Demografia i jej fundamentalne znaczenie dla Kościoła i naroduWspółczesne społeczeństwo dotykają różne problemy ekonomiczne, polityczne, zdrowotne, socjalne itp. Obojętnie czy pod tym słowem społeczeństwo, społeczność będziemy rozumieli naród, Kościół, społeczność lokalną czy bardziej globalną (np. mieszkańców Europy). Wśród tych problemów społecznych na wiele się dyskutuje, jednakże nie słychać by poważnie i rzeczowo poświęcano uwagę problemowi demografii. A przecież nie ma Kościoła, narodu, partii, stowarzyszenia, fundacji itp. gdy nie ma fizycznego człowieka. I właśnie problem demograficzny (wzrostu lub ubywania osób ludzkich) stanowi fundamentalny, choć zasadniczo przemilczany, problem społeczny.
Już czasach Starego Testamentu, a więc kilka tysięcy lat temu, zdawano sobie doskonale sprawę z fundamentalnego znaczenia posiadani dzieci i problemu demograficznego. Dla Izraelczyków posiadanie wielu dzieci było przejawem Bożego błogosławieństwa, było wręcz powinnością wobec Boga Jahwe i narodu.
W przypadku gdy chciało się zniszczyć jakiś naród należało albo całkowicie wyniszczyć, zabić jego członków, co w zasadzie jest niewykonalne, lub też – za pomocą specjalnej polityki – uruchomić mechanizmy, tak by naród ten zaczął liczebnie się kurczyć. Jest to proces dłuższy, ale o wiele skuteczniejszy od mordowania, obozów koncentracyjnych itp. Nie powoduje sprzeciwów, protestów i oburzenia opinii światowej.
W wyniku realizowania w Polsce polityki depopulacyjnej liczba Polaków zmniejsza się systematycznie. Realizowana przez lata polityka nosi wszelkie znamiona kontynuacji polityki hitlerowskiej wobec narodu polskiego i narodów słowiańskich z okresu II wojny światowej. Czy nie są to aby słowa przesadzone – ktoś zapyta. Czy nie jest to kolejna teoria spiskowa dziejów?
Oddajmy więc głos faktom i materiałom źródłowym, na podstawie których Czytelnik będzie mógł wyrobić sobie opinię.
Przygotowując agresję na Polskę specjaliści III Rzeszy dokonywali bardzo wnikliwych analiz i opracowań mówiących jak postępować, jaką przybrać politykę, by zniszczyć naród Polski. Najbardziej znaną formą jest fizyczne niszczenie, egzekucje, obozy koncentracyjne. Zauważmy tutaj, iż dotyczyło to głównie inteligencji. Okupant (sowiecki także) zdawał sobie sprawę, iż kierunek rozwoju narodu nadaje inteligencja. Można użyć pewnego porównania. Wielkie stado owieczek idzie za przewodnikiem, za pasterzem. Od niego w głównej mierze zależy, w jakim kierunku pójdzie stadko. Więc logicznym jest, iż zamiast starać się przeprogramować miliony obywateli lepiej jest przeprogramować, przeciągnąć na swoją stronę inteligencję (elitę) tak, by poprowadziła resztę narodu w kierunku i w ideologii narzuconej przez okupanta. Jest jednak warunek, iż ta elita da się kupić, zmanipulować, przeprogramować itd. Rodzi się pytanie: A co w sytuacji kiedy ten proces się nie uda? Wówczas istnieje tylko jedno rozwiązanie: Tę elitę należy wyeliminować (wyjazdy za granicę, zsyłki, wyniszczenie fizyczne (wymordowanie). To do elity, a do mas należy zastosować politykę, która spowodowała by ograniczenia ilościowe (np. z 30milionów obywateli po latach prowadzenia tej polityki, ludność zmniejsza się do 15 milionów czy jeszcze mniej).
Zauważmy, iż obaj okupanci podczas II wojny światowej głównie niszczyli inteligencję (księża, policjanci, nauczyciele, lekarze, urzędnicy państwowi, profesorowie, naukowcy, ziemianie…). Ludność wiejska była potrzebna by dostarczała kontyngenty żywnościowe, materialne czy stanowiła niewolniczą siłę robotniczą w miejsce milionów mężczyzn niemieckich będących na wojnie. Jak zauważa Krosocki
„[…]z rąk okupanta hitlerowskiego zginęło w Polsce niemal 50% ogółu ludności miejskiej, podczas gdy straty ludności wiejskiej wynosiły niewiele ponad 5%.”[1]
Zagadnienie wyniszczenia polskiej inteligencji narodowej i katolickiej oraz niezmiernie ważny problem jej odbudowy na wysokim poziomie moralnym i naukowym będzie naszym oddzielnym zagadnieniem. Tu wróćmy do polityki demograficznej.
