RAPORT SĄDOWY
Wprowadzenie
Rok 1988 był dla mnie bardzo pouczający, ale równocześnie bardzo burzliwy. Byłem oszołomiony dowiedziawszy się, że większość tego, co przekazywano mi w szkole na temat historii XX wieku i II wojny światowej jest mitem, a nawet zwykłym kłamstwem.
W pierwszej chwili byłem zdumiony, potem wzburzony i wreszcie zostałem przekonany. Mit Holocaustu stał się dla mnie martwy.
Jak wszystkie dzieci amerykańskie, urodzone w czasie i po drugiej wojnie światowej, uczyłem się o ludobójstwie dokonanym przez nazistów na ludności żydowskiej.
W czasach uniwersyteckich nie miałem powodu, aby nie wierzyć w to, że Niemcy wymordowali 6 milionów Żydów w komorach gazowych. Wierzyłem w nazistowskie ludobójstwo jeszcze przez wiele lat.
Mniej więcej w 24 lata później, pewien „wierzący" inżynier siedział przy swym biurku w śnieżne popołudnie, zimą 1988 roku, kiedy zadzwonił telefon. Ów inżynier miał wkrótce otrzymać wstrząsającą lekcję, lekcję, która poddała w wątpliwość mit Holocaustu, kłamstwo wpajane od 50 lat kolejnym pokoleniom amerykańskich dzieci. „Hallo!... Mówi Robert Faurisson" - powiedział głos w słuchawce i wkrótce „wierzący" inżynier przestał wierzyć.
Tło
Przez ostatnie 9 lat opracowywałem projekty wszelkiego typu urządzeń do wykonywania egzekucji (krzesła elektryczne, śmiertelne zastrzyki, szubienice oraz komory gazowe) dla wszystkich - lub prawie wszystkich - stanów USA, gdzie obowiązuje jeszcze kara śmierci. Bytem zatrudniony jako konsultant i dostarczałem opracowania zarówno dla administracji wspomnianych stanów, jak i dla rządu federalnego.
Z tego też powodu zostałem polecony przez Billa Armontrouta, dyrektora więzienia stanowego w Missouri, jako konsultant w sprawie komór gazowych, obrońcom w procesie Zundela. Po rozmowie telefonicznej w owo zimowe popołudnie, dwa razy spotkałem się z Robertem Faurissonem w Bostonie. W rezultacie zgodziłem się jechać do Toronto na spotkanie z adwokatem Ernesta Zundela - Dougiem Christie i resztą znakomitego zespołu obrońców.
Już trzynaście lat wcześniej prof. Faurisson zaproponował, aby jakiś specjalista od komór gazowych dokonał oceny rzekomych komór gazowych w Polsce, pod kątem wymagań technicznych i stwierdził, czy nadają się one do przeprowadzania masowych egzekucji.
Wyjechałem do Toronto razem z moją żoną Carolyn i spędziłem dwa dni wypełnione licznymi spotkaniami, podczas których zademonstrowano mi fotografie rzekomych komór gazowych w Polsce, niemiecką dokumentację techniczną i zdjęcia lotnicze wykonane w czasie wojny przez aliantów.
Po zapoznaniu się z tymi materiałami sam sobie zadałem pytanie, czy owe „komory" są w istocie odpowiednio wyposażone dla dokonywania w nich egzekucji. Zaproponowano mi, bym pojechał do Polski i tam, na miejscu, przeprowadził odpowiednie badania i opracował pisemny raport w tej sprawie. Niektóre komory znajdowały się w miejscowościach, o których nigdy nie słyszałem.
Po kilku wyjaśniających uwagach zaaprobowałem propozycję i rozpoczęły się przygotowania do wyjazdu do Polski. Chociaż przedstawione mi fotografie i dokumenty zdawały się potwierdzać tezę, iż rzekome „komory" nie mogły służyć do dokonywania egzekucji, zarezerwowałem sobie prawo do wydania ostatecznej opinii po wykonaniu wszystkich badań.
Jeżeli by się okazało, że owe pomieszczenia były - lub mogły być -komorami gazowymi, zawarłbym taką opinię w moim sprawozdaniu. Moja relacja miała być użyta jako dowód w procesie Ernesta Zundela w Toronto. Będzie, zatem stanowiła świadectwo sądowe.
Przygotowując się do podróży musiałem sprawo sobie również specjalne walizki na próbki, dokumenty i instrumenty.
Biorąc pod uwagę fakt, że jedziemy do kraju komunistycznego, musieliśmy szczególnie uważać na nasze instrumenty Niewielu turystów zabiera ze sobą w podróż młotki, dłuta, wiertarki, piły i przymiary metryczne. Ponadto zabraliśmy mapy Polski, Czechosłowacji i Austrii na wypadek, gdybyśmy musieli wyjeżdżać nagle i w pośpiechu. Wreszcie zabraliśmy też podarunki, którymi zamierzaliśmy przekupić personel muzeum oświęcimskiego, aby uzyskać kopie potrzebnych nam dokumentów z archiwów muzeum.
Nasza ekipa
Miałem szczęście dobrać sobie zespół kompetentnych i zaufanych osób: moja żona Carolyn - jako asystentka, Howard Miller - rysownik, Jurgen Neumann - kamerzysta, Tjudar Rudolf - tłumacz. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że jeśli zostaniemy schwytani, władze polskie nieprzychylnie ocenią naszą działalność i nasze zamiary, a pobrane przeze mnie próbki mogą potraktować, jako bezczeszczenie narodowego monumentu.
Duchowo byli z nami obecni także dwaj „nieoficjalni" członkowie naszej ekipy: Ernest Zundel i Robert Faurisson, którzy z oczywistych względów nie mogli towarzyszyć nam w podróży.
Podróż
Wyruszyliśmy do Polski 25 lutego 1988 roku. Neumann i Rudolf dołączyli do nas we Frankfurcie. Wróciliśmy do domu 3 marca 1988 roku. Przybyliśmy do Krakowa późnym popołudniem i spędziliśmy naszą pierwszą noc w Hotelu Orbis. Następnego dnia byliśmy już w Oświęcimiu, w Hotelu, gdzie uderzył nas zapach naftaliny - zapach nie spotykany przeze mnie od wielu lat. Hotel musiał być kiedyś budynkiem mieszkalnym dla funkcjonariuszy obozowych. Obiad zjedliśmy w restauracji hotelowej. Następnie odbyliśmy rozpoznawczy spacer po obozie, w słabym świetle popołudnia i pośród śnieżnej zadymki. Nie jedliśmy tego dnia kolacji, gdyż okazało się niemożliwością znalezienie lokalu czynnego po zachodzie słońca...
Auschwitz – Birkenau
Następnego dnia rozpoczęliśmy nasze prace wewnątrz rzekomej komory gazowej. Niestety, nie byliśmy w stanie zrealizować zbyt wielu badań ze względu na liczne wycieczki, które przerywały naszą pracę. Była to niedziela i liczba zwiedzających była większa, niż zwykle. Carolyn stała na straży przy jednym wejściu, a Tjudar przy drugim. Ich zadanie polegało na sygnalizowaniu mi, Jurgenowi i Howardowi, nadejścia zwiedzających. Filmowanie i pobieranie próbek było w tych warunkach zbyt niebezpieczne. Około południa opuściliśmy zatem Auschwitz i przenieśliśmy się do Birkenau.
W Birkenau zaskoczyła nas śnieżyca tak silna, że nic nie było widać w odległości większej, niż metr. Musieliśmy też zostawić Carolyn, aby pilnowała samochodu, gdyż nie można było wjeżdżać pojazdami na teren obozu. Zwiedziliśmy komory, krematoria nr II, III i IV oraz łaźnię. Pobraliśmy próbki, a nasze badania zostały zarejestrowane na taśmie video. Wykonaliśmy też zdjęcia i rysunki w skali. Wszystko po to, aby udokumentować skąd pobieraliśmy próbki do badań.
