobie, że takie społeczności jak Wspólnota Oneida czy osada Brook Farm, mogłaby dzisiaj współcześnie powstać. Taki pomysł byłby tak oburzający, że naprawdę trudno jest sobie wyobrazić coś takiego. W epoce wiktoriańskiej istniała ta wolność, która pozwalałaby eksperymentować z zakładaniem społeczności o najbardziej obłędnych fundamentach. Ale znowu, co to oznacza i jakie dokładnie ma to znaczenie dla nas i dla czasów przyszłych, naprawdę nie wiem. Czuję się tak bardzo niezdolny, by móc zrozumieć pewne nad wyraz dziwne okoliczności życia, egzystencji. Myślę, że bardzo często trzeba je po prostu zaakceptować. One istnieją, a co oznaczają? Naprawdę nie wiem. Być może jest to największy urok tego świata, że są pewne tajemnice nie do rozwikłania.

Pytający: ...zawsze interesował się pan jaką rolę może odgrywać religia... mistycyzm... użycie sztucznych środków do kontroli ludzi. Czy mógłby pan to skomentować?

Huxley: Jest to wspaniale połączone z całym problemem natury ciała i umysłu. Nadal niewiele wiemy na temat relacji ciała i umysłu. Wiemy z pewnością, że są powiązane bardzo ściśle ze sobą ale jak dokładnie procesy elektryczno-chemiczne w centralnym układzie nerwowym zamieniają się w Kwartet G-moll Mozarta? Naprawdę nie mamy o tym pojęcia. Nie wydaje mi się, żebyśmy więcej wiedzieli od [...] czy od Arystotelesa. Jedyne co możemy stwierdzić to to, że to się dzieje. I wiemy znacznie więcej o procesach elektrycznych i chemicznych. Ale znowu, gdzie jest to połączenie... czy wystarczy stwierdzić jak w monizmie neutralnym [w neutralizmie], że dwa aspekty, umysłowy i fizyczny są tak naprawdę tym samym, tylko różnią się punktem widzenia. Ale znowu, nie wiem. I nawet, to jak to jest możliwe, że ta sama rzecz może tak różnie wyglądać? Jest to coś, czego nie rozumiem. W nawiązaniu do mistycznych doświadczeń, to jest to z pewnością powiązane ze stanami elektryczno-chemicznymi w centralnym układzie nerwowym. I jestem w pełni za badaniem tych stanów. Wydaje mi się szalenie ważne, że powinniśmy je poznać. Jestem w stanie wyobrazić sobie istnienie całej dziedziny naukowej nazwanej np. Neuroteologią lub Mikomistycyzmem [mistycyzm grzybów]. To brzmi śmiesznie, tak czy inaczej powinniśmy być w stanie używać podobnego języka gdy mówimy o tych dwóch aspektach: doświadczeń z zakresu neurologii i z subiektywnych doznań. I przypuszczam, że na płaszczyźnie filozoficznej, powinniśmy podjąć decyzję, przed którą postawił nas William James. On stwierdza bardzo jasno, że umysł jest funkcją układu nerwowego. Ale czy jest to funkcja twórcza, czy też funkcja przekazu? Czy dzieje się tak jak stwierdził Pierre Cabanis na początku XIX wieku: "Czy mózg wydziela myśli, tak jak wątroba wydziela żółć?" Czy też istnieje pewnego rodzaju zasłona, jak wydaje mi się uważał James, przez którą istniejące uprzednio pierwiastki umysłu znajdują dostęp do istoty ludzkiej? Ta wizja polega na tym, że istnieje pewien redukujący zawór, który przepuszcza jedynie te elementy uniwersalnej, transgranicznej świadomości, które są przydatne nam, jako zwierzętom, do przetrwania na tej planecie oraz przydatne nam istotom społecznym do życia w społeczeństwie. I nie wiem. Tak jak James powiedział, bardzo trudno jest ocenić te oba punkty widzenia pod względem filozoficznym, oraz, że funkcja twórcza nie jest mniej skomplikowana od funkcji przekazu. I myślę, że ma rację. Moje zdanie jest takie, że on oraz Bergson byli bliżej prawdy niż Cabanis.

Osoba prowadząca: Doktorze Huxley, czy mógłby pan skomentować Juliana Huxley'a [brata] poglądy na temat sztucznego zapłodnienia?

Huxley: Nie wydaje mi się bym znał jego poglądy na ten temat zbyt dobrze. Musi pan zatem wpierw je przedstawić.

Osoba prowadząca: Wydaje mi się, że myśli podobnie jak dr Herman Muller, że możemy genetycznie ulepszyć ludzką rasę po przez zastosowanie pośród populacji wykonywania sztucznego zapłodnienia; używając spermy jednostek inteligentnych. I nie wiem, jak te jednostki miałyby być wybierane i się tylko zastanawiałem czy jest pan zaznajomiony z tym.