Polityka niemiecka dokładnie podawała za pomocą jakich rozporządzeń prawnych i socjotechnicznych należy skutecznie wyniszczać demograficznie naród polski (i inne narody słowiańskie). Warto przytoczyć dokumenty źródłowe, które są nagminnie ignorowane i przemilczane przez polskie (?) media i badaczy. Proszę zwrócić uwagę na dokładność wytycznych, ich precyzję oraz – co najważniejsze – odnieść to do współczesnej sytuacji Polski w dziedzinie moralności, służby zdrowia, zasiłków, zawierania małżeństw, pracy za granicą itp.
Niemiecki dokumentu z dnia 25.XI.1939 r., zatytułowany Sprawa traktowania ludności byłych polskich obszarów z rasowo politycznego punktu widzenia, opracowany na zlecenie Urzędu ds. Rasowo-Politycznych NSDAP, autorstwa dr E. Wetzela (kierownika centrali doradczej tego Urzędu) oraz dr G. Hechta (kierownika Oddziału dla Volksduetschów i Mniejszości w powyższym Urzędzie):
„Opieka lekarska z naszej strony ma się ograniczyć wyłącznie do zapobieżenia przenoszeniu chorób zakaźnych na teren Rzeszy. (...) Wszystkie środki, które służą ograniczaniu rozrodczości, powinny być tolerowane albo popierane. Spędzanie płodu musi być na pozostałym obszarze Polski niekaralne. Środki służące spędzaniu płodu i środki zapobiegawcze mogą być w każdej formie publicznie oferowane, przy czym nie może to pociągać za sobą jakichkolwiek policyjnych konsekwencji. Homoseksualizm należy uznać za niekaralny. Przeciwko instytucjom i osobom, które trudnią się zawodowo spędzaniem płodu, nie powinny być wszczynane policyjne dochodzenia” [2].
Porównajmy to z dzisiejszą sytuacją. O chorobach zakaźnych mówi się dużo i przeznacza się środki na jej zwalczanie (np. ptasia grypa), a o poziomie służby zdrowia w Polsce mówi się, iż działa jak eutanazja w białych rękawiczkach. Nie ma środków, karetka nie zdąży dojechać. Setki tysięcy biednych ludzi nie przeprowadza profilaktycznych badań, nie wykupuje leków, słowem umiera wcześniej. Ogromne propagowanie środków antykoncepcyjnych, z propozycją, by je nawet refundować z budżetu państwa. Aborcja na życzenie, brak karalności za jej przeprowadzanie; propagowanie homoseksualizmu… skąd my to znamy? Czyja więc polityka depopulacyjna w Polsce jest realizowana? Niestety na tym nie koniec.
Hitlerowski plan polityki depopulacyjnej w stosunku do ludności polskiej przewidywał takie środki jak:
- „redukcje świadczeń chorobowych z tytułu ubezpieczenia społecznego;
- ograniczenie lecznictwa szpitalnego;
- zawieszenie zasiłków rodzinnych i świadczeń z tytułu macierzyństwa;
- obowiązujący na terenach włączonych do Rzeszy Niemieckiej zakaz zawierania małżeństw przez mężczyzn w wieku poniżej 28 lat i przez kobiety w wieku poniżej 24 lat;
- całkowity zakaz zawierania małżeństw przez osoby wywiezione do Niemiec na roboty”[3].