Musieliśmy wyważyć drzwi do łaźni, gdyż były zamknięte na klucz.
W krematorium nr II było zejście w głąb rzekomej komory gazowej. Wilgotne i zatęchłe podziemne pomieszczenie nic było odwiedzane przez ludzi od prawie 50 lat. Budynek został zburzony, prawdopodobnie przez niemieckich saperów. Na szczęście było mniej strażników i mniej publiczności, co stwarzało nam nieporównanie lepsze warunki do pracy, niż poprzedniego dnia w Auschwitz.
Nauczeni doświadczeniem poprzedniego dnia, zjedliśmy kolację na dworcu autobusowym - była to jedyna czynna restauracja w Oświęcimiu - i powróciliśmy do Hotelu.
Następnego dnia, w poniedziałek, rozpoczęliśmy nasze prace w Auschwitz. W porównaniu z niedzielą, było o wiele mniej zwiedzających i mogliśmy pracować bez przeszkód.
Byliśmy w stanie zebrać próbki, wykonać zdjęcia oraz inne prace dokumentacyjne. Teraz uzyskaliśmy już dane, mogące posłużyć nam do modelowych obliczeń. Zweryfikowaliśmy także istnienie systemu ramp przeładunkowych w okresie działalności „komór gazowych". Po zakończeniu prac w Auschwitz pojechaliśmy ponownie do Birkenau, aby pobrać próbki kontrolne z pomieszczenia nr 1, przeznaczonego do dezynfekcji. Niestety, budynek był zamknięty i znów musieliśmy wyłamywać zamek, aby zbadać wspomniane pomieszczenie. Później zjedliśmy kolację na dworcu autobusowym i wróciliśmy szybko do Hotelu.
We wtorek rano, oczekując na wynik - bezowocnej, jak się później okazało - próby zdobycia przez Tjudara pojemnika z Cyklonem B, Jurgen i ja filmowaliśmy różne miejsca wewnątrz obozu. Potem przenieśliśmy się z Hotelu w Oświęcimiu do znajdującego się w pobliżu schroniska, otrzymując pokoje, które dopiero co się zwolniły.
W środę rano, po godnym wzmianki śniadaniu - składającym się z chleba, szynki i sera - zdecydowaliśmy odbyć podróż do Lublina, aby zwiedzić Majdanek.
Po raz ostatni odwiedziliśmy obóz w Auschwitz i następnie wyruszyliśmy w kierunku Lublina.
Majdanek
Po kilku godzinach przybyliśmy na miejsce i zwiedziliśmy muzeum na Majdanku, zrekonstruowane „komory gazowe" i krematoria. Na końcu obejrzeliśmy komory do dezynfekcji nr l i 2. Prowadzenie badań było tutaj szczególnie trudne, gdyż strażnicy przeprowadzali inspekcję co 10-15 minut. Rzekome komory gazowe były odgrodzone barierami i niedostępne dla publiczności. Dla dokonania szczegółowych badań konieczne było przekroczenie barier i wejście na zabroniony teren. Carolyn i Tjudar stali na straży, podczas gdy ja robiłem pomiary i przeprowadzałem dokładne badania. O mały włos nie zostaliśmy przyłapani: byłem zmuszony pospiesznie przeskoczyć barierę i gdy strażnik wchodził, znajdowałem się jeszcze na zabronionym terenie. Na szczęście strażnik był zbyt zainteresowany Jurgenem i jego kamerą video i nie zwrócił na mnie uwagi.
Powrót
Wczesnym popołudniem muzeum było zamykane dla zwiedzających i musieliśmy opuścić teren obozu. O godzinie 15 wyruszyliśmy do Warszawy i po pięciogodzinnej podróży w deszczu i śniegu dotarliśmy do celu. Nasza rezerwacja w hotelu była już nieważna, ale przy pomocy pracownika ambasady znaleźliśmy miejsca w innym hotelu. Po kolacji udaliśmy się spać, planując ma czwartek powrót do domu. Następnego ranka, po śniadaniu, wyruszyliśmy na lotnisko.
Odlecieliśmy samolotem polskich linii lotniczych LOT, po zapłaceniu cła, gdyż moja walizka zawierała około 10 kg materiałów dowodowych. Na szczęście nie skontrolowano mi bagażu, ale odetchnąłem z ulgą dopiero po kontroli paszportów we Frankfurcie. Tutaj nasza grupa podzieliła się. Po powrocie do USA przekazałem próbki do analizy, do laboratorium w Massachusetts. Otrzymawszy rezultaty analiz, przygotowałem mój raport, łącząc swą wiedzę na temat budowy komór gazowych i procesu egzekucji przy pomocy gazu z wynikami dokonanych badań.
Po ukończeniu raportu, którego wyniki podane są niżej, uczestniczyłem jako świadek obrony w procesie Zundela w Toronto. Ale to już zupełnie inna historia.
Rezultaty badań
1. Komory gazowe
Wyniki badań, zamieszczone w „Raporcie Leuchtera", są bardzo ważne. Dowodzą w sposób kategoryczny, że żadna z budowli badanych w Oświęcimiu, Brzezince i Lublinie nie mogła służyć do wykonywania masowych egzekucji przy użyciu cyjanowodoru, tlenku węgla lub jakiegokolwiek innego trującego gazu.
Przyjmując nawet najbardziej wygórowane liczby dotyczące maksymalnego wykorzystania komór gazowych - 1693 osoby tygodniowo w każdej z komór – i zakładając, że wspomniane pomieszczenia naprawdę służyły do masowych egzekucji przy pomocy gazu, dla zabicia sześciu milionów osób musiałyby pracować bez przerwy przez 68 (sześćdziesiąt osiem!) lat. To znaczy, że Trzecia Rzesza musiałaby istnieć przez przynajmniej 75 lat! Utrzymywanie, że owe pomieszczenia służyły do wykonywania egzekucji masowych czy też indywidualnych jest zatem śmieszne, a nawet obraźliwe, gdyż zakłada kretynizm odbiorcy tego typu stwierdzeń. Jednakże ci, którzy rozpowszechniają to kłamstwo są zbyt leniwi i zadufani w sobie, aby sprawdzić jego prawdopodobieństwo. Indoktrynują, więc świat tego typu bzdurą poprzez największą kampanię propagandową, jaką pamięta historia.
2. Krematoria
Równie ważne są błędy historiografii „eksterminacjonalistycznej" w odniesieniu do krematoriów. Gdyby krematoria pracowały z maksymalną wydajnością, każdego dnia, bez jakiejkolwiek przerwy, w sposób ciągły (założenie czysto hipotetyczne i niemożliwe w rzeczywistości) - Trzecia Rzesza musiałaby istnieć przynajmniej 42 lata, gdyż dla spalenia sześciu milionów ludzkich zwłok potrzebne byłoby 35 (trzydzieści pięć) lat pracy pieców krematoryjnych!
Nikt przy zdrowych zmysłach nie może utrzymywać (ani też wierzyć), że III Rzesza istniała przez 75 lub 42 lata. Jednakże wmówiono nam, że 6 milionów osób zostało zamordowanych za pomocą sprzętu, który -nawet gdyby nadawał się do dokonywania egzekucji - musiałby pracować jeszcze przynajmniej przez 64 lata po zakończeniu wojny, a więc do roku 2009! Taki bowiem jest absolutnie minimalny czas potrzebny do tego typu operacji.
