Prof. Lew-Starowicz o słynnym Raporcie KinseyaPo ogłoszeniu raportu o ?Seksualności mężczyzn? Kinsey grzał się w promieniach sławy. Stał się gwiazdą mediów, dostał fundusze na dalsze badania. Raport o kobietach go pogrążył, bo naruszył mit o niewinnej żonie, matce, siostrze. Tego amerykańskie społeczeństwo nie mogło ścierpieć.
Podobał się Panu film "Kinsey"?
Podobał. Ja się na Kinseyu wychowałem. Kiedy zacząłem zajmować się seksuologią, wczytywałem się w jego dzieła. Jego nazwisko jest wryte w świadomość seksuologów. W publikacjach odnosimy się do jego badań. Ostatnio myślałem o nim rzadko, a dzięki filmowi to ożyło.
Czego udało się dokonać Kinseyowi?
Kinsey to jeden z najwybitniejszych pionierów seksuologii. Przed nim był Freud, który stworzył koncepcję teoretyczną o życiu seksualnym człowieka, a także podstawy postępowania z pacjentem - metodę diagnostyczną i terapeutyczną. Kinsey był jednak pierwszym, który przeprowadził wielkie empiryczne badania na temat seksu i uzyskał konkretne, dość szokujące wyniki. Jego prace wywołały przełom w mentalności i przyczyniły się do późniejszej rewolucji seksualnej.
Wielką zasługą Kinseya było stworzenie metodyki badań. Opracował drobiazgową ankietę składającą się z ok. 500 szczegółowych pytań. Dzisiaj, prowadząc badania, zadajemy około stu, a Kinsey poszedł na całość. Udało mu się nakłonić 10 tys. Amerykanów (mężczyzn i kobiet), by wzięli udział w badaniach, a polegały one na spotkaniu twarzą w twarz z ankieterem i wyjawieniu tajników z własnego życia seksualnego. To, że w latach 40. i 50., gdy o seksie w Ameryce nikt głośno nie mówił, Kinsey ośmielił tylu ludzi do zwierzeń, było niezwykłe.
Materiał zebrany podczas tych rozmów został zawarty w dwóch księgach - wydanej w 1948 r. "Seksualności mężczyzn" i opublikowanej pięć lat później "Seksualności kobiet", które często nazywa się raportem Kinseya. Nikt później nie przeprowadził tak szeroko zakrojonych badań.
Kolejnym dokonaniem Kinseya było stworzenie instytutu badań nad seksem na Uniwersytecie Indiana w Bloomington. Do dziś jednej z najważniejszych takich placówek na świecie.
Dlaczego pierwszy wielki raport o seksie powstał w purytańskiej Ameryce, a nie w bardziej otwartej na te sprawy Europie?
Europa była już oswojona z tą tematyką, głównie za sprawą Freuda i psychoanalityków. Wydano pierwsze raporty na temat seksu (w Polsce za czasów rozbiorów, tj. pod koniec XIX w., powstał raport o obyczajowości studentów Jaksa), pierwsze tego typu encyklopedie (w Polsce encyklopedia seksu ukazała się w 1927 r.).
Ameryka na początku lat 40. była pod tym względem terenem dziewiczym, Kinsey miał pole do popisu. Zresztą w purytańskiej Ameryce narodził się nie tylko pierwszy wielki raport, ale także pigułka antykoncepcyjna. Stany do dziś są krajem, w którym wszelkie wstrząsy związane z seksem - fale rewolucji i kontrrewolucji seksualnej, krucjaty antyseksualnej i seksu wyzwolonego - mają większą siłę niż w Europie. W Stanach w epoce makkartyzmu szalała komisja obyczajowa, w ramach walki z pornografią policja sprawdzała korespondencję, wyciągano ludziom z domów materiały pornograficzne, zamykano ich w więzieniach. W Europie nigdy się do tego nie posunięto.
Co szokowało w wynikach raportu?