Odnieśmy to do współczesności. O służbie zdrowia już mówiliśmy. Przypomnijmy tylko, że rząd Leszka Millera zlikwidował zasiłki wypłacane matce po urodzeniu dziecka (?) oraz skrócił urlopy macierzyńskie, jakie przysługują po takim porodzie. A praca i małżeństwo? Zauważmy, iż najlepszym okresem na posiadanie pierwszego dziecka dla kobiety jest czas do 24 roku życia, szczególnie jeśli pragnie mieć więcej dzieci. Dziś oczywiście nie może być administracyjnego zakazu zawierania małżeństw, ale ten sam (może „lepszy”) efekt uzyskuje się metodami ekonomicznymi. Dziś nie wywozi się pod przymusem na roboty do Niemieć (czy innej części zjednoczonej Europy), lecz kierowani brakiem perspektyw i środków setki tysięcy wyjeżdża dobrowolnie. Jak pokazuje doświadczenie, mało która dziewczyna zawiera związek małżeński i posiada dziecko przed 24 rokiem życia. Praca, praca, nauka i praca. Z tych co posiadają, często jest to pierwsze i ostatnie dziecko. By nie być posądzanym o emocjonalizm, brak obiektywizmu, urojenia przytoczmy fakty opublikowane przez Główny Urząd Statystyczny:
„W latach 90-tych nastąpiło przesunięcie najwyższej płodności kobiet z grupy wieku 20-24 lata do grupy 25-29 lat. Jest to wynikiem wyboru, jakiego coraz częściej dokonują ludzie młodzi decydując się najpierw na osiągnięcie określonego poziomu wykształcenia oraz stabilizacji ekonomicznej, a dopiero potem na założenie rodziny oraz jej powiększenie. Przeciętny wiek kobiet, które w 2002 r. urodziły dziecko wynosił 27,2 lat – niewiele więcej niż w latach 90-tych, natomiast wzrósł o 1 rok - do 24,6 lat - wiek kobiet rodzących pierwsze dziecko.
W 2002 r. współczynnik dzietności wynosił 1,25 i był najniższy od ponad 50 lat.” (
www.gus.pl)
Efekt i smutną skuteczność współczesnej polityki depopulacyjnej wobec Polaków ilustrują następujące dane (wybór: J. Kossecki). Depresyjny poziom, jaki dziś mamy dorównuje skutecznością poziomowi z pierwszych lat okupacji. To już niestety nie są prognozy tylko fakty. Aż dziw bierze, że w różnych mediach, środowiskach (także w tych zdawałoby się patriotycznych, narodowych, katolickich) jest to wciąż nie zauważony problem, przemilczane fakty. Oto dane.
Tabela. Wybrane elementy demografii Polski w okresie Generalnego Gubernatorstwa (GG) oraz okresu powojennego.

W swej książce Totalna wojna informacyjna XX wieku a II RP, (Kielce 1997) doc. Józef Kossecki przytacza materiały źródłowe i ukazuje aktualność niemieckiej polityki w dziedzinie walki demograficznej z Polakami. Oto obszerny cytat z tego dzieła (dodajmy, iż jego zdobycie w Polsce graniczy z cudem):
„Niezależnie od fizycznej eksterminacji poszczególnych grup obywateli RP - przede wszystkim ludności żydowskiej, a także elity polskiej zwłaszcza na terenach wcielonych do Rzeszy, hitlerowcy starali się niszczyć polski potencjał biologiczny również metodami bardziej wyrafinowanymi - wchodzącymi częściowo w zakres totalnej wojny informacyjnej. Dowody na to znaleźć można w dokumentach sprawy SS-Brigadefhrera Carla Clauberga. Jeden z tych dokumentów dotyczy Genralnego Planu Wschodniego Reichsfhrera SS, omawia politykę demograficzną nie tylko w stosunku do ludności polskiej, ale również rosyjskiej, ukraińskiej, a nawet narodów kaukaskich, opracowany został przez dr Erhardta Wetzela - radcę w Urzędzie dla Spraw Rasowo-Politycznych NSDAP. Pochodzi on z 1942 r., a więc z okresu gdy hitlerowcy odnosili sukcesy na froncie wschodnim i wydawało im się, że wygrają wojnę, a w związku z tym będą mieli dość czasu i możliwości, by w pełni zrealizować swe plany. W dokumencie tym czytamy m. in.[4]:
Powinno być oczywiste, że polskiej kwestii nie można rozwiązać w ten sposób, że zlikwiduje się Polaków, podobnie jak Żydów. Tego rodzaju rozwiązanie kwestii polskiej obciążyłoby naród niemiecki na daleką przyszłość i odebrałoby nam wszędzie sympatię, zwłaszcza że inne sąsiednie narody musiałyby się liczyć z możliwością, iż w odpowiednim czasie potraktowane zostaną podobnie. Moim zdaniem, musi zostać znaleziony taki sposób rozwiązania kwestii polskiej, ażeby wyżej wskazane polityczne niebezpieczeństwa zostały sprowadzone do możliwie najmniejszych rozmiarów. (...)