3. Dowody
Próbki dowodowe zostały pobrane z miejsc przez nas odwiedzanych. Próbka kontrolna została wzięta z pomieszczenia nr l, służącego do dezynfekcji [odzieży - przyp. wyd.] w Birkenau. Założyliśmy, że ze względu na wysoką zawartość żelaza w konstrukcjach budynków obozowych, obecność cyjanowodoru spowoduje uformowanie się związku żelazo-cyjanowodorowego i tlenku żelazawego. Uwidocznił się on w postaci niebieskawych plam na ścianach pomieszczenia dezynfekcyjnego. Szczegółowa analiza 32 próbek, pobranych z kompleksu Auschwitz-Birkenau, ujawniła zawartość 1,050 mg cyjanku na l kg oraz 6,170 mg żelaza na l kg w próbce z pomieszczenia służącego do dezynfekcji. Większa ilość żelaza została znaleziona wewnątrz rzekomych komór gazowych, ale jednocześnie nie wykryto żadnych śladów cyjanku. Byłoby to niemożliwe, gdyby pomieszczenia te miały kontakt z cyjanowodorem. Tymczasem komory gazowe musiałyby być wystawione na działanie cyjanowodoru przez czas o wiele dłuższy, niż pomieszczenie do dezynfekcji. Dlatego też wyniki analizy laboratoryjnej dowodzą, że pomieszczenia prezentowane jako „komory gazowe" nie były nigdy używane, jako miejsca egzekucji za pomocą gazu.
4. Konstrukcja
Konstrukcja owych budowli dowodzi, że nigdy nie były one używane, jako komory gazowe. Żadne z tych pomieszczeń nie było hermetyczne, ani wyposażone w odpowiednie uszczelnienia. Nie zostały wykonane żadne zabezpieczenia przed kondensacją gazu w ścianach, podłodze i suficie. Nie istnieją żadne urządzenia służące do usuwania z pomieszczenia mieszanki powietrza i gazu. Nie było żadnych urządzeń służących do wpuszczania gazu i rozprowadzania go po całym pomieszczeniu. Nie ma żadnych systemów bezpieczeństwa dla zapobiegania eksplozji. Nie zostały wykonane żadne zabezpieczenia przed przenikaniem gazu do krematorium - pomimo, iż cyjanowodór jest w wysokim stopniu wybuchowy. Nie ma żadnego systemu zabezpieczeń dla ochrony personelu obsługującego komorę przed wystawieniem na działanie gazu, jak również dla ochrony innych osób, mogących ewentualnie znajdować się w pobliżu komory. W jednym szczególnym przypadku - w Auschwitz - dren do odprowadzania wody deszczowej w podłodze rzekomej komory gazowej połączony jest z systemem podobnych drenów w całym obozie.
Na Majdanku gaz mógłby z łatwością przenikać do podziemnego korytarza, biegnącego wokół rzekomej komory gazowej. Korytarz ten byłby zatem śmiertelną pułapką dla personelu obsługującego komorę.
Nigdzie, w żadnej z rzekomych komór gazowych, nie istnieją drogi ewakuacji. Cyjanowodór jest gazem szczególnie niebezpiecznym, wybuchowym i trującym, ale w żadnej z części „komory" nie ma urządzeń zabezpieczających... Komory są poza tym zbyt małe, aby pomieścić chociażby część tej liczby osób, jaka - zgodnie z relacjami „naocznych świadków" - miała się w nich mieścić. Mówiąc w sposób jasny i prosty: pomieszczenia, przedstawiane jako „komory gazowe", nic mogły pracować, jako urządzenia do egzekucji za pomocą gazu także z przyczyn konstrukcyjnych.
5. Wnioski
Po szczegółowym zbadaniu rzekomych komór gazowych i krematoriów w obozach na terenie Polski, jedyny wniosek, jaki może wysnuć osoba odpowiedzialna i rozsądna jest taki, że twierdzenie, jakoby którakolwiek z tych budowli była używana jako komora gazowa do masowych egzekucji, jest absurdalna.
Z WIZYTĄ W AUSCHWITZ
Jest bezdyskusyjnym faktem historycznym, że podczas II wojny światowej Niemcy prowadzili sieć więzień i obozów pracy tak w Niemczech, jak i na terytoriach, które kontrolowali. Do tych obozów wysyłano Żydów, jeńców wojennych, bojowników ruchu oporu, Cyganów i innych ludzi, uważanych za wrogów III Rzeszy.
Największym z tych obozów był obóz nazywany Auschwitz, znajdujący się w Polsce. Internowani w Auschwitz - mężczyźni, kobiety i dzieci - pochodzili z całej Europy. Zdolnych do pracy wykorzystywano jako siłę roboczą dla potrzeb niemieckiego przemysłu wojennego. Auschwitz został wyzwolony przez Armię sowiecką w styczniu 1945 roku. I tu kończy się concensus.
Od zakończenia II wojny światowej powtarzano nam ciągle, że wiele z tych obozów służyło ciemnym celom: ludobójstwu 6 milionów Żydów i egzekucji 5 milionów nie-Żydów za pomocą komór gazowych, w sposób, który jest dziś powszechnie znany jako „holocaust". Największa ilość ludzi, mówi się, została zamordowana w Auschwitz.
Lecz są tacy, którzy utrzymują, iż twierdzenia o masowym morderstwie nigdy nie zostały udowodnione. Ludzie ci wskazują na brak dokumentacji innej, niż wysoce kwestionowane, a częściowo już zdyskredytowane dowody dostarczone przez Związek Sowiecki na Proces Norymberski i niewiarygodny charakter zeznań naocznych świadków, z których wiele również zostało zdyskredytowanych.
(Na przykład wielu byłych mieszkańców obozu, jak również amerykańskich żołnierzy ciągle mówi o „gazowaniu" w obozie w Dachau w Niemczech, mimo że nie utrzymuje się już, iż komory gazowe były kiedykolwiek użyte w tym obozie)
Nadal jednak Holocaust jest wydarzeniem, które znacząco wzrosło na znaczeniu od końca wojny, nauczanym jako fakt, zwykle akceptowany bez pytania. Ale skąd wiemy, że naprawdę miał on miejsce? Jakie „dowody" oferuje się tym, którzy nie są skłonni brać tej historii na samą wiarę? Ta kaseta video tyczy między innymi jednego z dowodów, kawałka bardzo dużej układanki - rzekomej komory gazowej w Głównym Obozie Auschwitz. Taśma ta jest pierwszą w serii prezentujących moją podróż do Europy we wrześniu 1992 roku w celu przeprowadzenia dochodzenia na własną rękę w miejscach „ostatecznego rozwiązania ".
W żadnym wypadku nie ma to być ostatnie słowo w tej kontrowersji, wręcz przeciwnie. Mam nadzieję, że taśma ta może rozpocząć otwartą debatę, która jest już dawno spóźniona: „co jest faktem, a co jest po prostu propagandą wojenną w odniesieniu do zdarzenia, które znamy jako Holocaust".
Wizyta w Auschwitz
Oto jest główny obóz w Auschwitz, inaczej Stammlager. To, co znane jest jako Auschwitz, składa się z trzech części. Istnieje Auschwitz I, obóz główny, który istniał na długo przed
II w. św., jako baraki wojskowe i został nieco zmodyfikowany przez Niemców, kiedy go przejęli. Następnym jest Auschwitz II, znany również jako Auschwitz-Birkenau, zbudowany podczas wojny, jako przedłużenie obozu głównego. I istnieje Auschwitz III, lub Auschwitz-Monowitz, duży obóz przemysłowy, gdzie do pracy zmuszanych było wielu mieszkańców.
Oto Auschwitz I, główny obóz, będący centrum turystyki w Auschwitz. To tutaj, co godzinę, oprowadzane są wycieczki w grupach anglo-, polsko-, niemiecko- i francusko-języcznych. Według miejscowych danych, ponad pół miliona ludzi odwiedza obóz każdego roku; miejsce to stało się kuriozalnym sanktuarium, mieszaniną beznadziejnego komercjalizmu i religijnego szacunku z hotelem, restauracją, sklepem z pamiątkami i budką sprzedającą wszystkie rodzaje wyposażenia video -jak baterie i taśmy we wszystkich systemach, tak, że nikt nie potrzebuje się martwić, iż straci zdjęcie Ostatecznego Rozwiązania.