Wykazał, że zachowania seksualne postrzegane negatywnie - masturbacja, zachowania homoseksualne, kontakty przedmałżeńskie, pozamałżeńskie, a nawet zoofilia - są powszechniejsze, niż sądzono. To był szok. Niby wszyscy wiedzieli, że chłopcy się czasem masturbują, że niektórzy młodzi ludzie żyją ze sobą przed ślubem, że małżonkowie się zdradzają, ale nikt nie przypuszczał, że dzieje się to na taką skalę. Z badań Kinseya wynikało, że masturbuje się aż 90 proc. mężczyzn, prawie jedna trzecia miała doświadczenia homoseksualne, a blisko połowa mężów zdradza żony.
I jak to przyjęto?
Wyniki badań mężczyzn - mimo wstępnego szoku - nieźle. Bo Kinsey de facto rozgrzeszył mężczyzn. Przed ogłoszeniem raportu mężczyźni masturbowali się i żyli przed ślubem, ale mieli poczucie winy. Byli przekonani, że masturbacja prowadzi do chorób, ukrywali ten fakt, wydawało się im, że zasługują na potępienie. Tymczasem Kinsey powiedział im: "Nie jesteście sami, tak postępuje większość". A skoro większość, to nie jest to ani niemoralne, ani takie złe. I mężczyźni odetchnęli z ulgą.
Po ogłoszeniu "Seksualności mężczyzn" Kinsey grzał się w promieniach sławy. Stał się gwiazdą mediów, dostał fundusze na badania. Wszystko załamało się, gdy opublikował raport o kobietach.
Dlaczego?
Bo naruszył mit czystej, niewinnej kobiety i tego amerykańskie społeczeństwo nie mogło ścierpieć. W owych czasach istniał następujący stereotyp: kobiety dzielą się na tzw. porządne, czyli madonny, i ladacznice, czyli te lekkie, łatwe i przyjemne. Wszystkie żony, matki, siostry to madonny, a ladacznice to wyłącznie margines. Kinsey obalił ten mit. Z badań wynikało, że sporo kobiet się masturbuje, sporo zdradza mężów, stara się czerpać radość z seksu, a nie tylko potulnie oddawać się mężowi. To się Amerykanom nie mieściło w głowie. Zbrukanie świętości - wizerunku madonny - nie mogło ujść na sucho Kinseyowi.
O co go zaatakowano?
O to, że jego badania są niewiarygodne, bo pytał głównie dewiantów. Że zwrócił się m.in. do gejów i pedofilów i stąd w wynikach pojawiły się te nienormalne zachowania. Zarzucano, że nie zna się na seksie, bo nie jest lekarzem, tylko zoologiem, i że powinien dalej zajmować się osami galasówkami, a nie ludźmi. Wytaczano też argumenty, że sam jest dewiantem i mającym homoseksualne ciągoty erotomanem. Zaatakowali go też naukowcy. Twierdzili, że próba Kinseya jest niereprezentatywna, bo nie uwzględnia właściwych proporcji pomiędzy wiekiem, wykształceniem i miejscem zamieszkania ankietowanych. Odebrano mu fundusze na badania.
Czy w tych zarzutach była jakaś część prawdy?
Nie sądzę. Łatwo - zwłaszcza dziś - powiedzieć, że próba powinna być reprezentatywna, ale wtedy było to niewykonalne, zwłaszcza przy tak masowych badaniach. Kinsey opierał się na wolontariuszach poszukujących chętnych, którzy chcieli udzielić odpowiedzi na pytania. Prawdopodobnie wśród tysięcy przebadanych mężczyzn rzeczywiście trafiło się kilku pedofilów, ale to nie podważa wiarygodności danych. A późniejsze badania potwierdziły uzyskane przez niego wskaźniki.
Również jeśli chodzi o homoseksualne zachowania mężczyzn? Czytałem, że w tej akurat kwestii Kinsey przesadził. Może zawyżając wyniki, chciał uzyskać potwierdzenie powszechności własnych zamiłowań?
Nie sądzę, żeby musiał w ten sposób poprawiać sobie samopoczucie. Był na to za dobrym naukowcem. Rzeczywiście współczesne badania nie potwierdzają, by prawie co trzeci mężczyzna miał kontakty homoseksualne. Skąd więc się wziął tak wysoki procent tych zachowań u Kinseya? Myślę, że to może wynikać ze sformułowania pytania. Jeśli bowiem zapytamy: "Czy miałeś kontakt seksualny z innym mężczyzną?", to chłopcy, którzy się masturbowali, jeden pobudzając drugiego, tego nie zakreślą. Jeżeli natomiast pytanie brzmi: "Czy kiedykolwiek w życiu pobudzałeś seksualnie innego mężczyznę, rówieśnika, kolegę?", to wynik będzie inny.