Celem niemieckiej polityki ludnościowej na rosyjskim terenie będzie musiało być sprowadzenie liczby urodzin do poziomu leżącego poniżej liczby niemieckiej. To samo zresztą powinno odnosić się także do szczególnie płodnej ludności kaukaskiego terenu, a później częściowo także do Ukrainy. Na razie leży w naszym interesie powiększenie liczby Ukraińców jako przeciwwagi w stosunku do Rosjan. Nie powinno to jednak doprowadzić do tego, ażeby Ukraińcy zajęli później miejsce Rosjan.
Aby doprowadzić na wschodnich terenach do znośnego dla nas rozmnażania się ludności, jest nagląco konieczne zaniechanie na wschodzie tych wszystkich środków, które zastosowaliśmy w Rzeszy celem podwyższenia liczby urodzin. Na terenach tych musimy świadomie prowadzić negatywną politykę ludnościową. Poprzez środki propagandowe, a w szczególności przez prasę, radio, kino, ulotki, krótkie broszury, odczyty uświadamiające itp. należy stale wpajać w ludność myśl, jak szkodliwą rzeczą jest posiadanie wielu dzieci. Powinno się wskazywać koszty, jakie dzieci powodują, na to, co można by zdobyć dla siebie za te wydatki. Można wskazywać na wielkie niebezpieczeństwa dla zdrowia, które mogą grozić kobiecie przy porodzie itp. Obok tej propagandy powinna być prowadzona na wielką skalę propaganda środków zapobiegawczych. Przemysł produkujący tego rodzaju środki musi zostać specjalnie stworzony. Nie może być karalne zachwalanie i rozpowszechnianie środków zapobiegawczych ani też spędzanie płodu. Należy też w pełni popierać powstawanie zakładów dla spędzania płodu. Można wykształcić np. akuszerki lub felczerki w robieniu sztucznych poronień. Im bardziej fachowo będą przeprowadzane poronienia, tym większego zaufania nabierze do nich ludność. Rozumie się samo przez się, że i lekarz musi być upoważniony do robienia tych zabiegów, przy czym nie może tu wchodzić w rachubę uchybienie zawodowej lekarskiej godności. Należy również propagować dobrowolną sterylizację. Nie powinno się zwalczać śmiertelności niemowląt. Nie może mieć miejsca również uświadamianie matek w zakresie pielęgnacji niemowląt i chorób dziecięcych. Trzeba się starać o to, aby wykształcenie rosyjskich lekarzy w tych dziedzinach wiedzy było możliwie jak najmniejsze. Nie wolno popierać domów dziecka itp. instytucji. (...) W każdym razie całkowite biologiczne wyniszczenie Rosjan nie może tak długo leżeć w naszym interesie, jak długo nie jesteśmy sami w stanie zapełnić tego terenu naszymi ludźmi. W przeciwnym bowiem razie inne narody objęłyby ten obszar, co również nie leżałoby w naszym interesie. Naszym celem przy wprowadzaniu tych środków jest tylko, ażeby Rosjan o tyle osłabić, ażeby nie mogli nas przytłaczać masą swoich ludzi. (...) Nam Niemcom chodzi tylko o to, ażeby naród rosyjski osłabić do tego stopnia, aby nigdy nie był on w stanie zagrażać niemieckiemu przewodnictwu na europejskim terenie. Do tego celu przybliżają nas wyżej wskazane drogi. Należy pamiętać również o tym, że stłoczenie mas ludzkich w miastach fabrycznych jest niewątpliwie najodpowiedniejszym środkiem ograniczenia rozmnażania się ludności. Powyżej omawiana propaganda i uświadamianie da się bowiem w miastach o wiele łatwiej przeprowadzić niż na wsi, zwłaszcza gdy chodzi o rozległe przestrzenie wschodu. (...)[5]
Omawiany wyżej plan zalecał również, by na roboty przymusowe do Niemiec wywozić przede wszystkim mężczyzn żonatych i kobiety zamężne, gdyż w ten sposób rozbija się rodziny, co wpłynie na zmniejszenie przyrostu naturalnego.
Zgodnie z powyższym planem Verordnung (Rozporządzenie) Generalnego Gubernatora Franka z dnia 9 marca 1943 r. wprowadziło pełną niekaralność aborcji dokonywanych przez Polki i przedstawicielki innych niższych narodów, zwiększono natomiast kary za aborcję dzieci niemieckich - aż do kary śmierci włącznie.