Jest to sanktuarium, które łączy katolickie wyrażenie tożsamości z żydowskimi lamentami, co tradycyjnie powodowało pewne tarcia. Grupy żydowskie zarzucały, że Polacy umniejszają rolę cierpień żydowskich - chociaż niewielu otwarcie stwierdziłoby to, że na Zachodzi Żydzi usiłują zmonopolizować Auschwitz, jako doświadczenie wyłącznie żydowskie. Dochodzimy tu do ważnego punktu w naszej analizie holocaustu. Jest to wydarzenie interpretowane różnie w różnych zakątkach świata.
Sowieci zawsze podkreślali cierpienia Rosjan, Polaków, Ukraińców i innych nacji. Propagandowe filmy sowieckie po II wojnie światowej rzadko wspominały o Żydach. Dla Polaków Auschwitz nadano katolickie oblicze, ze wszystkimi zwykłymi elementami - akcentowane są cierpienia polskich księży i innych męczenników, a usiłowanie eksterminacji Polaków jest tematem wiodącym. Ale na Zachodzie otrzymujemy jedną interpretację, ukierunkowaną na Żydów, powiązaną ze śmiercią nie-Żydów jedynie po to, by zaangażować nie-Żydów w sprawy Holocaustu.
Lecz mówi się nam, że chociaż nie-Żydzi cierpieli również, to Żydzi i tylko Żydzi są tymi, których przeznaczono do eksterminacji. Postawa ta wywołuje często warte omówienia dyskusje, takie jak wokół konwentu karmelitanek, które uzyskały rezydencję tu, w Auschwitz, wbrew życzeniom wielu żydowskich środowisk. W czasie wizyt w Auschwitz protestowano, gdyż muzeum nie jest dość żydowskie.
W samym obozie więcej jest do obejrzenia, od zwykłej wiktymizacji. Układ głównego obozu jest całkiem prosty. Kwadrat haczykowatego płotu z drutu otacza niekończące się szeregi baraków dla mieszkańców, dużą halę i kilka niespodzianek, o których powiemy potem.
Poza odrutowanym obozem znajduje się siedziba SS - te dwa budynki - i szpital dla SS oraz restauracja. Po drugiej stronie znajduje się budynek, znany jako Krematorium l, niesławna komora gazowa i krematorium. W muzeum przekształcona została większość baraków mieszkalnych, które są głównym punktem zwiedzania. Pozostałe baraki przeznaczone są na archiwa lub biura pracowników muzeum. Jeden barak, blok 11, został zachowany w swym oryginalnym stanie. Było to więzienie obozowe i określa się je teraz, naturalnie, jako „Blok Śmierci".
To, co wnosi dodatkowy interesujący punkt to to, co jest pokazywane podczas wycieczki, a co nie jest. Podczas wycieczki pokazuje się „Blok Śmierci", tak zwaną „Ścianę Śmierci" - naturalnie obok drzwi „Bloku Śmierci" - i wystawę po wystawie, specjalnie zaprojektowane tak, by potwierdzić ohydne historie i by przedstawić Auschwitz, jako maszynę śmierci, miejsce, gdzie internowanie oznaczało eksterminację.
Ale czego się nie pokazuje? Zacznijmy od budynku, który przekonywująco mógłby być nazwany „Blokiem Życia" - masywny kompleks przeznaczony do dezynfekcji, gdzie Cyklon B używany był codziennie, by zwalczyć wszy i zarazę, którą roznoszą. To były prawdziwe komory gazowe, z tym, że ich ofiarami były ubrania i materace, a celem zachowanie zdrowia mieszkańców. Eksperci od holocaustu nie zaprzeczają celowi tego budynku, ale nie lubią o tym wspominać. Pomimo wszystko, po co komplikować sprawy...
Zapomnianym jest także teatr obozowy, aktualny dom wspomnianego wcześniej konwentu. Ostatnie zdjęcia zrobione wewnątrz tego budynku pokazują pianina, kostiumy i scenę, gdzie mieszkańcy wystawiali inscenizacje. Dziś jednak zakonnice nie pozwalają na robienie zdjęć w środku. I wreszcie mamy w Auschwitz basen. Tak, to prawda - basen, ulokowany wewnątrz zespołu więziennego. Piękny basen ze skoczniami i blokami startowymi. Trzeba przyznać, że władze obozu w Auschwitz nie próbowały usunąć tej rozrywki. Lecz jeśli pragniesz zobaczyć basen, potrzebujesz już wiedzieć, że on istnieje, gdyż nie znajdziesz go podczas zwiedzania z wycieczką.
A więc to, co w zasadzie mamy, to oficjalna wycieczka, która składa się z turystów, którzy już wierzą w historię o holocauście i są z nią w jakiś sposób prawdopodobnie emocjonalnie związani - daje im się selektywnie wyreżyserowaną wycieczkę, wypełnioną jedna po drugiej przerażającymi historiami i kończącą się finałowym przystankiem: komorą gazową. Do tego miejsca uczestnicy wycieczki są emocjonalnie nastrojeni, by uwierzyć w cokolwiek, a komora gazowa jest jak główna atrakcja po dwóch godzinach rozgrzewki, wprowadzającej tłum w nastrój. Dosłownie: komora gazowa jest obiektywnym dowodem, że wszystko, co słyszeli podczas oprowadzania jest prawdą, obiektywnym dowodem holocaustu. Ale - czyżby? Zobaczymy za minutę.
Pojechałem do Auschwitz we wrześniu 1992 roku, by samemu zobaczyć miejsce, o którym uczyłem się tak długo. Opłaciłem dodatkowego przewodnika ze znajomością angielskiego - młodą damę o imieniu Alicja, która oprowadzał wycieczki polsko-, niemiecko- i anglo-języczne. l ubrałem moją jarmułkę - po to, by nikt nie zapomniał tego, że jestem Żydem. Stwierdziłem, że mogę zadawać pytania w sposób, który nie upodobni mnie do rewizjonisty. Rozumiecie, w przeszłości rewizjoniści nie mieli wielu sukcesów w uzyskiwaniu odpowiedzi od urzędników w Auschwitz. Lecz ja będę udawał poprawnego Żyda, pragnącego poznać prawdziwe fakty i odpowiedzieć tym, którzy twierdzą, że Holocaust nigdy się nie wydarzył.
(Dla jasności: nie tylko jestem rewizjonistą, jestem również ateistą. Lecz moi rodzice są oboje Żydami - a jeśli jesteś Żydem z urodzenia, jesteś Żydem)
Alicja, tak jak i inni przewodnicy, by zostać oprowadzającą musiała uczestniczyć w kursie i go zaliczyć. Jest to ważne, gdyż mam nadzieję wykazać, iż ludzie, którzy prowadzą Auschwitz - jak dr Franciszek Piper i przełożony przewodników, których wkrótce spotkacie - uczą przewodników, by mówili rzeczy, o których wiedzą, że nie są prawdziwe. Lecz nic powinno to stawiać Alicji w złym świetle. Powtarza ona to, co jej powiedziano; jestem pewien, iż nigdy przedtem nie postawiono jej przed takim turystą, jak ja. Mam ponad 4 godziny na zrobienie zdjęć z mojej wycieczki i zadawanie przykrych pytań, jednego za drugim. Zdjęcia te złożą się na oddzielną taśmę. Tym razem zamierzamy zainteresować się komorą gazową i moim wywiadem z dr Franciszkiem Piperem, Starszym Kustoszem i Dyrektorem Archiwów w Muzeum w Auschwitz. Przyjechałem do Auschwitz, jako utwierdzony sceptyk. Wiem, że dla niektórych krytyczne egzaminowanie holocaustu jest najwyższym świętokradztwem. Ale musicie zdać sobie sprawę, iż nie ma dla mnie świętych krów i że zrozumienie tego, co się naprawdę wydarzyło jest dla mnie ważne - i proszę, byście to uszanowali.