Wszędzie tam, gdzie panuje purytanizm, zachowań homoseksualnych jest więcej. Chociażby w krajach arabskich, gdzie noc poślubna jest prawdziwa. I jak mężczyzna załatwia tam swoje potrzeby seksualne? Uprawia masturbację, masturbację wzajemną, decyduje się na zastępcze kontakty homoseksualne. Być może w badaniach Kinseya uwzględniono wysoki odsetek takich homoseksualnych zachowań zastępczych i stąd rozbieżności.
Czy raporty Kinseya przyczyniły się do zwiększenia tolerancji w stosunku do gejów i lesbijek? Jest w filmie scena: kobieta zwierza się, że odnalazła się dopiero w związku z kobietą i że Kinsey uratował jej życie.
Kinsey rzeczywiście mógł uratować życie osobom żyjącym w patologicznym poczuciu winy i inności. On je dowartościował, ale jego prace wcale nie zwiększyły tolerancji w stosunku do gejów.
Za czasów Kinseya homoseksualizm uważano za chorobę (zmieniło się to dopiero w roku 1973). Ponadto przez lata twierdzono, że podział między homo- i heteroseksualistami jest bardzo wyraźny. Albo ktoś jest hetero-, albo homoseksualistą i w tym drugim przypadku jest to patologia. Tak myśleli psychoanalitycy. Freud mówił o dwóch biegunach seksualizmu, a Jung o biegunie męskości i kobiecości. Kinsey udowodnił, że nie ma ostrej granicy między hetero- i homoseksualistami, że to przejście jest płynne i że istnieją także biseksualiści, którzy czują pociąg do przedstawicieli obu płci. W ten sposób powstała słynna sześciopunktowa skala Kinseya, na którą powołujemy się do dziś.
Jak po latach reagowano na dzieło Kinseya?
Po okresie odrzucenia wrócił do łask. Po słynnej publikacji Master & Johnson, a także po wybuchu rewolucji seksualnej Kinsey stał się klasykiem. Wszyscy zaczęli się powoływać na niego. Do czasu. W ostatnich latach pojawiła się w Stanach kontrofensywa antyseksualna. Powrócono do starej śpiewki, że badania Kinseya są niewiarygodne. Do Polski też dotarła ta fala, wydano broszury zatytułowane np. "Prawda o Kinseyu". Pojawili się u nas podejrzanej maści "spikerzy" ze Stanów, którzy tłumaczyli, że Kinsey to robiący pseudobadania pseudobadacz.
Myślę więc, że film o Kinseyu przychodzi w porę, także dla naszej młodzieży, której w szkole serwuje się raczej wiedzę antykinseyowską. Ponieważ film ukazuje jego dzieło i postać uczciwie, jest okazja, by szkolną wiedzę skonfrontować.
Czy od czasów Kinseya zmieniły się nasze zachowania seksualne?
Mężczyzn - nie bardzo. Raport, który powstał wiele lat po śmierci badacza, tzw. Kinsey 3, pokazał, że nadal większość mężczyzn się masturbuje, nadal około połowy z nich zdradza żony. Sporo zmieniło się w zachowaniach kobiet. Systematycznie zwiększa się ich swoboda seksualna. Rośnie odsetek kobiet, które mają więcej niż jednego partnera, które osiągają satysfakcję seksualną, które są aktywne przedmałżeńsko i które zdradzają mężów.
Czy Kinsey zasłużył na Nobla?
Gdyby przyznawano Noble z seksuologii, z pewnością tak. Dziś niemal nikt już się nim nie interesuje. Zawsze jak zaczynam wykłady z seksuologii z nowymi studentami, to pierwszy wykład poświęcam pionierom tej dziedziny. Chcę im uzmysłowić, że oni - w tym Kinsey - nie mieli lekkiego życia. Ale studenci nie chcą tego słuchać. "Po co nas pan zamęcza historią? Czy nie lepiej od razu przejść do ciekawszych rzeczy?"
Źródło:
https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96950,2580757.html?disableRedirects=true