W 1942 r. na terenie Generalnego Gubernatorstwa stopa urodzeń wynosiła 18,6 promil, w 2003 r. w III RP wyniosła ona zaledwie 9,2 promil – czyli niecałą połowę tego co w podczas wojny i okupacji. Stopa urodzeń w Polsce od 1989 roku nie zapewnia już zastępowalności pokoleń, zaś jej poziom w 2003 r. oznacza, że populacja odtwarza się zaledwie w 60 procentach.Komentowanie tych faktów jest chyba zbędne. Czytelnik może sobie sam odpowiedzieć na pytanie: Czy Polska (i nie tylko Polska) współczesna jest przedmiotem agresji demograficznej, w której wykorzystywane są metody zalecane przez hitlerowskich ekspertów.” (J. Kossecki).
Skąd to dążenie do wynarodowienia Polaków?
Przecież silna, niezależna Polska jest niewygodna, wręcz niebezpieczna dla Niemiec czy innych mocarstw. Do tego dochodzi jeszcze masońska fobia przed przeludnieniem i jego groźbą, którą od lat straszy się w Europie. Jaki jest efekt? Europejczycy ulegają arabom, Turkom, algierczykom demograficznie.
W wielu środowiskach słyszy się głos, że ktoś kiedyś, jakiś Klub Rzymski wyznaczył, iż Polaków ma być 15 milionów i ta polityka jest teraz realizowana. Skąd to wiadomo? Wielu o tym mówi, profesorowie o tym piszą w swych książkach, ale niewielu przytacza rzeczowe źródła. Poniżej przedstawmy wywiad, jaki przeprowadzono z prof. Meadowsem w socjalistycznej „Kulturze” w 1975 r. Wspomniany profesor były w ścisłym gronie Klubu Rzymskiego, który opracował raport „Granice wzrostu”. Ciężko o bardziej źródłową wypowiedź. On to bardzo wyraźnie podaje konkretną liczbę ludności dla Polski – 15 milionów obywateli, która według niego jest wielkością optymalną. Ze względu na źródłową treść owego wywiadu przytoczmy go w całości.
„Granice prognozyWywiad z profesorem Dennisem L. Meadows
[2 „Kultura” 12 stycznia 1975r., s.7]
Amerykanin Dennis L. Meadows z Dartmouth, College (Manover[?], USA) jest jenym z autorów futurologicznego opracowania, znanego pod nazwą bądź to „Raportu Rzymskiego”, bądź „Granice Wzrostu”. „Raport” wywołał w swoim czasie falę dyskusji, kontrowersji, nieporozumień.
Z polskiego punktu widzenia, wiele tez i koncepcji rozwiniętych w „Raporcie”, a zwłaszcza jego konkluzje, mają charakter co najmniej problematyczny.
Dzięki za wszystko współpracy UNESCO z Ministerstwem Nauki, Szkolnictwa Wyższego i Techniki oraz Instytutem Organizacji i Kierowania PAN, w grudniu 1974 roku odbyło się w Jabłonnie pod Warszawą drugie międzynarodowe seminarium, poświęcone kierunkom modelowania matematycznego.
Na seminarium to przybył również prof. D. L. Meandows.
ANDRZEJ BONARSKI: Od czasu wydania „Granic wzrostu”, czy też „Raportu Rzymskiego” jak niekiedy inaczej nazywa się tę prognozę dla świata, minęło prawie 3 lata. Jak dzisiaj odnosi się Pan do podstawowej konkluzji „Raportu” – do konkluzji i postulatu […]: „zerowa stopa wzrostu”?
PROF. DENNIS L. MEADOWS: Jeżeli czytał Pan książkę, to wie Pan, co postulowaliśmy po wykonaniu badań. Uznaliśmy, że rozwój związany jst z pięcioma podstawowymi czynnikami: liczba ludności, produkcja żywności, wykorzystywaniem zasobów naturalnych, produkcją przemysłową i zanieczyszczeniem środowiska.
W naszej grupie, której trzon stanowi 15 osób tak czy inaczej związanych z Massachusetts Institute of Technology, udało się stworzyć stymulacyjny model świata. Jak Pan pewnie wie, oparliśmy się na koncepcjach rozwiniętych przez Jay W. Farresiera i jego Zespołu Dynamiki Systemów. W początkach roku 1972 mieliśmy już wyniki. Uważam, że nie utraciły swojej aktualności.