Wiem, z lat mych własnych badań, badań innych, że jest niewiele dowodów holocaustu. Dosłownie: wszystko to, to zeznania ,,naocznych świadków" i powojenne wypowiedzi. Nie istnieje żadne zdjęcie, plan, czy dokument z czasów wojny dotyczący zabójczych komór gazowych, czy plan eksterminacji Żydów. I nie możemy tłumaczyć, że naziści zniszczyli wszelkie dowody, albowiem po tym, jak złamaliśmy niemiecki szyfr, byliśmy w stanie podsłuchiwać ich tajną korespondencję, włączywszy tę, która pochodziła z Auschwitz. Klucz do zrozumienia opowieści o holocauście, to zrozumienie prawdziwej natury rzeczy, które podano jako dowody. O wszystkim, co jest użyte jako dowód holocaustu można także powiedzieć, że ma całkowicie normalne wytłumaczenie.
Na przykład: te okazy - mówi się - są materialnym dowodem eksterminacji. Są to stosy ludzkich włosów. Lecz cóż to udowadnia? Jest wiadomym, że każdy mieszkaniec miał goloną głowę z powodu problemu z wszami. Temu się nie zaprzecza, a więc dlaczego nie miałoby być stosów ludzkich włosów? A co ze stosami butów i ubrań? Czy jest to dowód? Jest faktem, iż więźniom, kiedy przyjeżdżali, wydawano uniformy - włączywszy w to buty. To nie dowodzi, że ktokolwiek został zabity.
W mającej obalić twierdzenia rewizjonistów książce „Auschwitz: Technique Operation of the Gas Chambers", opublikowanej przez B. Klarsfeld Foundation, Jean-Cloud Pressac przyznaje, iż ponad 95% Cyklonu B, stosowanego przez Niemców było używane do dezynfekcji. Tylko 5% przypisuje celom zabójczym. A twierdzenie to pochodzi od wspierającego tezę o holocauście! A więc jakie oferuje się nam dowody? No cóż, jest to zwykły obraz chorych mieszkańców, który potwierdza tezę, że ludzie w obozie chorowali. Jeszcze raz podkreślam, iż nikt nie zaprzecza epidemii tyfusu, która spowodowała liczne zgony.
Następnie mamy dzieło sztuki i portrety dzieci. Nie najlepiej, więc dla kogoś szukającego obiektywnych dowodów holocaustu. A niektóre dowody, które prezentują, w rzeczywistości pracują przeciw tej koncepcji. Dla przykładu: posiadają jedną z kilku fotografii Auschwitz, zrobionych z powietrza przez aliantów podczas wojny. Nie wspominają jednak, że fotografie te nie ukazują gazowanych ludzi, czy palonych ciał, mimo, iż zostały one zrobione w czasie, gdy -jak się mówi - zabójstwa były dokonywane prawie non-stop.
Nie będę nawet wspominał o specjalnym pieniądzu, jaki Niemcy wydrukowali dla mieszkańców Auschwitz, czy faktu, że chociaż mówiło się, iż dzieci żydowskie były natychmiast zabijane, tak Anna Frank, jak i jej siostra były wysłane do Auschwitz i przeżyły, potem przewieziono je do obozu w Bergen-Helsen, gdzie - jak się uważa - zmarły na tyfus. Ale całe to spieranie się byłoby bezcelowym, jeśli moglibyśmy ujrzeć prawdziwą komorę gazową na własne oczy. To, rzecz jasna, najskuteczniej zakończyłoby spór. To prowadzi nas do budynku, na, przeciw którego stoję: komory gazowej i krematorium. Zdjęcia tego budynku publikowano w książce po książce na temat holocaustu. Pomimo wszystko, jeśli to wszystko się wydarzyło, jaki dowód jest lepszy? Rewizjoniści nie negują, że był to prawdziwy budynek z czasów wojny. Twierdzimy, że naprawdę było tu krematorium i kostnica, która była także używana, jako schron dla SS-manów ze szpitala i restauracji na przeciwko.
Miejscowi mówią, że była to rzeczywiście kostnica i krematorium, z fragmentem krematorium, które widzicie tu po prawej stronie, była później używana jako komora gazowa. Mówią oni także, iż była ona używana jako schron przeciwlotniczy.
I przyznali oni, w przeszłości, że duży ceglany komin z boku budynku jest rekonstrukcją, co nie jest dużym zaskoczeniem dla kogokolwiek, gdyż wyraźnie nie jest on przyłączony w jakikolwiek sposób do budynku.
Wejdźmy teraz do środka. Oczywiste znaki na ścianach i podłogach, gdzie najwidoczniej ściany zostały usunięte. Równie oczywiste otwory na podłodze, gdzie znajdowały się urządzenia kąpielowe.
(Utrzymujemy, że - w przeciwieństwie do dużej komory, którą wdzieliśmy - ten pokój był kiedyś pięcioma pokojami, włączywszy w to łaźnię. Winienem dodać, że nie ma błękitnych zabarwień po Cyklonie B na ścianach, jakie byłyby i nadal są w komorach dezynfekcyjnych)
Kruche drewniane drzwi z dużą szybą okienną. Wejście prowadzące do pieców krematoryjnych bez drzwi i bez instalacji dla drzwi. Winienem także wspomnieć duży właz na samym środku komory gazowej. Pomimo tego, budynek nie zawiera tego, co zadawałoby się dowodem stosowania do celów kryminalnych - cztery otwory w suficie, które prowadzą na dach, gdzie znajdują się cztery małe kominy. Mówi się, że przez te cztery otwory wrzucano kryształy Cyklonu B. I rzeczywiście, wydaje się, że nie ma dla nich innego wyjaśnienia.
Czy te otwory udowadniają ludobójcze gazowania? Rewizjoniści twierdzili w przeszłości, iż te cztery otwory zostały dodane po wyzwoleniu obozu, a te wewnętrzne ściany zostały usunięte i że urządzenia kąpielowe usunięto, by pokój wyglądał jak komora gazowa,
Kiedy Alicja i ja dochodziliśmy do budynku, minęliśmy szubienice, gdzie komendant Rudolf Hoess został powieszony przez Sowietów w 1947 r.; egzekucji dokonano dokładnie na przeciw dowodu jego zbrodni.
Tutaj, na przeciw komory gazowej, zapytałem Alicję o autentyczność tego budynku.
Cole: Zacznijmy teraz ponownie rozmawiać o tym budynku.
Alicja: Jest to kreamtorium/komora gazowa.
Cole: Ale to jest rekonstrukcja?
Alicja: Jest ona w swym oryginalnym stanie.
A więc Alicja bardzo wyraźnie przedstawiła komorę gazową, jako będącą w swym oryginalnym kształcie. Kiedy znaleźliśmy się w środku zapytałem już dokładnie o cztery otwory w suficie.
Cole: Czy te cztery otwory w suficie są oryginalne?
Alicja: Są oryginalne. Przez len komin wsypywano Cyklon B.
Spytałem potem Alicję, czy jakieś ściany zostały usunięte z pokoju, przedstawionego jako komora gazowa.
Cole: A więc ta część była w całości komorą gazową?
Alicja: Tak.
Cole: A gdzie znajdowały się ściany, które były tu kiedyś?
Alicja: Był to tylko jeden pokój. Kiedy pokazuję tu obraz komory gazowej, był to tylko jeden pokój.
Cole: A więc czy były tu kiedykolwiek ściany?
Alicja: Nie.