Huxley: To jest właśnie cały problem z eugeniką. Jakby ktoś wiedział jak wprowadzić najważniejsze elementy eugeniki, nie budząc przy tym kontrowersji, to wtedy taka osoba mogłaby poprawić ogólną jakość ludzkiej rasy. Istnieją pewne dowody, które wskazał dawno temu Burt [Cyril Burt] oraz pan ... wskazał nie tak dawno, że są pewne dowody wskazujące na lekki spadek średniego IQ. I to wtedy mogłoby zostać naprawione. I jak mówisz, problemem jest wybieranie tych osób. Jestem w stanie z łatwością sobie wyobrazić, że jeżeli zimna wojna będzie trwała wystarczająco długo, to strona, która pierwsza zacznie stosować sztuczne zapłodnienie, by produkować ludzi z większym talentem do nauk ścisłych, po prostu wygra. Czytałem któregoś dnia referat naukowy biologa z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara; bardzo ciekawy referat, który zawierał interesujące i poważne aspekty. Przy hipotetycznym scenariuszu zimnej wojny w kontekście dyktatur, które byłyby w stanie zrobić użytek z eugeniki na sposób, który nie byłby jak podkreśla... nie pamiętam imienia autora tamtej pracy, w sposób, który nie byłby koniecznie bardzo tyrański; ponieważ ostatecznie kobieta mogłaby wychodzić za mąż za kogo by chciała, z tymże swoje dzieci musiałaby zrodzić od wskazanych ojców spoza związku. Tak więc, mam na myśli, faktyczna, osobista relacja między mężem, a żoną nie byłaby mocno zmieniona. To była fantastyka; ale znowu, jest to fantastyka, która mogłaby całkiem realnie stać się rzeczywistością. Wszyscy genetycy się zgodzą, że coś takiego mogłoby prowadzić do znaczących rezultatów. Oczywiście, aby eugenika i jej efekty mogły szybko nastąpić, trzeba byłoby kontrolować nie tylko geny męskie, ale również i żeńskie; co wydaje się znacznie bardziej skomplikowane, ale nie niemożliwe.

Osoba prowadząca: Mam tu jedno zapisane pytanie, które chciałbym skierować do pana. Wielki rozrost populacji jest poważnym zagrożeniem dla ludzkiego gatunku. Jednak prawo do płodzenia potomstwa jest prawem wolnej woli. Jedynym widocznym sposobem na powstrzymanie takiego wielkiego rozrostu jest zastosowanie na dużą skalę pewnego warunkowania lub poprzez jakiś przymus zewnętrzny. Jednak jest to również dużym zagrożeniem. Czy jest jakieś wyjście z tego dylematu?

Huxley: "Wyjście z tego dylematu" z pewnością zostało pokazane w większości krajów zachodnich, gdzie ludzie dobrowolnie ograniczyli ilość osób w rodzinie. I to się stało bez żadnego wymuszenia, przymusu, chyba że ktoś nazwie chęć posiadania dobrego życia pod względem finansowym oraz dobre wychowanie swoich dzieci za przymus. To faktycznie nastąpiło. Znaczy w tym kraju, po osiągnięciu minimum w czasie kryzysu, wskaźnik urodzeń się podniósł. Chodzi o to, że kontrola wielkości rodziny jest totalnie dobrowolna. Mniej więcej totalnie dobrowolna. Co mocno nas różni od ludzi z krajów nierozwiniętych, gdzie ludzie dalej płodzą dziesięcioro dzieci, ponieważ nawyk
im podpowiada, że aby troje dzieci przeżyło, trzeba spłodzić dziesięcioro. Jednak teraz jak spłodzisz dziesięcioro dzieci to przeżyje siedmioro, z powodu wprowadzenia medycznych środków profilaktycznych. Stąd mamy wielki i nagły wzrost. Wskaźnik umieralności niemowląt [w krajach nierozwiniętych], który był na poziomie 30%-40%, teraz spadł do poziomu 15%-12% a nawet 10%. Tak więc naturalnie nastąpił wielki wzrost. Ale, na pewno zajmie to wiele czasu, by ludzie zmienili swoje nawyki. Inercja psychologiczna [bierność, niechęć do działania, zmian] jest znacznie bardziej silna, niż inercja fizyczna.

Osoba prowadząca: Pan Post ma jedno pytanie. Mówił pan o granicach stosowania leków/ narkotyków, których nie powinno się przekraczać; takie jak zwiększające konformizm, czyniące ludzi zadowolonych z sytuacji, które w rzeczywistości byłyby nietolerowane; zwiększające władzę elit itd. Ja pan uważa, gdzie powinna leżeć granica stosowania tych leków?