A. B.: To znaczy nadal „wzrost zerowy”?
D. L. M.: Tak. Dalszy przyrost ludności, wzrost produkcji przemysłowej, coraz większe zużycie energii i zasobów naturalnych, zanieczyszczenie środowiska i coraz większy niedobór żywności – wszystko to jest niestety faktem.
Należy zmienić politykę wzrostu. Obecnie już ludność i zużycie – w najszerszym sensie znaczenia tego słowa – przewyższają zapasy. Grozi nam zawał.
I stąd: państwa powinny prowadzić taką politykę, która zagwarantowałaby stan stały – równowagę ludności, zużycia materiałów i surowców, energii i żywności.
Obserwujemy głód w Azji i dwukrotny wzrost kosztów utrzymania w krajach rozwiniętych. Obserwujemy zanieczyszczenie oceanu światowego, atmosfery i ziemi. Bezpośrednio głoduje kilkadziesiąt milionów ludzi. To chyba wystarczy.
Zdaje Pan sobie sprawę, iż obecnie, zmienność żadnego z pięciu istniejących parametrów modelu świata nie rokuje zmiany na lepsze. Więc nie zmieniłem swoich poglądów – myślę, że tylko „wzrost zerowy” może nas doprowadzić do stanu równowagi światowej. Owszem, mogę dodać, że obecnie bardziej niż poprzednio liczę się z czynnikami o charakterze polityczno-społecznym.
A. B.: Jak to należy rozumieć?
D. L. M.: Między innymi mam na przykład na myśli nierównomierną dystrybucję żywności, inwestycji, kapitału i tak dalej. Te czynniki o charakterze społeczno-politycznym jeszcze pogarszają sytuację.
A. B.: Zrobiliście – mówię o Panu i Pana kolegach - „Raport” nie dla bogatych. Dla bidnych i biedniejszych wydaje mi się czymś w rodzaju usprawiedliwienia koncepcji i praktyki, wybaczy Pan, neokolonializmu.
D. L. M.: To Pan powiedział. Zrobiliśmy „Raport” dla wszystkich. Również dla Bangladeszu. I Bangladesz upada, bez względu na humanitarne chęci i poglądy tych czy innych.
A. B.: Dlaczego?
D. L. M.: Bowiem ludność Bangladeszu wzrasta poza granice możliwości tego kraju. Ale dlaczego mamy mówić tylko o Bangladeszu? Innym krajom również grozi upadek. Mogą się trzymać trochę dłużej, ale kryzys tak czy inaczej przyjdzie, o ile będzie się lekceważyć fakty, o których staraliśmy się mówić możliwie dobitnie. O ile upadek Bangladeszu związany jest z czynnikiem ludnościowym, o tyle kryzys krajów rozwiniętych związany będzie z czynnikiem energetycznym i surowcowym. Może mi Pan odpowiedzieć, że np. RFN dobrze się trzyma. Czy wierzy Pan w wieczny wzrost?
A. B.: A czy Pan nie wierzy w postęp?
D. L. M.: W swoim czasie opracowanie, które sporządziliśmy na potrzeby Klubu Rzymskiego, nazwano ślepą opozycję wobec postępu, myślę, że jest to raczej opozycja wobec ślepego postępu.
A. B.: Wydaje mi się, że „Granice Wzrostu” nie uwzględniają różnic między typem gospodarki socjalistycznej i kapitalistycznej, że nie uwzględniają tępa, pomoglibyśmy nazwać socjalistyczną teorią wzrostu.
D. L. M.: Wolałbym odpowiedzieć nie bezpośrednio. Na przykład, jeżeli chodzi o Polskę, to sądzę, że macie zbyt duży przyrost ludności. 15 milionów ludności gwarantowałoby równowagę [podkreślenie – A. W.]. Dalej: jeżeli chodzi o Polskę, widzę takie problemy – po pierwsze: właśnie zahamowanie eksplozji demograficznej, po drugie: rozwijanie długofalowej polityki energetycznej, opartej o własne surowce – w tym przypadku węgiel – z uwzględnieniem problemu ochrony środowiska.
A. B.: Jak wyobraża sobie Pan drastyczne zahamowanie rozrodczości?
D. L. M.: Państwo o ustroju socjalistycznym ma w tej mierze szczególne możliwości. Aparat administracyjny i społeczny może stworzyć warunki przeciwdziałające nadmiernemu przyrostowi ludności.