Zatrzymajmy się, by uchwycić komorę gazową wg. słów naszej przewodniczki. Stwierdziła ona, iż pokój jest w swym „oryginalnym stanie", że otwory w suficie są oryginalne i że żadne ściany nie zostały usunięte.
Wersja przełożonego
Nieusatysfakcjonowany jej odpowiedziami kontynuowałem dręczenie biednej Alicji pytaniami o prawdziwą historię tego pokoju. Czując się trochę poirytowana faktem, iż nic, co mogłaby powiedzieć nie zamknęłoby mi ust, Alicja poszła po kobietę, którą przedstawiła mi jako Kierownika Przewodników Muzeum w Auschwitz. Kiedy zobaczyłem tę kobietę jak idzie stwierdziłem, że albo uzyskam jasną odpowiedź -albo wyrzucą mnie z obozu.
Kierowniczka: Oto, co mogę zasugerować. Będzie lepiej udać się do naszego naukowca w Muzeum. Pokażą panu dużo planów, które ciągle znajdują się w archiwach.
Cole: Gdzie to będzie?
Kierowniczka: Nie sądzę, iż jest dziś otwarte, lecz chyba w poniedziałek będzie to możliwe.
Cole: Czy jest to tu, w Oświęcimiu?
Kierowniczka: Tak, w bloku 23 lub 24... Nie jestem tego pewna.
Cole: Czy będzie możliwe, bym umówił się, by zobaczyć go może w poniedziałek?
Kierowniczka: To prawda.
A więc zasugerowano, bym spotkał się z Dyrektorem Archiwów i Starszym Kustoszem dr Franciszkiem Piperem. Ciągle obawiając się, że takie spotkanie może nie mieć miejsca i przypuszczając, iż kierowniczka była prawdopodobnie zakłopotana względem rekonstrukcji, zdecydowałem się spytać ją o rzekomo oryginalne dziury w suficie.
Cole: Czy są to oryginale dziury w suficie?
Kierowniczka: Nie.
Cole: Zostało to przebudowane?
Kierowniczka: Tak.
Cole: O.K. Po wojnie?
Kierowniczka: Po wojnie.
A więc, jeśli śledzicie wynik: jeden głos za oryginałem, jeden głos za nie-oryginałem. Zgaduję, że rozstrzygnie to dr Piper.
Wywiad z Piperem
A teraz, zanim przejdziemy dalej, konieczna jest mała dygresja o szczerym rewizjoniście holocaustu. Dr Franciszek Piper jest jednym z ekspertów holocaustu, bezpośrednio odpowiedzialnym za obniżenie naliczania liczby ofiar zgonów w Auschwitz - razem z innymi naukowcami, jak izraelski ekspert holocaustu dr Yehuda Bauer, około roku 1989 zdecydował przyznać publicznie, że w Auschwitz zmarło mniej ludzi, niż to podawano poprzednio.
W swej książce „Auschwitz - How Many Perished? dr Piper konkluduje, że dostarczona przez Sowietów liczba 4 mln jest błędna i że prawdziwa liczba bliższa jest 1.1 mln. Czyż nie jest małym rewizjonizmem przyznanie, iż Sowieci przesadzili z liczbą prawie czterokrotnie?
Możemy także zobaczyć, jak oszukańcza liczba stała się przez prawie 50 lat częścią rzekomo opartej na faktach historii holocaustu.
Aż do 1988 r., w oficjalnym przewodniku po Muzeum w Auschwitz znaleźć można było na stronie 19 oficjalną informację o liczbie 4 milionów Radziecka Nadzwyczajna Komisja Państwowa do Badania Zbrodni Nazistowskich stwierdziła, że „nie mniej niż 4 miliony ludzi zginęły w Auschwitz". Według Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze „ponad 4 mln osób zginęło w Auschwitz". Dane te „oparte są na dowodach setek notowanych więźniów i na opinii ekspertów".
Pokazuje to, iż nie tylko oszustwem był dowód sowiecki, przyjmowany w Norymberdze jako fakt, lecz także i to, że notowani więźniowie i eksperci mogą się mylić.
A jeśli o to chodzi, wielu rewizjonistów holocaustu wierzy, iż rzeczywista suma zmarłych w Auschwitz jest nawet mniejsza, niż 1,1 mln. Ale ciągle nie ma możliwości, by najbardziej ekstremalni rewizjoniści holocaustu w świecie mieli możność skorygować dane bardziej, niż już to zrobili „eksperci" od holocaustu.
Co przenosi nas do dra Franciszka Pipera, z którym przeprowadziłem wywiad w jego biurze w Muzeum w Auschwitz. Na początku był nieco przestraszony, ze względu na bycie filmowanym. Lecz wytłumaczyłem mu, że skoro mam już na taśmie przewodniczkę przekazującą mi coś, co uznałem za niedokładną informację, winienem mieć taśmę, która wyprostuje dane.
Ponieważ się zgodził, natychmiast zapytałem go o dokonane zmiany w komorze gazowej.
Piper: Pierwsza i najstarsza komora gazowa, która jest w Auschwitz I, w tym obozie gdzie jesteśmy tu teraz, funkcjonowała od jesieni 1941 do grudnia 1942, przez około l rok. Krematorium obok (ej komory gazowej funkcjonowało dłużej, do połowy 1943 r. W lipcu 1943 krematorium przestało pracować.
Komory gazowe zostały zaadoptowane, jako schrony [przeciwlotnicze]. W tym czasie zbudowano dodatkowe ściany wewnątrz poprzednich komór gazowych. Zrobiono dodatkowe ściany wewnątrz poprzednich komór gazowych. Zrobiono dodatkowe wejście od strony wschodniej komory gazowej i otwory w suficie [przez które] gaz Cyklon B wpuszczany był [do] środka zostały w tym czasie zlikwidowane. A więc po wyzwoleniu obozu była komora gazowa przedstawiała wygląd schronu [przeciwlotniczego]. Ażeby uzyskać wcześniejszy wygląd... wcześniejszy obraz... tego obiektu, wewnętrzne ściany, zbudowane w 1944, zostały usunięte, a otwory w suficie zostały zrobione na nowo. Teraz, więc ta komora gazowa jest bardzo podobna do tej, która istniała w latach 1941-1942, lecz nie wszystkie szczegóły zostały odtworzone, więc nie ma na przykład gazoszczelnych drzwi dodatkowe wejście od strony wschodniej zostały [pozostają] tak, jak je zbudowano w 1944. Zmiany te zostały zrobione po wojnie, ażeby uzyskać poprzedni wygląd tego obiektu. Cole: Czy otwory w suficie umieszczono w tych samych miejscach? Piper: Tak. w tym samym miejscu, gdyż ślady były widoczne. Sądzę, że w tym miejscu powinniśmy powtórzyć to, co dr Piper nam powiedział. Według niego pomieszczenie było komorą gazową, lecz później zostało przemienione w schron przeciwlotniczy i w tym czasie dobudowano ściany przedzielające, usunięto otwory w suficie i dodano nowe drzwi. Po wyzwoleniu obozu ściany przedzielające zostały usunięte zrobiono dziury w suficie. Nowe drzwi nie zostały jednak usunięte.
Sądzę, ze w tym miejscu zaznaczyć trzeba trzy główne punkty. Pierwszym z nich jest to, że patrzymy na czyste oszustwo. Tak jak pokazałem, komora gazowa jest przeznaczona dla turystów, prezentowana, jakby była w swym oryginalnym stanie, chociaż nawet urzędnicy muzeum znają prawdę.