Huxley: Myślę, że wartość terapeutyczna niektórych z tych leków jest bardzo duża. Dla przykładu, niektóre tzw. psychotropy dokonały bardzo wiele na płaszczyźnie leczenia psychiki. Zrozumiałem dzięki doktorowi Nathan Kline, że w bardzo wielu przypadkach można użyć tych leków psychotropowych, zamiast terapii elektrowstrząsowej. Ludzie twierdzą, że terapia elektrowstrząsowa nie wyrządza żadnej krzywdy, ale nie chce mi się wierzyć, że częściowe rażenie prądem jest dobre dla kogokolwiek. I wydaje mi się bardzo dobrą sprawą, jeżeli można u pacjenta wprowadzić dawki podtrzymujące i udaje się dzięki nim usunąć te straszne stany katatonii czy depresji. I wygląda na to, że można to osiągnąć. W końcu jest wiele osób poza oddziałami psychiatrycznymi, które mają skłonności ku tym stanom. I wydaje mi się, że efektywny lek psychotropowy nie wyrządzający żadnej szkody, byłby bezcenny. Było stwierdzone, pamiętam kilka lat temu, że Rosjanie mają 5-letni plan zwiększenia wydajności leczenia psychiatrycznego dzięki stosowaniu leków. Nie wiem czy to nadal jest aktualne i co ewentualnie odkryli, ale wydaje mi się, że to wszystko jest jedynie kwestią czasu, że będzie można zwiększyć koncentrację uwagi; ilość czasu, podczas którego można się skupić na danej rzeczy; będzie można zwiększyć siłę spostrzegania itd., właśnie za pomocą leków chemicznych oraz dzięki edukacji. Wydaje mi się, że jest wiele dobrych rzeczy, które można byłoby uczynić. W przypadku tych dziwnych substancji, takich jak psylocybina czy kwas lizergowy (LSD), wydaje mi się, że trzeba wspomnieć to co mówił i czynił William James, by ludzie zrozumieli, że ich podstawowe zdroworozsądkowe spojrzenie na świat nie jest jedyne. To, że wszechświat, który my zamieszkujemy nie jest jedynym możliwym wszechświatem; że jest wiele innych dziwnych wszechświatów, które inni ludzie mimowiednie zamieszkują. I człowiek taki jak William Blake(?) z całą pewnością zasiedla ekstremalnie odmienny wszechświat, niż większość ludzi zamieszkuje. I wydaje mi się to bardzo zdrowe by pozwolić ludziom zrozumieć i dostrzec, że świat umysłu jest niesłychanie wielki, i że zawierają się w nim bardzo dziwne i niesamowite obszary. Jest mnóstwo przypadków w literaturze, gdzie tego typu doświadczenia prowadziły do pewnych przemian. Badanie, które jest prowadzone teraz w Harvardzie, przez Timothy Leary w więzieniu, lokalnym więzieniu w Bostonie. Są tam bardzo interesujące pewne przemiany, gdzie zatwardziali kryminaliści totalnie się zmieniali. Znowu, nie wiemy jeszcze wystarczająco dużo na ten temat, ale być może otwierają się przed nami niesłychanie ważne możliwości. Usuwanie przeszkód. Zostało wygłoszone usprawiedliwienie przez Henri Bergson'a wiele lat temu, gdzie bronił Williama Jamesa, który używał podtlenku azotu; grupa filozofów uważała za uwłaczające, to że taki wybitny filozof musi korzystać ze środków chemicznych. James skomentował to, że tylko pod wpływem podtlenku azotu potraf zrozumieć co ma na myśli Hegel. Bergson powiedział, iż trzeba sobie uświadomić, że doświadczenia opisane przez pana Jamesa, nie były spowodowane przez gaz. Gaz był tylko ledwie narzędziem, które usunęło pewne przeszkody. Przeszkody te mogły zostać usunięte równie dobrze po przez psychologiczne czy psychofizyczne środki; czy po przez tzw. ćwiczenia duchowe różnych religii. Ale można było usunąć te przeszkody również dzięki chemicznym środkom. Jeżeli możesz tego dokonać bez wyrządzania sobie krzywdy, tym lepiej dla ciebie. I przypadkowo, wydaje mi się, że jest to największa strata w badaniach psychologicznych, to że James, chyba w 1905, zrobił eksperyment z rośliną peyote. I on miał bardzo słaby żołądek, wszystko zakończyło się dużymi wymiotami. Powiedział: "Obawiam się, że muszę przyjąć wizje za pewnik. Jedyne co uzyskałem to nudności". Jest to wielka szkoda. Gdyby miał silniejszy żołądek, to mielibyśmy to badanie rozpoczęte 50 lat temu. Ale jego słaby żołądek uniemożliwił to i musieliśmy czekać znacznie dłużej by prowadzić te badania.

Osoba prowadząca: Zanim zakończymy spotkanie, osoba ze studenckiego zrzeszenia absolwentów poprosiła mnie o ogłoszenie, że spotkanie ze studenckiego zrzeszenia absolwentów odbędzie się w następny wtorek w południe. Teraz chciałbym wyrazić naszą wdzięczność panu Huxleyowi w imieniu wszystkich tych, którzy byli tutaj po to by móc rozszerzyć swoją wiedzę... Dziękuję.

Napisy: Johnny, lukasbiskupin@gmail.com
Pages: [1] 2 3 ... 10