A. B.: Czy nie wydaje się Panu, że każda rodzina może chcieć kiedyś mieć dzieci i ma do tego prawo?
D. L. M.: Absurd.
A. B.: Nie sądzę, by dało się tak całkowicie lekceważyć tradycję i biologię.
D. L. M.: Łatwo ją zmienić.
A. B.: A więc odmawia Pan ludziom prawa wolności posiadania potomstwa.
D. L. M.: Sądzę, że społeczeństwo – zwłaszcza wasze – winno rządzić się logiką. Społeczeństwo winno mieć wpływ na siebie samo. Choćby przez podatki, poprzez utrudnianie nadmiernego wzrostu ludności środkami administracyjnymi. Można stworzyć całą politykę sterującą rozrodczością.
A. B.: Wciąż mi się zdaje, że nie chce Pan widzieć, czy też, ze nie widzi Pan różnic między tym, co […] wspólnie nazywamy kapitalizmem i socjalizmem.
D. L. M.: W sprawie granic wzrostu nie. Są oczywiście pewne różnice. W ustroju socjalistycznym może działać więcej skutecznych mechanizmów hamujących nadmierny wzrost. Mogą działać mechanizmy sprzyjające równomiernemu podziałowi dóbr. W państwach kapitalistycznych po prostu dyskryminuje się biednych. Ale społeczeństwa – także wasze – przywiązują coraz większą wagę do konsumpcji indywidualnej. W jakiej mierze jest pobliskie ideologicznemu pierwowzorowi pozostaje waszą sprawą. Na przykład uważam, że rozwijanie w Polsce przemysłu samochodowego i motoryzacji spowoduje – poza innymi szkodliwymi środkami- podział na bogatych i biedniejszych.
A. B.: Wybaczy Pan, ale mówi Pan z pozycji człowieka bogatego. „samochód” nie wydaje mi się „grzechem socjalizmu”, po prostu daje człowiekowi swobodę poruszania się.
D. L. M.: Bardzo łatwo jest ignorować konkluzję „wzrostu zerowego”. Zwłaszcza łatwo czyni się to przed wzbogaceniem się, które wiedzie do kryzysu. Jeżeli Polska w ciągu najbliższych pięcioleci wzbogaci się drogą niekontrolowanego wzrostu, znajdzie się w tych samych kłopotach co dzisiaj najbogatsi.
A. B.: „Raportowi” i chyba nie bez kozery, zarzucano to, że nie uwzględnia czynnika ludzkiego, humanistycznego. Czy sądzi Pan, ze „wzrost zerowy” przyniósłby człowiekowi szczęście, albo wrażając się minimalistycznie: mniej nieszczęść?
D. L. M.: Wierzę, że „wzrost zerowy” wcześniej czy później stanie się faktem. Wynika to analizy modelu świata. Może ten model jest jeszcze niedoskonały, ale nie jest zupełnie zły. „Zerowy wzrost” da człowiekowi satysfakcję, to pewne. Jeżeli zignorujemy to, czegośmy się już dowiedzieli, czeka nas świat nierówności i centralizacji. Czy sądzi Pan, że byłby to świat szczęśliwy?
A. B.: W tych zagadnieniach jestem o wiele mniej kompetentny od Pana, nie mniej wydaje mi się, że społeczeństwa, oparte na innych niż zachodnie, fundamentach ekonomicznych i społecznych. Inaczej będą rozwiązywać swoje dylematy wzrostu i jego kontroli.
D. L. M.: Czułbym się źle, gdybym kurtuazyjnie, jako wasz gość, zgodził się z Panem. Nie mniej żadne prognoza nie jest pewna.
Rozmawiał: ANDRZEJ BONARSKI”
Warto zachować te materiały, szczególnie chociażby dla tych, którzy będą nam zarzucali spiskową teorię świata itp.
Oddając głos faktom i źródłom zobaczmy, jak prowadzona polityka depopulacyjna (co ciekawe najbardziej widoczna od czasów tzw. upadku komuny, a nie za czasów gierkowskich czy pogierkowskich, gdzie przyrost naturalny był bardzo duży). Jako źródła posłużą nam oficjalne dane publikowane przez Główny Urząd Statystyczny (
www.gus.pl). W najnowszych danych omawiających np. pierwsze półrocze 2005 r. czytamy np. o następujących negatywnych zjawiska jak zmniejszanie się liczby ludności, wzrost rozwodów…
„W końcu czerwca 2005 r.
ludność Polski liczyła ok. 38161,3 tys. osób, tj. o prawie 19 tys. mniej niż przed rokiem i o 12,5 tys. mniej niż w końcu roku 2004. W I półroczu br. stopa przyrostu rzeczywistego była ujemna i podobnie jak przed rokiem wyniosła -0,03% (liczba ludności zmniejszyła się wówczas o 10 tys.). W dniu 30 czerwca br. w miastach mieszkało 23450,6 tys. ludności (61,5%), na wsi 14710,7 tys. Współczynnik feminizacji wynosił 106,7.