Dr Piper wydaje się być bardzo nonszalancki, jeśli chodzi o fakt, że zmiany zostały dokonane po wojnie. Lecz jeśli nie jest to taka wielka rzecz, to, po co ukrywa się to przed turystami? Ale to nie wszystko. W maju 1992 roku historyk brytyjski, David Irving, został ukarany grzywną przez niemiecki sąd za głoszenie na spotkaniu w Monachium dokładnie, co właśnie słyszeliście od dra Pipera. De facto Piper został nawet wezwany na świadka obrony. Lecz sędzia nie pozwolił mu zeznawać, mimo, iż mogło to oczyścić Irvinga. Powiem jeszcze raz: jeśli nie jest to taka wielka sprawa, to po co karać kogoś za mówienie tego. Chodzi o to, że „komora gazowa" w obecnym stanie nie jest już dłużej ważna, jako dowód.
Nie jest to dowód ludobójczego gazowania, skoro nie może być pokazane, że w pewnym czasie, podczas wojny, gdy Niemcy kierowali obozem, budynek len miał cztery dziury w suficie i żadnych ścian przedzielających.
Przywodzi nas to do kulminacyjnego punktu rekonstrukcji. Z informacjami, które teraz mamy, możemy powiedzieć, iż są dwa różne poglądy na temat rekonstrukcji komory gazowej. Pierwszy, oficjalny pogląd uważa, że Sowieci stworzyli „komorę gazową" w schronie przeciwlotniczym, który był komorą gazową. Pogląd rewizjonistyczny twierdzi, iż Sowieci stworzyli ,,komorę gazową" w schronie przeciwlotniczym, który był schronem przeciwlotniczym. A więc jak mamy wiedzieć, który pogląd jest prawdziwy?
No cóż, oczywiście ciężar dowodu spoczywa na tych, którzy twierdzą, iż w pewnym okresie Istniała w tym budynku komora gazowa. Czy posiadają oni w ogóle jakiś dowód, by poprzeć to twierdzenie? W okresie mojej kadencji, jako rewizjonisty holocaustu, jestem pewien, że jeśli by istniały jakieś dowody, to widziałbym je... Mogę jeszcze dodać, że te kwestionowane cztery dziury w dachu budynku nie zostały odnalezione na żadnej z fotografii lotniczych, które widziałem.
Inne pytania o „komorę gazową"
By w tej materii dotrzeć do prawdy, stosowne są inne pytania, które mogą być zadane. Jeśli była w tym budynku w pewnym okresie czasu działająca komora gazowa, dlaczego jej działanie zatrzymano - zwłaszcza, jeśli naziści kierowali Auschwitz, jako centrum eksterminacyjnym?
Dr Piper ma na to również odpowiedź. W eseju opublikowanym w polskiej książce ,,Auschwitz", Piper napisał, że eksterminacje zostały przeniesione do nowych komór gazowych w kompleksie Auschwitz-Birkenau, ponieważ stało się zbyt trudne utrzymanie w sekrecie przed mieszkańcami obozu faktu istnienia komory gazowej w obozie głównym w Auschwitz. To widocznie stało się częścią oficjalnej nauki o Auschwitz. ponieważ jest to coś co Alicja powtórzyła mi w trakcie oprowadzania.
Alicja: Pomimo tego, krematorium było obok bloku, gdzie żyli więźniowie;. To prawda, eksterminacją przeniesiono do Birkenau. Oto, dlaczego cztery krematoria z komorami gazowymi zostały zbudowane w Birkenau.
Teraz bądźmy precyzyjni w tej kwestii. Mówią oni. iż eksterminacje zostały przeniesione do Birkenau, ponieważ komora gazowa w głównym obozie była zbyt blisko mieszkańców i dlatego mogli widzieć, co się dzieje. Lecz. czy jest to choć trochę dokładne?
Zobaczmy znowu naszą mapę głównego obozu. Tutaj jest komora gazowa, dokładnie tu i tu są rzędy baraków więźniów. Jak możecie zobaczyć, komora gazowa jest daleko poza zespołem więziennym. Jest ukryta przez trzy budynki SS, które skutecznie skrywają ją przed wzrokiem mieszkańców. Dodatkowo mówi się nam, że nowo przybyli, którzy mieli być zagazowani, byli zabierani tędy, unikając w ten sposób jakiegokolwiek kontaktu z innymi mieszkańcami. Była to komora gazowa, która mogłaby funkcjonować w całkowitej izolacji od czyjejkolwiek uwagi.
Teraz, jest to Auschwitz-Birkenau na zrobionej przez aliantów fotografii lotniczej z września 1944 r. Są tu dwa krematoria i „komory gazowe" z krematoriami ponad ziemią i pomieszczenia pod ziemią w kształcie litery „L", które były albo komorami gazowymi, albo kostnicami. A tu macie rzędy rzędów baraków mieszkalnych.
A teraz rzecz, która staje się natychmiast jasna - nic ma nic oprócz metalowego płotu, który oddziela baraki mieszkalne od komór gazowych. A to, tutaj, było boiskiem sportowym Auschwitz (Birkenau), zaraz obok „komór gazowych ". I jeszcze jedna rzecz do zauważenia - nie tylko możecie zobaczyć „komorę gazową " równoległą do baraków, lecz możecie zobaczyć ją po przekątnej, w poprzek drogi. Nic nie było ukryte przed mieszkańcami.
Jeszcze jedną interesującą rzeczą był pociąg, który przyjeżdżał, wioząc skazanych więźniów. Mielibyście tysiące mieszkańców wymaszerowujących z pociągu do jednej z tych dwóch komór gazowych na oczach całego obozu. Byłby to spektakl, którego nikt w obozie nie mógłby opuścić - widziano by tysiące ludzi wmaszerowujących do tych budynków, z których nikt nie wychodzi.
Takie „komory gazowe" nie byłyby wyizolowane od kogokolwiek i w rzeczywistości, kiedy pod koniec lat 70-tych te zrobione z powietrza fotografie zostały ujawnione, zaprzeczyły one wielu twierdzeniom nielicznych świadków naocznych o tym, jak naziści próbowali zamaskować komory gazowe w Birkenau.
Spędziłem kilka dni tu, w Birkenau, i fotografie, które mam, które są dostępne na oddzielnej taśmie, dramatycznie pokazują wszystko to, co powiedziałem. Szczerze mówiąc nie sądzę, by twierdzenia Pipera wytrzymały krytykę..
Raport Leuchtera przejrzany
Jeszcze jedno pytanie winno być zadane. Czy są jakieś pozostałości Cyklonu B w komorze gazowej - wiedząc, że gaz cyjanowodorowy pozostawiłby, de facto, ślady?
W 1988 r. ekspert od sprzętu egzekucyjnego, Fred Leuchter, przeprowadził sądowe badania w komorach gazowych w Auschwitz, by odpowiedzieć na to pytanie. Pobrał on próbki z 4 komór gazowych w Birkenau i próbkę kontrolną z jednej z komór dezynfekcyjnych, o której wiemy, że stosowała Cyklon B. Próbki pobrane w „komorze gazowej" nie pokazują żadnych dostrzegalnych śladów, gdy próbka pobrana w komorze dezynfekcyjnej dosłownie przekroczyła skalę. Najważniejsze jest to, że w roku 1990 Instytut Badań Sądowych w Krakowie zdecydował się przeprowadzić swe własne testy sądowe, by zobaczyć, czy mógłby obalić odkrycia Freda Leuchtera. Zrobili to z pomocą dr Pipera. Ich własne testy dały te same rezultaty, dlatego odtąd pytanie nie powinno brzmieć: „Czy są jakieś dostrzegalne ślady pozostałości Cyklonu B w komorach gazowych?", lecz zamiast tego: „Dlaczego nie ma żadnych dostrzegalnych śladów?".
Postawiłem to pytanie dr Piperowi. Zapytałem go, dlaczego jest tak niewiele dostrzegalnych śladów w ludobójczych komorach gazowych w porównaniu do dużej liczby śladów, znalezionych w komorze dezynfekcyjnej?
Piper: ...Komora gazowa, Cyklon B, działała bardzo krótko, około 20-30 minut w ciągu 24 godzin, a w pomieszczeniach dezynfekcyjnych działał cały dzień i noc. Taka była procedura stosowania gazu w pomieszczeniach dezynfekcyjnych i komorach gazowych.
Bądźmy dokładni w tym, co mówi dr Piper. Zapytałem go: „Dlaczego jest taka duża liczba pozostałości w odwszalniach, (ale niska w komorach gazowych ? ".
I odpowiada on, ponieważ komory gazowe były używane tylko „20-30 minut w ciągu 24 godzin", co dawałoby z grubsza l gazowanie dziennie. Nie tylko przeczy to zeznaniom naocznych świadków, którzy mówią o powtarzanych ludobójczych gazowaniach ciągnących się dzień i noc; dr Piper zdołał także zaprzeczyć samemu sobie, gdyż potem - w wywiadzie - zapytałem go, ile grup dziennie było gazowanych i on również mówi o powtarzanych gazowaniach.
Cole: Ile każdego dnia grup ludzi było? Czy wie Pan?
Piper: Jest trudnym to powiedzieć, gdyż były okresy, kiedy komory gazowe były używane kilka godzin, dzień po dniu. Takie czynności były powtarzane: gazowanie, palenie, gazowanie, palenie...
Musimy zadać to pytanie: czy mogła mieć miejsce wysoka liczba zgonów w obozie, jeśli komory gazowe były używane tylko „20-30 minut w ciągu 24 godzin", jak początkowo twierdził Piper? Richard Bernstein, w artykule opublikowanym w „New York Times", a poświęconym wspomnianej wcześniej książce ,Jean-Claude Pressaca - napisanym, by obalić twierdzenia rewizjonistów- pisze, że wg. Pressaca „byłoby koniecznym" [sic!], „by pomieszczenia eksterminacyjne były opróżniane z ciał i uzupełniane nowymi ofiarami co pół godziny, czy coś koło tego, co byłoby konieczne dla tak dużej liczby ofiar".
Innymi słowy, zdaje on sobie sprawę, że dla tak dużej liczby zgonów konieczne byłoby codzienne zwielokrotnione gazowania, przy nadzwyczaj szybkim tempie. A więc to, co mamy tutaj jest z tym sprzeczne. Koncepcja ograniczonego używania komór gazowych mogłaby przekonywująco wytłumaczyć brak pozostałości, lecz ograniczone gazowanie przeczy naocznym świadkom i czyni wysoką liczbę zagazowań technicznie niemożliwą.
Takie koncepcje ograniczonych gazowań czynią absurdalną ideę niemieckiej intencji całkowitego wyniszczenia populacji Żydów. Piper - dosłownie - poprawiając pierwszą część opowieści o holocauście, kończy ją wersją zagrażającą jej prawdziwości.
Na nieszczęście to, co zdaje egzamin w przypadku historii holocaustu, stało się zespołem wyważonych aktów racjonalizacji. Oto dlaczego zwolennicy wolą, byś nie zadawał zbyt wielu pytań, jak te, dotyczące Cyklonu B. A co o samym gazie? Pokazano nam wiele kanistrów z Cyklonem B jako dowód Ostatecznego Rozwiązania. Ale oprócz odwszawiania - na co każdy się zgadza – i ludobójczego gazowania - co utrzymują oficjele z Auschwitz - czy gaz ten ma jakieś inne zastosowanie?
Piper: [niezrozumiałe] dezynfekcje budynków, tak, że był taki...
Cole: Czy dezynfekcja budynków była rutyną?
Piper: Od czasu do czasu takie akcje były przeprowadzone, by usunąć wszy.
A teraz przyjrzyjmy się temu jeszcze raz. Wiemy, że gaz Cyklon B był stosowany do odwszawiania odzieży, dezynfekcji budynków a jeśli pamiętacie obliczenia zwolennika istnienia holocaustu, Jean'a Claude'a Pressac'a, ponad 95% było stosowane do dezynfekcji, a tylko 5% czy mniej dla ludobójstwa. Pokazuje to, jak dużo było wysiłku ze strony Niemców, by zachować zdrowe ludzi, którzy mieli być eksterminowani. I sądzę, że w tym punkcie możemy iść dalej. Czy możemy ufać komunistom? Powracamy teraz do naszej pracy wyboru pomiędzy alternatywnymi poglądami o rekonstrukcji komory gazowej. Czy jest to oszustwo, czy wierna rekonstrukcja?
Jest jedno bardzo ważne pytanie: czy możemy ufać Sowietom, że wiernie zrekonstruowali komorę gazową? Skoro nie ma dowodów z czasów wojny, że kiedykolwiek istniały cztery otwory w suficie i że kiedykolwiek używano komór gazowych, musimy wierzyć „na słowo" Sowietom, iż po prostu przywrócili cztery otwory tam, gdzie pierwotnie się znajdowały i „zrekonstruowali" - a nie sfabrykowali - komorę gazową.
Jeśli zamierzamy podjąć próbę ustalenia intencji Sowietów, musimy spojrzeć na precedens tyczący prawdomówności Sowietów wobec historii holocaustu.
Czy Sowieci mają doświadczenie w fabrykowaniu dowodów „holocaustu", czy stosowania oszustwa dla poparcia tej koncepcji?
No cóż. jak już wcześniej pokazaliśmy Sowieci całkowicie bezczelnie zawyżyli liczbę zmarłych w Auschwitz przynajmniej czterokrotnie. Lecz czy był to z ich strony dobrze zamierzony błąd? Mówi się nam w przewodniku po Auschwitz, a także i w innych źródłach, że było bardzo (rudnym oszacować liczbę ofiar w Auschwitz, ponieważ naziści zniszczyli odpowiednie dokumenty
Koncepcje tę powtórzył mi również dr Piper. Cole: Kto, jako pierwszy, wyszedł z liczbą 4 milionów zmarłych w Auschwitz?
Piper: Było to oszacowane przez sowiecką komisję, badającą nazistowskie zbrodnie w Auschwitz, z powodu zaistnienia faktu, że Maziści zniszczyli obozowe dokumenty.
Ale de facto dokumenty dotyczące liczby zgonów w obozie w Auschwitz trzymane były przez Sowietów... nie „uwolnione" do roku 1989. Dokumenty te nie zostały zniszczone przez nazistów. Sądzę, że możemy uznać, iż przez wszystkie te lata Sowieci świadomie przedstawiali swe przesadzone dane o zgonach, mimo iż wiedzieli, że mają rejestry w swoim posiadaniu. Możemy także spojrzeć na zdyskredytowane oskarżenia wniesione przez Sowietów w Procesie Norymberskim, popierane przez innych Aliantów Sowieci twierdzili, że w obozie na terenie Polski, w Treblince, do zabijania ludzi służyły ,,komory parowe". Oczywiście, twierdzenie to zostało po cichu zarzucone. Porzucono również twierdzenia o „elektro-komorach" [zabijanie przy użyciu prądu - przyp. wyd.].
Co bardziej interesujące, Sowieci w Norymberdze twierdzili, że to naziści, a nie oni, zamordowali tysiące polskich oficerów w niesławnej masakrze w Lesie Katyńskim. Dziś, oczywiście, Sowieci przyznali, że to oni są za to odpowiedzialni - o czym zresztą najprawowitsi historycy od dawna wiedzieli. Lecz w Norymberdze Sowieci twierdzili, że naziści przekupili i grozili ludziom, by ci fałszywie obwiniali Sowietów. Zdyskredytowane dziś okropne opowieści o tym, jak to naziści pomniejszali głowy i produkowali abażury z ludzkiej skóry, także przedstawiane były jako fakt. A w najbardziej nieprzekonywującym oskarżeniu twierdzono, że naziści eksterminowali Żydów bombą atomową.