Liczba ludności Polski zmniejsza się od 1999 roku. Przyczyną jest ujemne – praktycznie w całym okresie powojennymi – saldo migracji zagranicznych na pobyt stały oraz – obserwowany od 2002 roku – ujemny przyrost naturalny (ubytek naturalny), tj. rejestrowana jest większa liczba zgonów niż liczba urodzeń.
W okresie styczeń-czerwiec br. [2005]
zarejestrowano 183,2 tys. urodzeń żywych, co oznacza wzrost o 5,7 tys. w stosunku do wielkości w analogicznym okresie ub. roku. Należy podkreślić, że po trwającym od 1984 roku spadku liczby urodzeń – bieżący rok jest drugim z kolei, w którym odnotowuje się zwiększoną ich liczbę. Współczynnik urodzeń wzrósł o 0,3 pkt do poziomu 9,6‰. Ludność wiejska charakteryzuje się większą rozrodczością; współczynnik urodzeń kształtował się tam na poziomie 10,5‰, w miastach 9,0‰.
W stosunku do wielkości rejestrowanych
w I półroczu ub. roku zwiększyła się także – o 6,3 tys. – liczba zgonów, zmarło 190,4 tys. osób; wzrósł także (o ponad 0,3 pkt) współczynnik zgonów i wyniósł 10,0‰. Wśród ludności mieszkającej na wsi obserwuje się wyższą umieralność; współczynnik zgonów wyniósł tam 10,5‰, w miastach 9,6‰.
Różnica między liczbą urodzeń i zgonów, tj. przyrost naturalny – pozostał ujemny. W stosunku do liczby urodzeń odnotowano o 7,2 tys. więcej zgonów (przed rokiem ubytek naturalny wyniósł 6,6 tys.). Współczynnik przyrostu naturalnego kształtował się na poziomie minus 0,4‰ (przed rokiem -0,3‰); w miastach był także ujemny (-0,6‰), na wsi – dodatni, ale bliski zeru. […]
W okresie minionych 6 miesięcy
zawarto 72,3 tys. związków małżeńskich – niewiele więcej (o 0,3 tys.) niż w I półroczu 2004 r. Z liczby tej prawie 70% stanowiły małżeństwa wyznaniowe, tj. zawarte w kościele (związku wyznaniowym) i zarejestrowane w urzędzie stanu cywilnego. Współczynnik małżeństw pozostał na poziomie sprzed roku i wyniósł 3,8‰. – podobnie w miastach i na wsi.
Istotnie, bo o ponad 6 tys. (tj. o ¼ w stosunku do ub. roku) zwiększyła się liczba orzeczonych rozwodów.
Rozwiodło się 29,6 tys. par małżeńskich, a w przypadku kolejnych ponad 5 tys. małżeństw orzeczono separację (w I półroczu ub. roku 1,6 tys.). Liczba rozwodów w miastach (23,4 tys.) była prawie 4-krotnie wyższa niż na wsi, w przypadku separacji (3,3 tys.) – prawie 2-krotnie wyższa. Współczynnik rozwodów wzrósł o 0,4 pkt i wyniósł 1,6‰.
Podstawowe dane demograficzne prezentuje poniższa tablica:

a) Począwszy od 2000 r. dane o liczbie ludności oraz dotyczące współczynników na 1000 ludności zostały opracowane w oparciu o wyniki NSP’2002 r.” (Źródło:
www.gus.pl/ludnosc)
Bardzo ciekawe dane demograficzne znajdujmy w opracowaniach GUSu dotyczących roku 2003 i tendencji demograficznych występujących do tego roku. Już pobieżna analiza tych danych powinna budzić wielki niepokój o kondycję demograficzną Polski. Poniżej obszerne fragmenty opracowania Głównego Urzędu Statystycznego noszącego tytuł: Podstawowe informacje o rozwoju demograficznym Polski do 2003 roku.
„Stan ludności i dynamika przyrostu DOKONCZYC
http://www.awronka.nazwa.pl/bazya/archiwumtxt/demografiadawniej.htm